7. 南

358 53 30
                                        

 Zaledwie po dwóch dniach od zerwania, Sakura była niemal całkowicie spakowana. Jej dwie walizki stały w sypialni Sasoriego, napawając go jakąś nienaturalną dla niego nostalgią. Było mu w pewnym sensie szkoda dziewczyny. Zdawał sobie sprawę, że teraz będzie miała problem ze znalezieniem lokum, a jeśli jej się to nie uda, będzie musiała wiele godzin dojeżdżać do szkoły. Był zaskoczony, że babka Chiyo nic jeszcze z tym nie działała. Uwielbiała w końcu tę różową landrynkę.

Haruno siedziała w kuchni, racząc się herbatą. Na blacie stołu przed nią leżało kilka otwartych książek, a ona sama uważnie zapisywała coś w zeszycie. Sasori stał w drzwiach, gapiąc się na nią z mieszanymi uczuciami. Nie bardzo wiedział, co zrobić. Nie żeby było mu jej żal, po prostu... Wkurzała go, owszem. Jednak nie była taką złą osobą.

– Sakura – mruknął, wchodząc w głąb kuchni. Zielone oczy dziewczyny uniosły się na niego. Po jej spojrzeniu wywnioskował, że siedziała tutaj od dłuższego czasu. Miała przekrwione oczy oraz delikatne cienie pod nimi. Odbił się na niej brak snu. – Powinnaś odpocząć.

Uśmiechnęła się lekko, wracając do notatek.

– Wiem, ale muszę dzisiaj ogarnąć tę część materiału – powiedziała znużonym tonem, po czym wzięła kilka dużych łyków naparu. Akasuna westchnął. Teraz naprawdę było mu jej szkoda.

– Wiesz, myślałem nad twoją wyprowadzką – zaczął, podchodząc do stołu. Usiadł naprzeciwko niej, odsuwając od siebie odrobinę podręczniki. – Może chciałabyś zostać... Ale w innym pokoju.

Roześmiała się pod nosem. Odłożyła długopis i potarła powieki. Przez chwilę się nie odzywała, rozciągając ręce.

– To zabrzmiało bardzo źle – stwierdziła po namyśle, patrząc na niego z rozbawieniem. – Nie wiem czy Chiyo zgodzi się na moje mieszkanie tutaj, gdy nie jesteśmy razem. Wiesz, obca dziewucha w otoczeniu jej wnusia.

Prychnął.

– Nie bądź taka przemądrzała, gówniaro – powiedział to opanowanym, ale nieco zjadliwym głosem. Haruno uśmiechnęła się półgębkiem, odsuwając od siebie zeszyt. Jej zielone oczy grały mu na nerwy, kiedy była taka zmęczona. Wyglądała wtedy jednocześnie bezbronnie i przerażająco, jak niektóre wróżki, do których kiedyś chodziła jego matka. Jego mama której żadne wróżby nie uratowały życia, gdy facet przyłożył jej spluwę do głowy i nacisnął spust.

– Jak sprawy sercowe? – spytała, a ogarniająca ich cisza i spokój wydawały się być zmącone jakimś nienaturalnym przeczuciem. Tak jakby wiedziała o czymś, o czym nie wie Sasori. I strasznie go to drażniło.

– O co ci chodzi? – mruknął półszeptem. Nie wiedział czemu, po prostu miał wrażenie, że nie powinien o to pytać. Było to malutkie ukłucie w jego męską, zawsze poinformowaną dumę.

Różowowłosa wyglądała jakby patrzyła na kompletnego kretyna. Co nawet się trochę zgadzało, bo właśnie tak czuł się Sasori pod jej bacznym spojrzeniem. Mimo że była od niego młodsza, zdecydowanie posiadała mniejszą wiedzę i bywała dziewczęco głupia, to jednak w tej chwili on się czuł dzieciakiem nieznającym życia. Jakby rozmawiał z babką.

– Czasy się zmieniają – odparła tajemniczo, uśmiechając się przy tym uroczym, dziecięcym uśmiechem tworzącym zmarszczki wokół jej warg. – A ty jesteś wciąż tym samym, zapatrzonym w siebie Sasorim, którym byłeś, gdy cię poznałam.

Spiął się i ściągnął ku sobie brwi.

– Przeginasz – warknął, choć chciał się powstrzymać. – Uważaj na słowa. Nie mam pojęcia, co chcesz powiedzieć, więc z łaski swej, nie owijaj w jakieś tańczące metafory, tylko powiedz prosto z mostu.

Perfectly Imperfect ||| SasoDeiTempat di mana cerita hidup. Terokai sekarang