Somewhere in my memory

4.1K 191 112
                                    

Była to połowa niezwykle mroźnego grudnia. Śnieg zdążył pokryć swoją białą, puszystą powłoką wszystkie dachy, drzewa i chodniki ulicy Pokątnej. Uzbrojeni w czapki, szaliki i rękawiczki ludzie, za nic mieli sobie mróz i zimne podmuchy wiatru. Dzielnie maszerowali wzdłuż sklepowych witryn, które wabiły ich do środka bogatymi wystawami i słodkim zapachem. Zaopatrzeni w różdżki właściciele sklepów dbali, by chodniki były zawsze odśnieżone, a sople zwisające z dachów nie spadły nikomu na głowę. Dzieci z głośnym śmiechem i dzikim pożądaniem w oczach przyklejały się do wystawowych szyb, by chłonąć wzrokiem wszystkie cuda  jakie znajdowały się wewnątrz sklepików. 

- Mamo, mamo! - krzyczał w głos pewien chłopiec podbiegając do rodzicielki, która właśnie toczyła żywą rozmowę z napotkaną wcześniej znajomą. 

- Tak Kevin? - zapytała go kobieta odwracając się wciąż z uśmiechem na ustach. 

- Mamo, mogę kupić tę nową czekoladę z Miodowego Królestwa? - zapytał prawie podskakując w miejscu. 

- Nową czekoladę? - zdumiała się matka. Mały Kevin jej przytaknął. 

- Tak! Tę wielką, strzelającą czekoladę którą zrobiła ta nowa pracownica - wyjaśnił i chwycił matkę za rękaw. - Proooszę! - zawył. Kobieta przewróciła oczami i spojrzała na swoją znajomą, która także uśmiechała się pod nosem. 

- Odkąd właściciel Miodowego Królestwa zatrudnił tą dziewczynę, dzieciaki oszalały na punkcie jej wyrobów. Gdybym nie była stanowcza pewnie wydałabym majątek na te wszystkie czekoladki i ciasteczka w kształcie mioteł, zniczy i magicznych zwierząt - westchnęła. 

- Nie musisz mi o tym mówić - odparła znajoma. - Mój mąż chodzi tam co najmniej raz w tygodniu, przytył już pięć kilo - zarechotała. 

Obie kobiety śmiejąc się i żartując ruszyły w stronę sklepu ze słodyczami. Pierwszy, niczym huragan, popędził mały Kevin. Gdy tylko otworzył drzwi, dzwonek zawieszony nad wejściem zabrzęczał dźwięcznie, a promienna twarz młodej dziewczyny przywitała go z szerokim uśmiechem.  

- Witam w Miodowym Królestwie! - powiedziała słodko, a chłopcu na sam widok jej osoby zrobiło się ciepło.  - W czym mogę pomóc? - zapytała i zerknęła na wchodzące za chłopcem kobiety. Kevin tylko na to czekał. 

- Poproszę tę wielką, strzelającą czekoladę! - wykrzyczał i gdy w końcu w jego dłonie trafiła wymarzona tabliczka niemal pisnął z radości. 

- Ile za to cudo? - zapytała matka chłopca wyjmując z torebki portfel. 

- Dwa galeony, proszę pani - odparła dziewczyna. 

- Kevin, czy możemy to uznać za prezent na Mikołaja? - matka zwróciła się do syna. Chłopiec przytaknął i wciąż wpatrywał się w piękne opakowanie czekoladowej tabliczki. Już po chwili w sklepie zaroiło się od nowych klientów. Zapach wanilii, cynamonu, czekolady i korzennych ciasteczek wabił zmarzniętych przechodniów. Była jednak osoba, która nic nie robiła sobie z tego całego przedświątecznego zamieszania. Cicha i milcząca przemykała ulicami Pokątnej niemal nie zauważona przez innych. Młody mężczyzna, ubrany w długi, ciemny płaszcz z wysokim kołnierzem zatrzymał się na chwilę przed witryną sklepu ze słodyczami. Spojrzał przez szybę na tłoczący się wewnątrz tłum i z wyrazem pogardy na twarzy ruszył dalej. Nie znosił Świąt. Nie znosił wszystkiego co było z nimi związane, więc przyspieszył kroku. Chciał jak najszybciej opuścić to miejsce.

~

Zrzucając z siebie płaszcz w przedpokoju, przeszedł do kuchni i zaklęciem włączył stojący na blacie całkowicie mugolski ekspres do kawy. Była to jedyna rzecz z niemagicznego świata, bez której nie umiałby się już obejść. Mimo późnych godzin wieczornych nie potrafił sobie odmówić tej ostatniej rzeczy, która jeszcze przynosiła mu jakąkolwiek przyjemność. Usiadł na kanapie czekając aż kawa się zaparzy i spojrzał na stojący niedaleko mały kalendarz . Dziesiąty grudnia... Ta data coś mu mówiła. Czuł w kościach że nie jest to zbyt przyjemne, dlatego ciągle wyrzucał to z pamięci. Nagle głośno westchnął uzmysłowiwszy sobie, co wiąże się z tym dniem. Ekspres właśnie zaczął pikać oznajmiając wykonanie zadania, gdy do drzwi Dracona rozległo się głośne pukanie. Ukrył twarz w dłoniach. Powtarzając w myślach niczym mantrę "Idź sobie, idź sobie", wstał, nalał kawy do ulubionej filiżanki i z powrotem usiadł w salonie. Pukanie ustało, więc zadowolony wziął pierwszy łyk. Wtem, drzwi do jego mieszkania otworzyły się z hukiem, prawie wypadając z zawiasów. Klamka trzasnęła o ścianę, posypał się tynk. W przejściu stanął Blaise Zabini, który trzymając w jednej ręce różdżkę a w drugiej olbrzymi, świąteczny wieniec, uśmiechał się od ucha do ucha zadowolony z siebie. 

Malfoy's Christmas Carol ~DRAMIONE ~ (krótkie opowiadanie) ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now