Rozdział 4

11 1 0
                                    

[Vincent POV]

Rozejrzałem się i pod ścianą zaułka dostrzegłem skuloną, roztrzęsioną Ann, która pochlilywała cicho. Zacząłem maszerować powoli w jej stronę. Podniosła wzrok, kiedy mój cień padł bezpośrednio na nią.

- P... Proszę.- Wyjąkała cicho.

- Nie martw się. Nie skrzywdzę cię.

- T... To samo mówiłeś ostatnim razem.- Przypomniała, jednak puściłem tę uwagę mimo uszu. Bardziej zainteresowało mnie to, że raz, po raz drgała delikatnie.

- Chodź.- Powiedziałem wyciągając dłoń w jej stronę. W jej oczach widniał strach, w dodatku malowała się w nich niema odmowa.- Nic ci nie grozi. Przyżekam.- Analizowała dokładnie moje słowa. W końcu jednak, z wahaniem, przyjęła gest.

Z moją pomocą wstała na nogi i zachwiała się, gdyby nie moja dłoń, która przytrzymała ją w pionie, Ann wylądowałaby na ziemi. Kiedy złapała już równowagę, choć miała wyraźne trudności, z postawieniem prawej nogi na ziemi, rozejrzała się. Pierwszym, co dostrzegła były trupy, większości, z jej oprawców.

Wystraszona odskoczyła w tył, stając na zranionej nodze. Jęknęła z bólu. Ja za to wziąłem ją na ręce, niczym pannę młodą i z, niemal, prędkością światła wydostaliśmy się z zaułka. I przedostaliśmy się do tylniego wejścia, z którego schodami można się było dostać bezpośrednio do mojego mieszkania.

Dziewczyna wciąż pojękiwała cicho, co rusz spoglądając na wygiętą nienaturalnie nogę.

Będąc pod drzwiami apartamentu, otworzyłem je szybko i po chwili już kładłem dziewczynę na kanapie w salonie, gdyż była ona najbliżej. Błyskawicznie znalazłem się przy ludziach z ochrony całego budynku, mówiąc im o ciałach i rozkazując by się nimi zajęli, a następnie znów wróciłem do Ann.

Szybkie oględziny potwierdziły moje obawy, co do złamania kończyny dziewczyny.

- Masz złamaną nogę.- Oznajmiłem przykocając na wysokości twarzy,  leżącej na kanapie nastolatki.- Mogę podać ci swojej krwi i cię uleczyć, lub wezwać lekarza. Wybór należy do ciebie.- Znów widziałem jak zastanawiała się nad tym co powiedziałem.

- Mógłby pan wezwać lekarza, proszę.- Odezwała się, wciąż przestraszona, z lekko zachrypniętym głosem.

- Oczywiście.- Odparłem wyjmując telefon, by zadzwonić do przyjaciela, który, dosłownie, od wieków leczył ludzi.- Poza tym... Aż tak staro wyglądam?- Zaśmiałem się. W chwili przemiany miałem na karku dopiero 28 wiosen, ludzie nie znający mnie dawali mi maksymalnie 30, co zawsze nieco mnie bawiło, zważywszy na to, że obecnie, mogłem się pochwalić przeżyciem ponad 2000 lat.

- Nie oczywiście, że nie.- Oparła szybko.

- Cieszę się. Mówi mi po prostu po imieniu, Anno.- Powiedziałem. Już chciała odmówić, jednak przerwałem jej.- Vincent.- Dodałem. Ta wystawiła w moją stronę dłoń, mówiąc swoje imię. Ja ująłem ją i złożyłem na niej delikatny pocałunek.- A teraz...- Zacząłem poważnie.- Czego się napijesz?

- Wody, jeśli mogę.- Kiwnąłem głową, po czym ruszyłem do kuchni, wybierając numer znajomego lekarza.

Bloody LoveWhere stories live. Discover now