3 - poprawione

210 8 6
                                    

  Nadal walczyli. Dziewczyna leżała na ziemi z miną szalonego mordercy. Niski chłopak uśmiechał się złośliwie, siedząc jej na biodrach — stopami przygniatał nadgarstki czarnowłosej do ziemi, blokując tym jakikolwiek ruch.

- Poddasz się wreszcie, czy mam cię bardziej uszkodzić? - prychnął kpiąco kobaltowooki.

- Ciężki jesteś, gnoju!- warknęła i splunęła mu prosto w twarz. Zamknął odruchowo oczy i powoli zbliżył rękę do policzka, na którym spoczywała dorodna ślina jego siostry. Gdyby spojrzenie umiało zabijać, na placu przed bazą zwiadowców leżałyby już dwa trupy w kałuży krwi. Nagle chłopak wykonał szybki ruch. Dziewczyna krzyknęła, a po twarzy poleciała struga krwi z nosa.

- Wiesz... ktoś kiedyś mi powiedział mądre słowa. Teraz powiem ci je ja — czarnowłosy zachowywał się jak rasowy psychopata — pobił kobietę i właśnie rozwalił jej nos, a mówił jakby nic się nigdy nie stało. Wręcz z lekkim rozbawieniem. - Karma wraca, droga siostro.

Wymierzył drugie uderzenie, ale w porę szarooka odsunęła głowę, przez co pięść Levi'a walnęła w ziemię z głuchym dźwiękiem. Korzystając z chwili nie uwagi wroga, czarnowłosa zgięła nogi w kolanach i uderzyła nimi w plecy brata, który wygiął się do tyłu. Szybko wyrwała ręce spod jego nóg i zepchnęła go z siebie. Skoczyła z równe nogi. Levi nie podnosząc się z ziemi, walnął siostrę z całej siły w brzuch i pociągnął za nogi, a dziewczyna wylądowała na ziemi, uderzając głową o kamień. Dziewczyna syknęła z bólu zaciskając mocno oczy. W uszach zaczęło jej szumieć, a świat zlał się w niewyraźną plamę. Levi podniósł się patrząc na dziewczyną z wyższością i kopnął ją mocno w brzuch. Emma zaczęła głośno kaszleć.

- Wystarczy... - wysapała. - Dosyć...

Widownia zamilkła w szok. Ten pojedynek był wyjątkowo dziwny i brutalny. Levi zwykle powstrzymywał się przed większością ciosów, bo Emma nie dość, że była jego siostrą, ale była też kobietą. Ackerman po prostu nie chciał zrobić jej krzywdy, bo w przeciwieństwie do wielu, był doskonale swojej siły, której nie sugerowało w żadnym stopniu drobne ciało. Levi musiał po prostu przyznać, że pozwalał się pokonać praktycznie zawsze, jedynie z litości.

Gdy cisza się przedłużała, a do obserwatorów docierało powoli, że jest inny zwycięzca niż zwykle, nikt nie śmiał się odezwać. Wszyscy wyczekiwali najmniejszego ruch ze strony championa. On jedynie przeleciał wzrokiem po zebranych, z miną tą, co zawsze — zdegustowania i nudy. Jakby otaczała go banda debili. Chłopak jedynie prychnął i odszedł. Wstał i odszedł. Dla Emmy był to jawny objaw tchórzostwa. W jej oczach jej brat był tchórzem z dużym szczęściem.

- Koniec przedstawienia - warknęła dziewczyna podnosząc się do pionu. Posłała ludziom takie spojrzenie, że wszyscy błyskawicznie się ulotnili nie poruszając tematu bujki.

- Zawaliłaś ostatnio, chyba, kilka treningów? - rzucił mężczyzna, który podszedł do młodej Ackerman, gdy ta była zajęta otrzepywaniem białych, mundurowych spodni z ziemi. Nawet nie patrząc na rozmówcę pokazała mu środkowy palec. Miała dość ludzi na dziś. Dotknęła rany na policzku.

