Siódme oko (1/2)

281 43 92
                                    

Z błogiego snu wyrwał ich głośny huk tłuczonego szkła. Toby, otwierając jedno oko, zerknął na stojący na szafce nocnej zegarek i skrzywił się lekko na widok godziny. Przetarł zaspaną twarz i delikatnie wyplątał z objęć leżącego obok przyjaciela, śmiejąc się pod nosem na widok jego porannej fryzury.

- Która godzina? - zapytał cicho Charlie zachrypniętym głosem.

- Ósma. Zdecydowanie za wcześnie. Śpij dalej - odpowiedział mu Toby, układając się z powrotem do spania i wtulając twarz w miękką poduszkę. Charlie tymczasem przeciągnął się ospale, ziewnął głośno i odwrócił się na drugi bok, próbując na nowo zasnąć. Żaden z nich nie pamiętał, co tak brutalnie wyrwało ich ze snu.

Przypomniał im mrożący krew w żyłach żeński krzyk.

Obaj gwałtownie zerwali się z łóżka i już w pełni rozbudzeni zbiegli po schodach, niemal z nich spadając. Wparowali do przytulnie urządzonej, białej kuchni, w której znajdowali się rodzice Tobiasa razem z Ashley. Rudowłosa dziewczyna stała przy dużych, szklanych drzwiach prowadzących do ogrodu, a usta zasłonięte miała drżącą dłonią. Jej intensywnie zielone oczy zaszły łzami.

Pan Park szybkim krokiem przeszedł do salonu z telefonem przy uchu, posyłając żonie porozumiewawcze spojrzenie, podczas gdy ona pośpiesznie zgarniała zmiotką i szufelką szklane odłamki swojej ulubionej szklanki.

- Obudziliśmy was, przepraszam - odezwała się pani Park, nie patrząc nawet na chłopców. Niedbale wrzuciła szkło do śmietnika, po czym przetarła dyskretnie oczy, próbując powstrzymać napływające łzy.

- Co się stało? - zapytał przerażony Tobias. Niepewnie ruszył w stronę siostry, jednak drogę szybko zatarasowała mu mama.

- Nic takiego, synku. Naprawdę. Idźcie jeszcze spać. Obudzę was, jak zrobię śniadanie.

- Mamo, słyszeliśmy krzyk. Co się stało? - Pani Park spuściła wzrok.

- Ashley zobaczyła mysz? - Bardziej spytała niż odpowiedziała, na co Tobias przewrócił oczami. Z sekundy na sekundę był coraz bardziej zdenerwowany.

- Mamo, do cholery jasnej!

Nagle Ash chwiejnym krokiem odeszła od szyby i pustym wzrokiem spojrzała na brata.

Ten widok złamał jego serce. Jej naturalnie blada twarz pozbawiona była wszelkich kolorów,a niepomalowane usta gwałtownie posiniały. Drżącą ręką złapała się na głowę, a jej ciało chwiało się na niestabilnych nogach.Tobias nie mógł na to patrzeć. Co mogło doprowadzić jego ukochaną siostrę do takiego stanu? Co zniszczyło tę niezniszczalną dziewczynę?

- Słabo mi się robi - wyszeptała cicho, ruszając w stronę łazienki. Pani Park od razu pobiegła za córką i już chwilę potem po całym domu niosły się nieprzyjemne odgłosy wymiotowania przerywane co chwilę zawodzącym płaczem.

Serce Tobiasa zaczęło walić jak oszalałe. Żołądek podszedł mu go gardła, a oddech stał się płytki. Miał wrażenie, że sam zaraz zwymiotuje z niepewności i przerażenia. Na trzęsących się nogach podszedł tam, gdzie chwilę wcześniej stała starsza siostra i spojrzał na ogród. Jego wzrok zatrzymał się na dziwnym obiekcie leżącym na samym końcu podwórka, gdzie niegdyś stało masywne ogrodzenie. W miejscu, gdzie kończyła się idealnie skoszona trawa, a zaczynał przepiękny las.
Sfrustrowany Toby zmrużył oczy, próbując skupić wzrok iw duchu przeklinając się, że nie wziął ze sobą okularów, a Charlie niepostrzeżenie stanął tuż za nim i nabrał gwałtownie powietrza do płuc.

- Toby, to są... - zaczął, wiedząc, że Tobias bez okularów jest ślepy jak kret. Szukał w głowie słów, których powinien użyć, aby przekazać przyjacielowi informacje możliwie jak najłagodniej.

*W trakcie edycji* HeterochromiaWhere stories live. Discover now