Rozdział 11

585 48 5
                                    

~ Levi ~

Szkicowanie i planowanie pochłonęło całą moją uwagę. Co jakiś czas tylko podchodziłem do Erena, by zmierzyć dokładne wymiary. Skrzydła muszą być idealnie dopasowane, żeby było bezpiecznie – wiedziałem to z doświadczenia. Wieczorem razem udaliśmy się na kolację. Dzieciaki oczywiście były głośne i dużo gadały, a ja zajmowałem się jedzeniem, choć myślami byłem trochę daleko. Wyszedłem chwilę po Erenie, mając zamiar go dogonić, gdy zauważyłem, że kieruje się złym korytarzem. Tamten prowadził do piwnic... Wiem, że ma tam pokój, ale on chyba nie myśli...?

Prychnąłem i szybkim krokiem go dogoniłem, łapiąc za łokieć jeszcze zanim doszedł na schody. Obrócił się zaskoczony, ewidentnie mnie nie słyszał. Ja natomiast bez słowa zsunąłem dłoń do jego ręki i mocno splotłem nasze palce. Pociągnąłem go w przeciwną stronę, na drogę, która prowadziła do mojego pokoju. Jak minęliśmy drzwi do jadalni i zrobiło się ciszej to dopiero wtedy na niego spojrzałem.

— Coś ty sobie myślał, idąc tam, co? Czy to nie jest już jasne, że śpisz ze mną? Nie będę spał teraz sam, dzieciaku. A po ciuchy to pójdziemy rano, i tak będziesz się musiał przebrać do sprzątania. Ale nie uciekaj mi już tam bez zapowiedzenia — Miało to zabrzmieć jak rozkaz, ale wkradła się nuta prośby.

Nie chciałem teraz spać samemu w swoim pokoju. Niby był Nur... Ale on nie jest tak duży i ciepły jak Eren. Jednocześnie zbliżyłem się do niego tak, że stykaliśmy się ramionami. Jeśli bym nie zdążył go złapać, pewnie ten brak zauważyłbym niedługo. I oczywiście pędem bym do niego poleciał. A jakby spał to albo bym go przeniósł, albo położył obok. W żadnym wypadku nie chcę już zostawać sam...

~ Eren ~

Nagle poczułem, że ktoś mnie łapie za łokieć. Odwróciłem się zaskoczy i zobaczyłem kapitana Levia, który po chwili złapał mnie za rękę, zaciągając na drugą stronę korytarza. Słysząc jego słowa, na moich ustach zagościł uśmiech, a kiedy się przybliżył, bez chwili wahania pocałowałem go. Niby minęło tylko kilka dni od naszego pocałunku, lecz mi się ten okres czasu wydawał wiecznością. Spragniony jego warg pocałowałem go jeszcze raz, po czym się powoli odsunąłem. Nie chciałem go do niczego zmuszać, w końcu nie czytałem kapitanowi w myślach, więc nie byłem pewien czy chce jeszcze, czy też nie.

~ Levi ~

Mruknąłem cicho z zadowoleniem, gdy mnie pocałował. Puściłem jego dłoń, żeby następnie przekierować ręce na jego kark. Gdy się odsunął, zmarszczyłem lekko brwi. Złapałem w palce jego koszulę i popchnąłem go na ścianę, ale delikatnie, żeby sobie niczego nie zrobił. Potem pociągnąłem mocno w dół, do siebie, by łatwiej i wygodniej było mi go całować.

Przymknąłem oczy. Długi czas się od niego nie odsuwałem, jednak w końcu musiałem, ze względu na niego – nie potrafił aż tak długo jak ja wstrzymać oddechu. Wtedy też zabrałem ręce i otworzyłem oczy, by w następnej chwili znów spleść nasze palce. Zrobiłem pół kroku w przód, stając na palcach, ale i na jego butach. Nie był do końca wyprostowany, więc udało mi się sięgnąć ustami jego czoła. Potem cofnąłem się i poprowadziłem go dalej korytarzem. Przy odsuwaniu szepnąłem mu do ucha:

— Poczekaj, aż dojdziemy do pokoju i łóżka.

Oczywiście nie zamierzałem robić nic więcej, niż całowanie i przytulanie. Miałem nadzieję, że o tym pamięta.

~ Eren ~

Całe szczęście miał na całowanie taką samą ochotę co ja, bo popchnął mnie delikatnie na ścianę, z powrotem łącząc nasze usta. Znów powróciło to przyjemne uczucie, które zalało całe moje ciało. Mruknąłem zadowolony, lecz po chwili musiałem się oderwać od kapitana, bo zabrakło mi tlenu. Wtedy pocałował mnie w czoło, co z mojej perspektywy było urocze, po czym splótł nasze palce, kierując nas do pokoju.

Wiatr w skrzydłach ||Riren||Where stories live. Discover now