- Fuck...- szepnęła pod nosem. Rana piekła, jednak nie była pewna, kiedy powstała. W końcu zaszczyciła rozmówcę spojrzeniem. Był to wysoki mężczyzna z siwymi włosami zaczesanymi elegancko do tyłu i tak samo siwą brodą. Dziewczyna już mogła obstawiać, że jegomość pochodził zza Muru Sina. Nikt w obrębie Murów Rose i Maria, nie nosił tak dokładnie przystrzyżone brody, z prostego powodu — nikogo nie było stać na wyregulowanie zarostu, więc nie było tam ludzi, którzy mieli większe kwalifikacje niż przeciętny nastolatek, który dopiero zaczął się golić.

Dallas Zacklay — ta myśl uderzyła ją niczym kamień w twarz. Ów jegomość, któremu okazała wybitnie dużo szacunku, był wysoko postawionym wojskowy. Mało tego! Był dowódcą wszystkich trzech korpusów i większość rzeczy dziejących się w obrębie Murów zależała od niego. Po kilku minutach bezruchu dziewczyna szybko się zreflektowała i zasalutowała.

- Bardzo przepraszam! Myślałam, że jest Pan osobą z naszego Korpusu — stała cała spięta, z czarnymi, długimi włosami pchającymi się na twarzy.

- Nawet gdybym był, to nie było to zbyt kulturalne — zauważył. - Spocznij żołnierzu.

Czarnowłosa nawet nie drgnęła, nie mówiąc już o mówieniu czegokolwiek. Mężczyzna kontynuował.

- Brat dał ci niezły wycisk. - powiedział nagle, podchodząc parę kroków, by zmniejszyć duży dystans, który ich dzielił. Szarooka zmarszczyła brwi.

- Nie bardzo rozumiem do czego Pan dąży - powiedział niepewnie, stając normalnie, ale dalej sztywno.

- Nigdy nie wygrał?

- Tylko kilka razy, gdy była zmęczona...

- Byłby dobrym Kapitanem, prawda?

- To pytanie retoryczne?

- Nie.

- W takim razie, uważam, że tak. Tylko wymagałby bardzo dużo od swoich podwładnych — odparła po chwili zastanowienia. Mówiła zgodni ez prawdą. Jego oddział nie miałby łatwo, ale z czasem pewnie stałby się najlepszy wśród zwiadowców.

- A ty? Czy uważasz, że byłabyś dobrym kapitanem oddziału?

- Nie mam pojęcia — stwierdziła zgodnie z prawdą. - Nie lubię podejmować takich decyzji, nawet jeśli to zwykłe założenie.

- Mam do ciebie kilka pytań... Co powiesz na spacer?

- Oczywiście — zasalutowałam, na co mężczyzna zareagował prychnięciem.

- Pytam się, czy chcesz. Gdybym nie miał tego stanowiska, zgodziłabyś się?

- Tak... - odparła po chwili zastanowienia.

- Wyśmienicie. Proponuję pójść do lasu.

- Lasu? Tam teraz mają treningi elitarne grupy zwiadowców ze sprzętem do trójwymiarowego manewru.

- My pójdziemy do innego.

Podniosła pytająco brew.

- Jest trochę dalej, ale ma wyższe drzewa. Załóż sprzęt do manewrów — rozkazał po chwili.

- Tak jest!- zasalutowała i pobiegła szybko do kwatery, zostawiając Zackly'a samego ze swoimi myślami.

- Co za dziewczyna - szepnął rozbawiony odpalając papierosa.

- Co zamierzasz? - zapytał mężczyzna, który właśnie podszedł. Zackly mógłby przysiądz, że gdzieś już go kiedyś widział, jednak nie mógł sobie przypomnieć nazwiska.

- Jesteś jej dowódcą, prawda? - powiedział licząc, że trafi w dziesiątkę.

- Tak. Co zamierzasz?- powtórzył pytanie.

- Sprawdzę ją.

- W jakim sensie? - nie ustępował.

- Czy to o nią chodzi — Dallas miał irytującą tendencje do mówić zagadkami i nie precyzyjnie. Jednak widząc niezrozumienie na twarzy rozmówcy kontynuował. - Żandarmeria uparcie poszukuje pewnej dziewczyny, po całym obrębie trzech Murów.

- A mają jej nazwisko?

- Tak

- Jak ono brzmi? - zapytał patrząc pusto przed siebie. Doskonale wiedział, ale chciał to usłyszeć na własne uszy.

- Emma Reiss Ackermann. Nie ślubne dziecko z dwóch potężnych rodów.

- My mamy w oddziale tylko Ackermann. Żadnych Reissów.

- Nie oszukasz ich i dobrze zdajesz sobie z tego sprawę.

- To prawda — odwrócił głowę, unikając mądrego spojrzenia zza okularów.

- Pewnego dnia jej ojciec upomni się o to, co jego. W wojsku już nie jest bezpieczna.

- Jak chcesz ją sprawdzić? Chociaż chyba powinienem użyć: przygotować...

- Powiem jej o tym i będę ją osobiście trenował.

- Biorąc pod uwagę twoje stanowisko, to nie mam nic do gadania.

- Ale?

- To będzie trudne ją utemperować. Jest jak orzeł na łańcuchu: chce za wszelką cenę szybować i wykorzystać dar skrzydeł, ale nie nie umie, bo nigdy nie latała...

- Więc ją nauczmy.

W tym momencie podeszła do nich temat ich cichej wymiany zdań. Dziewczyna umył twarz z krwi, a włosy związała w nowego warkocza. Kapitan zasalutował i szybko się ulotnił.

- Jak na razie mam ci do powiedzenia cztery rzeczy. - zaczął Zackly.- Pierwsza: Masz się do mnie zwracać Dowódco.
- Tak jest! - przytaknęła, wiedząc, że sprzeciwianie się jest bez sensu, a zwracanie się do kogoś stopniem nie jest problemem.

- Druga: Od tej pory będziesz miała treningi tylko ze mną.

- Tak jest!- potwierdziła automatycznie.- Chwila... Co?!

- Trzecia — mężczyzna całkowicie zignorował jej słowa. - To, co się będzie na nich dziać to teraz twoja największa tajemnica. I czwarta: Jutro o trzeciej zaczynasz trening. Teraz ocenię twoje zdolności.


* * *


Dziewczyna czuła jak powietrze zderza się z jej twarzą, a nogi zwisające w powietrzu dawały jej uczucie, że szybuje między drzewami. Robiła salta i ucinała gałęzie, w które wbijała się czerwona lotka.

- Masz się skupić na otoczeniu! - rozkazywał jadąc konno za dziewczyną. Kolejna bordowa kropka mignęła jej z boku. Nie zdążyła odciąć gałęzi. - Jeśli będziesz błąkać myślami w obłokach, wlecisz w drzewo lub tytan cię złapie i odgryzie dupę!

Dziewczyna zmęczona stanęła na jednej z gałęzi wielkiego drzewa, by odpocząć. Wytarła czoło z potu i oparła się plecami o pień. Najpierw ciężka bójka, którą jeszcze dodatkowo przegrał, a teraz morderczy trening. Czarnowłosa czuła jak kolana się pod nią uginają z przemęczenia i jak coraz trudniej jest jej złapać oddech.

- Nie ma przerwy! - wrzasnął Dowódca z dołu. Emma zeskoczyła z wielkiej gałęzi i wystrzeliła haczyki. Pognała daleko od mężczyzny. Była szybka jak strzała. Przez chwilę poczuła się naprawdę wolna. Bez zakazów i rozkazów. Świat się jakby zatrzymał i była tylko ona przecinająca powietrze i... krzyk dowódcy.

- Ackerman! - wrzasnął. Przewróciła oczami i zawróciła. Szybko znalazła się z powrotem w punkcie wyjścia, a mężczyzna stał w tym samym miejscu, gdzie go zostawiła. Na gałęzi obok pojawiła się czerwona lotka. Kawałek drzewa błyskawicznie znalazł się u stóp siwowłosego. Lądując na ziemi schowała ostrza.

- Co to było? - spiorunował ją wzrokiem przełożony.

- Zależy co — Ackermanka sprawnie odbiła piłeczkę.

- Twoja ucieczka.

- Już sam pan sobie odpowiedział.

Emma R. Ackermann [ZAWIESZONE]Where stories live. Discover now