Piorun

823 20 6
                                    

Witajcie ponownie! Na samym początku chciałabym bardzo podziękować za wszystkie komentarze! Jest mi niezmiernie miło, że chcecie czytać moje opowiadanie i że Wam się ono podoba. Od początku prowadzę je według mojej wizji, od początku chciałam je pokierować w sposób, nie pomijający oczywiście formatu serialu TVP - czyli codziennego życia połączonego z komedią :) Wszystko co się tu dzieje jest moim prywatnym wytworem wyobraźni (poza bohaterami oczywiście). Bo dlaczego ma być ciągle pod górkę? Niech i ta para zazna troszeczkę przyjemności. Muszę tu dodać, że moja wizja zmierza już ku końcowi, ale póki mam pomysł, poprowadzę tę historię najlepiej jak będę potrafiła. Zatem zapraszam do kolejnego rozdziału, przenosimy się troszeczkę w czasie.  Niezmiennie życzę mam nadzieję miłej lektury :)


4 miesiące później...

Nadszedł wyczekiwany przez wszystkich dzień. Dzień ślubu Marty i Krzyśka. Po wielu trudnych przygodach tej pary wreszcie doszło do pojednania i dowodem tego był dzisiejszy dzień. Ważny dla każdego z grona ich bliskich. Każdy wiedział, że ta dwójka jest stworzona dla siebie i kwestią czasu było to kiedy ten wielki dzień nastąpi. Niemniej niż wszyscy, ze ślubu swojego brata cieszyła się Sylwia. Szczęśliwa jego szczęściem nie mogła się doczekać uroczystości. Kiedy jednak zegar wybił godzinę, w której należało się do niej przygotować, nastąpiła niemała "tragedia":

- Nie! To wszystko nie ma sensu! - krzyknęła Sylwia z całej siły, na co przerażony Paweł wyskoczył z łazienki w obawie, że coś jej się stało.

- Co się dzieje Sylwia?! - z takimi słowami wszedł do pokoju, w którym zobaczył blondynkę w niecodziennej sytuacji: Sylwia stała przed szafą cała zapłakana, miała na sobie ciemnozieloną sukienkę, która za żadne skarby świata nie chciała się dopiąć. Widząc taki obraz Radecki zaśmiał się w głos, co obyło się z jeszcze większym wybuchem płaczu u blondynki. 

- Nigdzie nie idę! - krzyknęła oburzona

- Słucham? Chyba żartujesz.. - odpowiedział Paweł

- Nie żartuje, ślepy jesteś, w nic się nie mieszczę! Boże, ja dopiero co kupiłam tę sukienkę, specjalnie na dziś, a teraz co...  - mówiła zrozpaczona 

- Sylwia.. uspokój się. 

- Jak ja się mam uspokoić - podeszła do lustra - widzisz jak ja wyglądam.. Jak jakiś pączek..

Po jej słowach Radecki podszedł do niej i stanął obok również patrząc w odbicie w lustrze, w którym widać było teraz ich oboje. Zwrócił uwagę na nienaganną sylwetkę ukochanej, której jedynym "mankamentem" był zaokrąglony brzuch.

- Jak pączek mówisz... - zaczął Paweł - no.. ale za to bardzo słodki - uśmiechnął się do kobiety, a ta po raz kolejny wybuchła płaczem 

- Sylwia, przestań już - przytulił ją do siebie, a następnie odsunął spojrzał w oczy i powiedział: dla mnie nigdy nie wyglądałaś piękniej. Nawet jeśli ubrałabyś dzisiaj worek to będziesz najpiękniejszą kobietą na tej uroczystości. - po tych słowach objął ją delikatnie i dotknął jej mocno widocznego już brzucha. Sylwia uśmiechnęła się delikatnie, przytuliła się tylko do Pawła i powiedziała.

- To muszę iść kupić sobie ten worek. Bo inaczej pójdę tam w piżamie. 

- Wiesz co, mam pomysł. Ty tu sobie zostań, odpocznij, zrelaksuj się, a ja się przejdę i wybiorę dla Ciebie ten "worek" co?

- Oszalałeś, przecież ja muszę przymierzyć sukienkę, żebym się w nią zmieściła. Nie mamy czasu na poprawki, ślub jest dzisiaj!

- Zaufaj mi, poradzę sobie. Będziesz zadowolona, obiecuję.

Rozprawa o szczęścieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz