Nigdy już ich nie zobaczę

55 2 1
                                    


20 sierpień.

Gdy samolot zaczął kołować poczułam ucisk w piersi, patrzyłam jak startujemy i miałam ochotę uciec. Obserwowałam wszystko przez okno, widziałam jak moje kochane miasto znika za mną, w tej chwili poczułam że zostawiam tam cząstkę mnie.

Lot trwał dziewięć godzin, starałam się zasnąć ale nie potrafiłam, wiem że gdy wyjdę z tego samolotu już nic nie będzie jak dawniej, wreszcie dotrze do mnie co się stało, zrozumiem że nie wrócę do domu i nie zobaczę jedynych bliskich mi osób, moje życie całkowicie się odmieni i będę musiała to zaakceptować.

Mam siedemnaście lat, praktycznie jestem już dorosła ale sąd myśli inaczej. Urodziłam się w Londynie i tam się wychowałam, kochałam to miejsce, nigdy nawet nie pomyślałam o wyjeździe a co dopiero o przeprowadzce, gdyby to ode mnie zależało zostałabym tam. Niestety moje zdanie się nie liczy, sąd podkreślił kilkakrotnie że to dla mojego dobra.. ale to gówno prawda, najlepiej było mi w domu, w moim mały pokoju który był fortecą chroniącą mnie przed tą cholerną rzeczywistością.

Wakacje się kończą a razem z nimi znika wszystko co kochałam. Cały lipiec spędziłam w sądzie, wreszcie usłyszałam werdykt:

„opiekę nad Natalie Stewart obejmie jej ciotka Nancy"

Modliłam się żeby tak nie było, nie widziałam ciotki od lat, ostatni raz przyjechała dziesięć lat temu i to był błąd, ledwie weszła do domu a już zaczęła się kłócić z moją mamą, są siostrami ale z tego co pamiętam nienawidzą się.. a tak przynajmniej było.

Moi rodzice są najwspanialszymi osobami na świecie, zawsze okazywali mi miłość, kochali mnie najbardziej na świecie. Spędzali ze mną każda wolną minutę byłam ich oczkiem w głowie. Właśnie byłam..

W dzień ukończenia szkoły pojechaliśmy cała rodziną zobaczyć wręczenie dyplomów, mój brat już tam na nas czekał był elegancko ubrany i bardzo zestresowany, dziś zaczynał dorosłe życie, miał iść do college, wyjechać i być niezależny. Już od kilku miesięcy mówił tylko o tym, cieszyłam się jego szczęście. Długo byliśmy w szkole ale po wszystkim wsiedliśmy do auta i ruszyliśmy do domu, tak jak zawsze zaczęłam się przepychać z Brandonem na tylnym siedzeniu, krzyczałam gdy zaczął mnie łaskotać, mama odwróciła się do nas i zaczęła się śmiać. Tata prowadził, zawsze był poważy i skupiony w trakcie jazdy ale dziś śmiał się razem z nami. Wszystko zaczynało mnie boleć przez łaskotanie Brandona zaczęłam mocniej krzyczeć.

- Taatoo – mówiłam przez zaciśnięte zęby – powiedz mu coś bo zaraz go zabije.. – rzucałam się jak głupia.

Wtedy tata się do nas odwrócił i powiedział że mamy przestać zachowywać się jak dzieci.

Tego dnia przez głupie wygłupy na tylnym siedzeniu tata pierwszy raz oderwał wzrok od jezdni, jeden pieprzony raz wystarczył żeby spowodować wypadek. Zderzyliśmy się z ciężarówką, z tego co później mi powiedziano była to wina drugiego kierowcy ale ja nie uwierzyłam. Nie pamiętam uderzenia ani bólu który spowodował. Obudziłam się dopiero w szpitalu, obok moje łóżka siedziała moja najlepsza przyjaciółka i mocno trzymała mnie za rękę.

W tamtym momencie zrozumiałam że coś jest nie tak, nigdzie nie widziałam rodziców ani Brandona który powinien stać i śmiać się ze mnie. Wreszcie lekarz wszystko mi wyjaśnił.

