Prolog

2.5K 35 7
                                    

-Wstawaj do szkoły, Vi - zawołała głośno moja mama z dołu. Spojrzałam na zegarek, który pokazywał godzinę siódmą czterdzieści.

O kurwa, jestem spóźniona!

Szybko wyskoczyłam z łóżka, podbiegłam do szafy i wyciągnęłam czarną koronkową bieliznę, tego samego koloru spodnie z dziurami, białą bluzę z kapturem, i pobiegłam do łazienki, była ona dość duża, wysadzana białymi kafelkami. Po lewej stronie była biała umywalka, a nad nią wisiało lustro. Na wprost od drzwi była wanna, w rogu prysznic, a po prawej toaleta. Pierwsze co zrobiłam to spojrzałam w lustro i niemal się siebie wystraszyłam. Nie, że jestem jakoś bardzo brzydka, tylko zawsze jak rano wstaje to ani moja twarz, ani włosy nie chcą ze mną współpracować. Dalej w szybkim tempie umyłam zęby, twarz i rozczesałam moje długie brązowe włosy. Przebrałam się w wybrane ciuchy, pomalowałam tuszem rzęsy, zrobiłam brwi i pobiegłam na dół do kuchni.

Uśmiechnęłam się do mamy, która była wysoką farbowaną blondynką z brązowymi oczami. Była ubrana w podkreślającym talie, biały kombinezon z krótkim rękawem. Mama ubierała się modnie i była prawdziwą bizneswomen. Zawsze miałam z nią dobre relacje i mogłam o wszystkim pogadać, ale niestety często wyjeżdżała w delegacje. Z ojcem nie miałam kontaktu od urodzenia, i nawet nie chciałam, po tym jak dowiedziałam się, że zostawił moją mamę wtedy, gdy powiedziała mu, że jest z nim w ciąży. Pierdolony kretyn. Całe życie wychowywała mnie mama, była bardzo dzielna i cierpliwa, choć nie zawsze było ze mną lekko.

Aniołkiem to ja nie jestem.

-Wszystkiego najlepszego! - powiedziała mi mama, która wyrwała mnie z burzy myśli. No tak, dziś dwudziesty trzeci września, czyli najgorszy dzień w roku - moje urodziny.

-Wiesz, że nie lubię swoich urodzin - nigdy ich nie lubiłam, ludzie wydają się wtedy tacy sztuczni. Cały rok o tobie nie pomyślą, ale dziś przypomniał i o tobie Facebook lub Snapchat.

Japierdole. Zajebcie się wszyscy.

Chwyciłam jabłko, bo nie miałam czasu, aby zjeść porządne śniadanie i skierowałam się do wyjścia patrząc jeszcze w swoje odbicie w lustrze. Byłam brązowooką brunetką o wzroście sto sześćdziesiąt osiem centymetrów, nie mam idealnej figury, bo życie pokarało nas słodyczami i pizzą.

Nie do końca jest to karą, bo umówmy się smakują bosko.

Podeszłam do samochodu, który stał na podjeździe, wsiadłam i zatrzasnęłam za sobą drzwi. Szybko go odpaliłam i pojechałam do szkoły.

Wjechałam na szkolny parking. Wysiadłam z mojego czerwonego Audi r8 i skierowałam się do szkoły, z sześciominutowym spóźnieniem. Bywało gorzej. Udałam się do sali od matematyki.

- Przepraszam za spóźnienie - powiedziałam do Bufords. Wredna baba po piędziesiątce, wieczne na wszystkich wkurwiona i jakaś niewyżyta.

- Siadaj już, Foster - warknęła, a ja uśmiechnęłam się sztucznie.

Skierowałam się na koniec sali, do ostatniej samotnej ławki modląc się, żeby nikt nie złożył mi życzeń. Położyłam plecak na ławce i poszłam spać. Ten dzień nie może być udany.

*

Po lekcji wyszłam z sali i skierowałam się do następnej, dziękując niechętnie każdemu kto po drodze składał mi życzenia.

Większości nawet kurwa nie znałam.

Kolejna lekcja to historia. W końcu zauważyłam Tinę i Chrisa. Kurwa. Byli moimi najlepszymi przyjaciółmi i wiedziałam, że wymyślili coś specjalnie z okazji tego święta. Tina to wysoka, szczupła blondynka z jasnymi niebieskimi oczami, nie jest jednak jedną z tych wytapetowanych, szkolnych dziwek ze sztucznymi cyckami. Jest szczera i pomocna, czasem aż za bardzo, ale nie na siłę. Chris ma włosy w kolorze ciemnego blondu, zielone oczy i wysportowaną sylwetkę, gdyby nie był moim przyjacielem to brałbym. Jest typem osoby, która zawsze cię rozśmieszy i rozweseli. Mogę z nim pogadać i o chłopakach, i o dziewczynach. Chris jest bi. Nie kryje się z tym. Poznaliśmy się wszyscy w przedszkolu, kiedy oni pomogli mi napaść na chłopaka, który zabrał mi klocki i od tego czasu jesteśmy nierozłączni. W skrócie - z nimi nie można się nudzić. Stwierdziłam jednak, żeby nie będę podchodzić. Jednak, oni mnie zauważyli.

Japierdole, nie ma to jak urodzinowe szczęście.

- Hej, Vi! - krzyknęła Tina zwracając przy tym uwagę kilku osób. Nie patrzcie się kurwy.

-Cześć - mruknęłam niechętnie.

- Chcieliśmy ci życzyć... - zaczęła.

- Nie chce żadnych życzeń czy tam jakiś jebanych prezentów, okej? - przerwałam jej dość twardo, no ale kurwa, co roku to samo.

-Vic... To twoje urodziny i czy ci się to podoba czy nie masz dzisiaj imprezę w domu Chrisa - no i super. Postawiła mnie przed faktem dokonanym. Typowo. - Nie będziesz swoich osiemnastych urodzin przesiadywać w domu oglądając Netflixa, rozumiemy się? - przewróciłam oczami na jej słowa.

- Chris weź jej to wytłumacz... - poprosiłam go.

- Uważam, że Tina ma racje. Nie możesz wiecznie przesiadywać w domu i wychodzić z niego tylko do szkoły lub na pizze - po raz kolejny dzisiejszego dnia mam ochotę wszystkich zabić.

- Ale ja właśnie tak chce.

Jestem kurewsko aspołeczna.

- To sobie chciej, ale po lekcjach masz mieć zajebistą imprezę i koniec - wtrąciła twardo Tina.

Już zła i naburmuszona powędrowałam pod salę historyczną. Dlaczego nikt nie może zrozumieć tego, że ja po prostu nie lubię swoich urodzin? To takie trudne?

Meet a DevilWhere stories live. Discover now