3. 白

403 55 84
                                    

 Miała na sobie czerwoną sukienkę. Szpilki były tak wysokie, że Sasori poczuł bolesny cios w swoje ego i kompleks niższości, ale nic nie mówił, jedynie patrząc jak Sakura nucąc pod nosem jakąś gównianą piosenkę z reklamy, zakłada kolczyki przed lustrem w korytarzu. On sam siedział na sofie w salonie. W przeciwieństwie do dziewczyny nie stroił się jak na rozdanie Oskarów, ale ubrał się znacznie lepiej niż zawsze. Wcisnął tyłek w ciemne jeansy, a na górę założył koszulę w czerwoną kratę. Taki „standardowy" strój w pełni mu wystarczał.

– Długo jeszcze? – spytał znużonym głosem, sięgając po stojący na stoliku kawowym kubek z herbatą. Haruno obejrzała się przez nagie ramię. Chyba tylko kobieta taka jak ona, mogła uznać ten strój za odpowiedni na pogodę, jaka panowała za oknem. Co z tego, że jechali autem babki Chiyo? Trzeba było być wariatem, by wychodzić w tak krótkiej sukience w śnieg.

– Jeszcze tylko pomaluję usta – poinformowała go, znikając w jego sypialni.

Akasuna jęknął. Zaczynał żałować powiedzenia jej o tej imprezie. Mógł pójść sam i tyle, a tak siedział, czekając aż dziewczyna się wyszykuje. Nie był pewien czy wszystkie szykują się do wyjścia tak długo, czy tylko Sakura... I tak byli już spóźnieni.

– Możemy iść! – krzyknęła, ponownie pojawiając się w drzwiach. Była już otulona ciemnoczerwonym płaszczem i jasnym szalikiem. Wyglądała bardziej jakby wybierała się do opery, choć sukienka wychodziła poza ten dress code.

Krzyknął uradowany. W duchu. Odstawił szybko porcelanę, wymieniając ją na kluczyki od auta. Podniósł się z sofy, wychodząc do korytarza. Wyjął z szafy płaszcz, opatulił się nim szczelnie, po czym opuścili mieszkanie.

Miał ochotę roześmiać się jak szaleniec, patrząc na swoją dziewczynę, starającą się utrzymać równowagę na lodzie, utworzonym na parkingu. W jego głowie pojawiła się scena z filmu animowanego „Bambi" i jelonek na zamarzniętym jeziorze. Wolał jednak nie wnikać w to, co ubierała Haruno. Niezbyt go to obchodziło. Dla niego mogła iść nawet nago, a i tak by to olał. Choć znając ją, prędzej wdziałaby sutannę.

Drogę do domu Hidana przebyli we względnej ciszy. Różowowłosa była zbyt zajęta wystukiwaniem wiadomości i robieniem sobie selfie, przekładając to nad konwersację z nim samym, co niezmiernie go cieszyło. Nie zniósłby kolejnej rozmowy o zajęciach w prosektorium, na które zabrała ją Chiyo. W końcu staruszka robiła co chciała, chodziła gdzie chciała i nikt nie odważył się sprzeciwić, gdy zabrała na zajęcia dla studentów małolatę z liceum.

Akasuna przesunął po kierownicy auta, skręcając na podjazd domu Hidana.

Wszyscy wiedzieli, że dziany chłopak lubił imprezy. Jego dom był w stanie zrobić zabawę godną stadionu piłkarskiego. Posiadłość zaczynała się dużym podjazdem, na którym już stało kilka aut. Sam budynek był dość prosty i nowoczesny, królował tu minimalizm. Otaczający go plac, okrywała idealnie gładka warstwa śniegu, niemal nienaruszona, poza odciskami psich łap i śladów ochrony. Sasori czuł się tutaj naprawdę nieswojo. Mimo bycia w tej małej „elicie", ciągła obserwacja jego osoby była zbyt niekomfortowa. Można by pomyśleć o nich jak o zwierzętach na safari, a ochroniarzach jak o strażnikach parku.

Zajął jedno z wolnych miejsc, parkując przy samochodzie Itachiego. Cicho prychnął, gdy wysiadając, zobaczył z bliska oznakowanie policyjne. Sakura wyskoczyła żwawo po drugiej stronie i przeszła parę kroków. Zatrzymała się, czekając na niego.

Sasori poprawił kołnierz, czując lekki podmuch wiatru. Wystawił ramię dziewczynie w zwyczajnym odruchu. Mógłby ją tutaj zostawić na pastwę zimna, lecz nie miał zamiaru słuchać pretensji. Weszli szybko po kilku schodkach, a drzwi otworzyły się przed nimi zanim zapukali. Nie potrzebne było żadne zaklęcie w stylu „sezamie, otwórz się", bowiem Konan czuwała przy domofonie. Uśmiechnęła się promiennie, widząc Sasoriego.

Perfectly Imperfect ||| SasoDeiWhere stories live. Discover now