Wypadek był bardzo poważny, uderzyliśmy w ciężarówkę, dachowaliśmy, auto za nami nie zdążyło zahamować i uderzyło w nas z ogromną prędkością. Moi rodzice umarli na miejscu, powiedziano mi że nie cierpieli. Brandon ucierpiał najbardziej, bo to właśnie z jego strony uderzył samochód, w szpitalu próbowali mu pomóc ale obrażenia były zbyt rozległe, umarł na stole operacyjnym. Patrzyłam na lekarza czekając aż powie że to żart i że rodzice czekają na korytarzu ale ten tylko spuścił wzrok i powiedział że mu przykro.

Mu kurwa było przykro?! W trakcie kilku minut całe życie obróciło mi się do góry nogami, straciłam wszystko co kochałam, straciłam sens mojego życia. Zaczęłam krzyczeć i płakać, obwiniałam za to każdego, byłam wściekła na lekarzy, na tego idioty który w nas uderzył.. żałowałam że nie umarłam razem z nimi, zostałam sama i nie miałam już nikogo.

Później okazało się że leżałam kilka tygodni w śpiączce, lekarze nie dawali mi szans, wszyscy mówili że to cud że żyje. Dla mnie to nie był żaden pieprzony cud, czułam się jakbym umierała, z każdą minuta traciłam nadziej.. tego samego dnia gdy się obudziłam chciałam popełnić samobójstwo, wzięłam jakieś proszki które porwałam z wózka pielęgniarki. Bóg chyba dobrze bawił się moim kosztem bo jakimś pieprzonym cudem znów przeżyłam.

Sąd stwierdził że nie jestem w stanie sama mieszkać, to przez to że chciałam się zabić, bali się że znów to zrobię. Przez cały miesiąc gdy toczyła się rozprawa była w domu dziecka, dopiero wtedy dotarło do mnie że jest sierotą, zostałam sama i jestem bezbronna.

Wiec właśnie dlatego jestem teraz w tym pieprzonym samolocie i lecę do ciotki Nancy, mieszka w Los Angeles więc musiałam się przeprowadzić. Mój opiekun szedł ze mną aż do samego samolotu, musiał dopilnować że do niego wsiądę i nie ucieknę. Wszyscy powtarzali mi że będzie dobrze, że zacznę nowe wspaniałe życie i że będę szczęśliwa. Nie wiem jakim idiotą trzeba być żeby w to uwierzyć.

Po tym wszystkim urwałam kontakt ze znajomymi, przychodzili do mnie do szpitala ale pielęgniarki wypraszały ich na moje polecenie. Nie poddawali się, przychodzili do domu dziecka a nawet na rozprawy ale ja ani razu na nich nie spojrzała, nie byłam w stanie. Wiedziałam co powiedzą a ja nie miałam siły udawać że nic się nie stało, nie chciałam żeby widzieli mnie w takim stanie. Zawsze byłam twardą osobą i to ja ich wspierałam, nie chciałam żeby role się odwróciły, jedyne czego wtedy potrzebowałam to mojej rodziny. Siedząc w sądzie błagałam żeby pozwolili mi tu zostać, to jedyne miejsce w którym chce mieszkać, tutaj mam dom i wspomnienia, tak strasznie bałam się że jeśli tu nie zostanę to wreszcie o nich zapomnę, bałam się że pewnego dnia obudzę się i nie będę w stanie przypomnieć sobie jak wyglądali. Pomimo tego co się wydarzyło ja dalej z wszystkich sił udawałam że wszystko jest okej.

Lot ciągnął się w nieskończoność a po mojej głowie chodziły wspomnienia z tego cholernego zakończenia szkoły. Nienawidzę zmian a teraz całe moje życie się odmieni, nowa szkoła, przyjaciele no i.. nowy dom. Dom w którym nie poczuje się nigdy tak jak w starym, nie zobaczę mamy która gotuje w kuchni ani ojca który ogląda mecz z Brandonem. Nigdy już ich nie zobaczę.


Nie zostawiaj mnieWhere stories live. Discover now