Dziewięć dni do walentynek

167 21 6
                                    

Harry siedział na ławce przed uczelnią, wpatrując się w swoje czarne trampki. Stało się to, co przewidywał. Oficjalnie został skreślony z listy studentów.

Mężczyzna schował twarz w dłonie. Wszystko ostatnimi czasy szło nie po jego myśli. Wiedział, że to wszystko nie było niczym innym jak konsekwencjami jego złych życiowych wyborów, ale miał nadzieję, że nie będą one aż tak poważne. Wystarczyło tylko, aby jeszcze Sharon do niego przyszła z „dobrymi wieściami" i będzie idealnie.

Styles rozejrzał się dookoła. Cały plac przed uczelnią opustoszał, nie było tam ani jednej żywej duszy. Wszędzie panowała cisza. Zwykle przesiadywało w pobliżu wiele osób, a tego w tamtej chwili potrzebował. Ta cisza nie pomagała mu ani trochę. Czuł, jakby cały świat zmówił się przeciwko niemu. Zastanawiał się, czy przypadkiem się nie przeliczył, sądząc, iż byłby w stanie sobie z tym poradzić.

Wstał z ławki i udał się na najbliższy przystanek autobusowy. Wiedział, że niedługo powinien jakiś podjechać. W końcu to był Londyn, autobusy kursowały cały czas. Postanowił, że pojedzie do kawiarni i zacznie wcześniej zmianę, o ile kierownik mu na to pozwoli. Czuł jednak, iż z tym nie będzie to stanowiło problemu. Musiał się czymś zająć, a poza pracą nic mu nie zostało. Oprócz Jacka, który prawdopodobnie wtedy odsypiał nocną zmianę w jednym z barów, oraz Markiem, który był na wykładach, nie znał nikogo w Londynie. Skutkowało to tym, że nie miał do kogo pójść ani z kim porozmawiać. Mógł jedynie wrócić do akademika i coś poczytać, ale wiedział, iż nie będzie się w stanie na tym skupić. Odnosił wrażenie, jakby wszelkie chęci do czegokolwiek z niego wyparowały.

Harry wsiadł do prawie pustego autobusu, za co był wdzięczny, ponieważ nie uśmiechało mu się tłuc przez parę dzielnic miasta w tłumie. Zajął miejsce na tyłach pojazdu. Oparł głowę o chłodną szybę i przymknął oczy. Zdawał sobie sprawę z tego, że o tę porę dojazd do kawiarni zajmie co najmniej pół godziny, a to też tylko jeśli mu szczęście dopisze.

Wiedział, że praca była jedyną rzeczą, która trzymała go w Londynie i chciał się jej całkowicie poświęcić. Zdawał sobie jednak sprawę z tego, że nawet jeśli będzie pracował na dwie zmiany nie będzie mógł żyć na takim poziomie jak dotychczas. Akademik był niedrogi i opłacał go z pieniędzy, które odkładał przez parę lat, ale był też jedynie dla studentów. Do najbliższego dnia rozliczeniowego musiał się z niego wyprowadzić. Jeśli chciał dalej pozostać w tym mieście to potrzebował coś wynająć, a to niosło za sobą o wiele większe koszta. Nie miał pojęcia na jak długo wystarczy mu pieniędzy, aby opłacać czynsz oraz rachunki ani co zrobi, gdy pewnego dnia ich zabraknie.

Z zamyślenia wyrwały go wibracje w kieszeni. Westchnął cicho i przejechał dłonią po twarzy. Drugą zaś sięgnął po telefon. Zręcznie przejechał kciukiem po ekranie, odbierając połączenie. Nie zamierzam sprawdzać nawet, kto dzwonił i to był jego błąd, ponieważ na rozmowę z tą osobą Styles nie był gotowy.

– Halo?

– Harry? Nie wiedziałam, czy masz teraz wykłady, ponieważ nie zostawiłeś mi żadnej rozpiski. Masz teraz czas na krótką rozmowę? – Do uszu mężczyzny dotarł dobrze mu znany kobiecy głos, na którego dźwięk przełknął nerwowo ślinę.

– Dopiero jadę na pierwszy wykład, więc mogę spokojnie rozmawiać. – Styles nienawidził kłamać, a tym bardziej nie lubił tego robić w stosunku do kobiety, która tak wiele dla niego poświęciła.

– Myślałam, że mieszkasz na kampusie i nie musisz dojeżdżać na uczelnię. Przynajmniej tak ostatnio mówiłeś. Wszystko w porządku? Coś się stało? – Serce Stylesa po tych paru zdaniach zabiło szybciej ze zdenerwowania. Nie pomyślał o tym, że trasa z akademika do uczelni zajmowała mu zaledwie pięć minut spacerem.

be my valentine • h.s.Where stories live. Discover now