8. Problemy trzeba rozwiązywać

4.1K 161 123
                                    

 ~ Buziole dla czytowaznejakanazwa, która wręcz pisała ten rozdział razem ze mną ♥ ~ 

*

Wgapiałam się w treść wiadomości nie mogąc uwierzyć, że na prawdę to czytam. Moje oczy kilkakrotnie przeskakiwały po zbitce literek, przyswajając od nowa sytuację, która właśnie miała miejsce. Nie wiedziałam co zrobić i jak zareagować, bo nie przygotowywałam się na taką kolej rzeczy. Serce znacznie przyśpieszyło swoje bicie, podgrzewając temperaturę w moim ciele. Z tego wszystkiego nie zauważyłam nawet, że stoję na środku pasów w centrum miasta. Otrząsnęłam się dopiero, gdy do moich uszu dotarły bodźce z zewnątrz. A mianowicie odgłos klaksonów i i dźwięk sygnalizacji. Zmusiłam swoje nogi do ruchu i szybko znalazłam się na chodniku. Wyświetlacz zgasł, a ja chciałam wierzyć, że to co przed chwilą zobaczyłam było tylko moim przewidzeniem.

Albo snem, cokolwiek.

Jednak gdy przyłożyłam palec do skanera, a moim oczom ukazała się skrzynka odbiorcza wiedziałam, jak bardzo mam przejebane. Chciałam rzucić telefonem o beton, by patrzeć jak zamienia się w drobne kawałeczki. Mój organizm był pobudzony a mózg pracował na szybszych obrotach, przez co wiedziałam, że ciężko będzie mi się teraz opanować. Rozglądnęłam się dookoła siebie jakby szukając ratunku, którego niestety nikt nie mógł mi dać. Tępo patrzyłam na czarny ekran, próbując wykonać jakikolwiek ruch. I w tym momencie szczerze zrozumiałam słowa Hayley.

  "Teraz, to już na pewno się od niego nie uwolnisz"

Po dobrych kilku minutach stania w miejscu, ruszyłam w końcu, nie wiedząc dokładnie gdzie idę. Całkowicie zboczyłam z trasy, ruszając zatłoczonymi ulicami Filadelfii przed siebie. Wiatr targał moje włosy, jakby zwiastując zły czas. Chciałam aby wszystko to, co przydarzyło się od mojego przyjazdu do tego miasta zwyczajnie nie miało miejsca. Wolałabym wtedy odmówić Ianowi i nie iść na te pieprzone wyścigi. Nie obwiniać się i nie ryczeć w momencie, gdy spotkałam go po pięciu latach. Tak bardzo chciałam, by nie pojawiał się w moim życiu po raz kolejny. 

Jednak zebrałam się na odwagę by mu odpisać. Pokażę mu, że mimo wszystko mam siłę i jaja. W końcu taką mnie zapamiętał z Nowego Jorku.

Do; Nieznany: Pech chciał, że nie mam ochoty na kawę

Potrzebuję teraz kogoś, kto powie mi, że mimo wszystko będzie dobrze. Że jest to chwilowe i tak, uwolnię się od niego. Nie mogłam prosić o spotkanie Hayley, bo ta teraz przeżywa coś zupełnie innego. Cieszy się z rozpoczynającej się znajomości, a ja mam zupełnie na odwrót. W dodatku, gdyby dowiedziała się o tym, byłaby w stanie odwołać swoje jutrzejsze spotkanie tylko po to, by siedzieć ze mną i recytować wiązankę przekleństw pod jego adresem. I wtedy pomyślałam właśnie o niej; niegdyś karmelowowłosej niskiej dziewczynie, która służyła mi dobrym słowem przez niemal całe życie. I chyba zwyczajnie ściągnęłam ją myślami, bo idąc przed siebie dostrzegłam ją wśród tłumu ludzi maszerujących ulicami Filadelfii. Wszystko było by w porządku gdyby nie fakt, że kłóciła się z jakimś barczystym typem, który w dodatku nią szarpał. Od razu przyśpieszyłam kroku, podchodząc do ich dwójki.

— Zostaw ją — powiedziałam poważnie, patrząc w jego wielkie, lekko przekrwione ślepia.  Chłopak spojrzał na mnie, po czym puścił Christinę i znów patrzył na nią. 

— Następnym razem, nie wtykaj nosa w nie swoje sprawy — trzymał kontakt wzrokowy z dziewczyną, po czym odszedł.

— Chris, o co chodziło? — zapytałam poważnie, bo chyba każdy byłby zaniepokojony, widząc taką sytuację. W dodatku z jej udziałem. Nie pozwoliłabym, by cokolwiek jej się stało. 

Głośniej, SkarbieWhere stories live. Discover now