***

85 12 27
                                    

Od kilku dni wieczorami petersburskie ulice mieniły się czerwienią za sprawą serduszek w sklepowych witrynach. Nic dziwnego, w końcu dzisiaj było święto zakochanych. Chociaż nie było to oficjalne święto w Rosji, wiele osób, zwłaszcza młodych, uwielbiało je obchodzić. A ci, którzy pamiętali swój kraj z przed kilkudziesięciu lat jedynie narzekali na 'kolejne głupie wydarzenie ściągnięte od Amerykańców' albo 'okazję do zarobienia pieniędzy na idiotycznym pseudoświęcie' mimo wszystko pozwalając młodym się wyszaleć. Srebrnowłosy Rosjanin również dał się ponieść temu serduszkowemu jak jego uśmiech szaleństwu. Po skończonym wcześniej treningu postanowił zrobić niespodziankę swojemu ukochanemu. Viktor dostojnym krokiem wszedł do jednej z popularniejszych kwiaciarni w mieście i rozglądał się za idealnym bukietem kwiatów.

- Zdrastwujtie.- powiedziała blondwłosa kwiaciarka.- Witam w kwiaciarni 'Kwiatowy raj'. W czym mogę pomóc?

- Zdrastwujtie. Czy dostanę czerwone róże?- kulturalnie zapytał Nikiforov, chociaż miał wrażenie, że jego pytanie miało tyle samo sensu jak pytanie w piekarni czy mają bułki kajzerki.- Znaczy, szukam jak największego bukietu z czerwonych róż.

- Ah rozumiem. Zaraz zobaczę czy mamy coś.- odpowiedziała dziewczyna odchodząc na zaplecze.

W tym czasie Viktor podziwiał wszelkiej maści kwiaty, nie tylko cięte ale i doniczkowe. Zawsze wydawało mu się, że praca w takim miejscu jest świetna, chociaż zdolności florystyczne w jego przypadku nie były tak zaawansowane jak te łyżwiarskie. Nawet nie były na żadnym poziomie i ograniczyły się tylko do rozróżnienia róż od tulipanów i żonkili.

- Jest pewien problem.- powiedziała blondwłosa przyciągając uwagę łyżwiarza. Jej wyraz twarzy był zawiedziony, przez co Viktor zaczął obawiać się najgorszego.- Na stanie mamy jedynie dziewięć róż. Nie wiem, czy to wystarczy do zrobienia największego bukietu.

Cholera, mogłem o tym pomyśleć wcześniej.- Srebrnowłosy zganił się w myślach za swoje nieogarnięcie i szalone pomysły, które wpadały mu do głowy w ostatniej chwili. Na szczęście, bukiet róż nie był jedynym, co Viktor planował na walentynkowy wieczór. Słowo 'planował' w pełni oddawało swoje znaczenie, gdyż pozostałe pomysły na zwieńczenie święta zakochanych były znane od kilku tygodni. Zresztą, każdy kto znał Viktora Nikiforova wiedział, że dla miłości swojego życia zrobiłby dosłownie wszystko i żadna przeszkoda nie była w stanie go powstrzymać.

- No cóż. W takim razie niech będzie dziewięć róż.- westchnął niebieskooki mężczyzna zdając się na zdolności florystyczne dziewczyny, która po chwili zniknęła na zapleczu tworząc bukiet. W tym czasie Viktor usiadł na niewielkiej skórzanej kanapie i wyciągnął telefon. Przeglądanie mediów społecznościowych było wspaniałym rozwiązaniem problemu jakim było oczekiwanie. Zdążył się dowiedzieć, że Sara i Mila spędzą dzisiejsze święto na lodowisku, Chris spędzi je na waleniu drinów w genewskim pubie a JJ zabierze narzeczoną na operę do The Met. W momencie gdy telefon ponownie znalazł się w kieszeni płaszcza zza rogu wyszła kwiaciarka trzymając w ręce średniej wielkości bukiet.

- Odpowiada panu taki bukiecik?- spytała podchodząc do mężczyzny i pokazując swoje kwiaciarskie dzieło.- To jest maksimum jakie mogłam zrobić z tej ilości kwiatów.

- Jest przepiękny.- odpowiedział Viktor, którego oczy rozbłysnęły setkami iskierek.- Wezmę go.

Dziewczyna skinęła głową podchodząc do lady, a za nią podążył Nikiforov. Niebieskooki uregulował rachunek, zostawiając przy tym duży napiwek i ruszył w stronę drzwi.

- Spasibo. Da swidanija.- powiedział łyżwiarz wychodząc z kwiaciarni. Zerknął na zegarek i uradowany ruszył jak strzała do domu. Całą drogę kontemplował nad tym, jakie szczęście go spotkało. Szczęście o kruczoczarnych włosach, bursztynowych oczach, które wydawały się jeszcze większe za sprawą okularów i niesamowicie pięknym uśmiechu. Nawet nie zauważył, kiedy znalazł się przed drzwiami mieszkania. Wygrzebał z torby klucze i otworzył drzwi.

Jak pies z kotem | PotyachinWhere stories live. Discover now