Cold

739 92 2
                                    


Mały Jisung dotarł na plac po piętnastej. Opatulony w te same, utrzymujące ciepło rzeczy co wcześniej. Nie wyrażając żadnych emocji wspiął się po drabince na pięterko wieżyczki. Wyciągnął z kolorowego plecaczka wcześniej przygotowaną poduszkę, o której pomyślał jak uprzedniego dnia mocno zmarzł w tyłek od siedzenia na lodowatej powierzchni. Rzuciwszy ją w kąt, usiadł wygodnie nogi splatając ze sobą przez co zwykły siad zmienił się w turecki. Rozejrzał się dookoła siebie, wdychając świeże, rześkie powietrze, które pomogło mu oczyścić umysł z wszystkich złych myśli. Subtelny powiew wiatru muskający jego buzię, sprawiał że jego ciało lekko drżało pod wpływem chłodu. Uwielbiał to uczucie, ale to nie tak, że nie lubił ciepła. Lubił je. Zwłaszcza w zimowe wieczory, kiedy wracał zziębnięty do domu i jego mama robiła mu ciepłe kakao, każąc zagrzać się przy kominku, po czym przynosiła koc i tuląc swojego syna pod nim, opowiadała mu różne historie. W taki sposób spędzali prawie każde zmierzchanie, czekając aż jego tata, a małżonek kobiety, wróci z pracy, kupując po drodze jakieś żelki lub batoniki dla najmłodszego. Prawie nigdy nie wytrzymał tak długo aby zobaczyć ojca i przytulić go na powitanie. Zawsze zasypiał i za każdym razem budził się dopiero rano w swoim łóżku, a jego rodzica już znowu nie było. Tęsknił za nim i jego ojciec dobrze o tym wiedział, toteż każdą wolną niedzielę poświęcał tylko jemu.

Wyciągnął swój notesik i zaczął koślawo kreślić znaczki układające się w słowa, a następnie zdania pełne błędów ortograficznych i braku poprawności stylistycznej. Czegóż tu się spodziewać po ośmiolatku? I tak był wśród najlepszych uczniów w szkole. Pogrążony w przelewaniu przemyśleń na kartkę, nawet nie zauważył pewnego chłopca, który wspiąwszy się na budowlę, zaczął się przyglądać Hanowi z ciekawością. Dzielił ich mostek między dwiema wieżyczkami. Nasz mały sentymentalista, oderwał na moment wzrok od zeszytu i spojrzał na osobę stojącą trzy metry dalej. Chłopczyk również miał na sobie grube, ciepłe ubrania. Długą czarną kurtkę puchową sięgającą do kolan, na głowie przydużą czapkę sowietkę, którą co chwila poprawiał małymi rączkami, na których miał szare, dwupalczaste rękawiczki, żeby nie zasłaniała mu pola widzenia. Jeden element jego ubioru rzucił się Jisungowi w oczy- Jego różowy szalik, owinięty szczelnie wokół jego szyi i zasłaniający mu połowę twarzy. Wpatrywali się w siebie w ciszy. Żaden z nich nie odezwał się do drugiego nawet słowem. Nowy przybysz obawiał się jak potraktuje go młodzieniec siedzący w rogu naprzeciwko. Co jeśli też będzie się z niego wyśmiewał? Po dziesięciu minutach rozbolały go mięśnie w udach od długiego stania na mrozie, więc ukucnął aby jakoś sobie ulżyć. Objął kolana ramionami i przechylił głowę w bok, wciąż wgapiając się w chłopca-pandę. Z kolei ten lekko się uśmiechnął, gdy tamten zmienił pozycję. W tej wyglądał jak pingwin. Mały, pulchniutki i chyba słodki, ale to już było mu ciężko ocenić. Nie widział dokładnie jego twarzy, na dodatek śnieg zaczął mocno sypać. Chłopcy postanowili, więc wracać do domu i równocześnie wstali, po chwili obdarzając się przelotnym spojrzeniem i kierując się na swoje salony.

✔The playground | JiLixOnde histórias criam vida. Descubra agora