27.

3.1K 92 25
                                    


A maior prova de coragem é suportar as derrotas sem perder o ânimo.


Znajdź kogoś, kto sprawi, że nawet w najbardziej pochmurny dzień w roku zaświeci dla ciebie słońce.
Znajdź kogoś, kto mimo natłoku własnych problemów zawsze znajdzie jeszcze trochę miejsca w sercu na troszczenie się o twoje dobro.
Znajdź kogoś, niekoniecznie miłość twojego życia, a jedynie kompana w nierównej walce, z którym każdego ranka będziecie ramię w ramię mierzyć się z niesprawiedliwością tego świata.


Kap, kap, kap.
Jest strasznie cicho.
Kap, kap, kap.
Deszcz uderza rytmicznie o blaszany dach.
Kap, kap, kap.
Wdech, wydech, aż nadejdzie właściwy czas.
Kap, kap, kap.
Jest strasznie cicho.

W oczekiwaniu na Brazylijczyka, oparłam głowę o przyjemnie chłodną ścianę i przymknęłam oczy. Wszystko ostatnio działo się zbyt szybko, zbyt nerwowo, a i ja sama stałam się jeszcze bardziej przewrażliwiona, niż dotychczas.
Nie nadążałam przyswajać starych informacji, a już zasypywała mnie fala następnych, która sprawiała, że tonęłam. Tonęłam we własnych myślach, nie zaznając spokoju nawet w nocy. Miałam ochotę krzyczeć, wrzeszczeć i tupać nogami, żeby ktoś wreszcie wypuścił mnie z tego przeklętego labiryntu, do którego wepchnięto mnie jak naiwne jagnię, przeznaczone na pożarcie przez pradawną bestię, zwaną Złowrogą Dorosłością.
Wplotłam powoli dłonie w swoje, nadal wilgotne, włosy i oparłam łokcie na kolanach. Podniosłam zmęczony wzrok i wbiłam go w przeciwległą ścianę tak intensywnie, jak gdyby miała mi ona zdradzić odpowiedzi na wszystkie moje rozterki.
Rozczarowanie przyszło jednak bardzo szybko, bo ściana była pusta i nudna.
Zupełnie obojętna i jakby krzycząca: Radź sobie sam, żałosny, mały człowieczku!

Nie chciałam dać satysfakcji czemuś, co nawet nie oddycha, więc zebrałam w sobie resztki sił i dźwignęłam się z ławki, patrząc przy tym krytycznie w swoje odbicie w lustrze. Dokończyłam ubieranie wymiętych ciuchów, które wcześniej niedbale cisnęłam do szafki, poprawiłam włosy i opuściłam pomieszczenie, nie odważając się na spojrzenie jeszcze raz w bezlitosną taflę szkła. Na korytarzu było tak tłoczno, że ledwo udało mi się przedostać do wyjścia, przy którym umówiłam się z piłkarzem. Nigdy nie widziałam aż tylu kibiców w tym miejscu, jeśli nie był to akurat dzień meczu, ale widocznie trafiłam na okres szturmowania Camp Nou przez turystów. Usiadłam wygodnie na jednym z granatowych foteli i obserwowałam przewijające się koło mnie postacie, bębniąc przy tym niecierpliwie opuszkami palców w brzeg siedzenia. Po niedługim czasie na horyzoncie ukazało się moje wybawienie w postaci wysokiej, opalonej sylwetki z burzą nastroszonych, ciemnych włosów. Jednak rzeczywistość i tu musiała wtrącić swoje trzy grosze, pstrykając mnie w nos i popychając z powrotem na siedzenie. Okazało się bowiem, że nie tylko ja zauważyłam Brazylijczyka, bo w jego stronę odwrócił się ponad tuzin zaciekawionych głów. Jeden tuzin, a za nim drugi i trzeci i tak do momentu, aż zaczęłam mieć wrażenie, że dzieli mnie od Neymara kilka dobrych kilometrów.
Wspięłam się na palce, desperacko pragnąc zostać zauważona, ale nie było to możliwe przez tłum fanów, który oblepił piłkarza z dokładnością co do milimetra.

- To ja sobie tu postoję i poczekam - wymamrotałam pod nosem i oparłam się plecami o ścianę, patrząc z nadzieją na mozolnie ubywającą wielkość zgromadzenia wokół chłopaka. Co prawda nigdzie mi się nie spieszyło, chociaż mała, samolubna istotka wewnątrz mnie coraz uciążliwiej dawała o sobie znać, krzycząc na wszystkie strony, żeby wszyscy się odsunęli i dali jej wreszcie przejść, bo ten amant jest tylko i wyłącznie JEJ.
Jednak z mojego gardła nie wydobył się ani jeden dźwięk.
Czekałam cierpliwie w nieskończoność, będąc ostatnia w kolejce do wspaniałego idola ludzkości.

Kopciuszek na boiskuWhere stories live. Discover now