I

521 32 1
                                    

TSA TO MOJE PIERWSZE OPOWIADANIE TEGO TYPU. MAM NADZIEJĘ, ŻE KONSERWATYWNI NARODOWCY NIE SPALĄ MNIE NA STOSIE, A RZĄDNA KRWI INKWIZYCJA NIE DORWIE MNIE, ZA TAK OBRAZOBURCZE PRZEDSTAWIENIE INTELIGENCJI DAWNEJ RZECZYPOSPOLITEJ. 
MIŁEGO CZYTANIA I NASTĘPNYM RAZEM POSTARAM SIĘ COŚ WIĘCEJ WYSKROBAĆ.

~*~

Czasem nasza wyjątkowość, empatia i talent mogą zrujnować nam życie i postrzeganie rzeczywistości. Bycie innym nierzadko wiąże się nie tylko z oryginalnością, ale niekiedy też z wykluczeniem, bądź odrzuceniem.
Z takim zjawiskiem zetknął się młody Juliusz. Mimo iż ten niepozorny, drobny i bardzo urodziwy szesnastolatek zyskał sobie poparcie nauczycieli, dzięki swej twórczości, to niestety nie zaskarbił jej sobie u rówieśników.
Przez swoje dziwne zainteresowania, introwertyczną naturę i nietypową jak na chłopca urodę, miał spore grono nie tylko adoratorek, ale przede wszystkim wrogów.
Właściwie ostatnie trzy lata gimnazjum wspominał jako ciągłe pasmo upokorzeń, szykan i niezrozumienia od strony męskiej części rówieśników.
Za sprawą rywalizacji z jednym kolegą i jednorazowej wygranej w konkursie literackim, ściągnął na siebie o rok starszego demona, a zwał się on Adam Mickiewicz.
Kto by pomyślał, że ten sympatyczny dla większości chłopak, może zamienić życie Słowackiego w koszmar?

Nikt, a w szczególności sam Słowacki nie przypuszczałby, iż jego przyjaciel z dzieciństwa, może przez zazdrość tak bardzo go skrzywdzić. Nawet w najgorszych koszmarach, nie posądziłby Mickiewicza o tak nikczemne zachowanie. W imię czego ? Rywalizacji, czy po prostu zwykłej zawiści ?

Nie wiedział, nawet nie chciał się już w to zagłębiać, był zbyt zmęczony ciągłym analizowaniem. Było minęło tak jak reszta tych wszystkich okropieństw. Po prostu zbyt wiele rzeczy nałożyło się na siebie naraz i nastolatek pod natłokiem tak negatywnych bodźców załamał się.

Teraz z nadzieją, ale również niepewnością przygotowywał się na uroczyste rozpoczęcie roku szkolnego, w liceum Hoffmanowej, zlokalizowanego w centrum stolicy. Miał niewiele czasu do wyjścia.
Z cichym westchnięciem wygładził materiał białej koszuli, zaś do kieszeni spodni schował paczkę papierosów-czerwonych Westów i zapalniczkę. Doskonale wiedział, że matka nie byłaby zadowolona, gdyby to ujrzała, a tyn bardziej, gdyby poczuła zapach tytoniu, dobiegający z jego pokoju. Co prawda kobieta już się do tego przyzwyczaiła i nawet wolała, aby w ten, a nie inny sposób rozładowywał stres, ale nie kryła przed Juliuszem swojego niezadowolenia.
Spojrzał jeszcze raz na swoją sypialnię, po czym zarzucił na swoje szczupłe ramię torbę ze swoim kochanym notatnikiem. A nóż wie, czy pod wpływem tylu emocji, go nie natchnie ?

-Miłego dnia syneczku i proszę, nie przejmuj się-pożegnała go Salomea, gładząc czule swoje ukochane dziecko po policzku.

-Dziękuję mamo, opowiem Ci o swoich wrażeniach później, a teraz sądzę, że powinnaś trochę odpocząć po pracy-odpowiedział cicho, ściskając na pożegnanie dłoń matki. Wychodząc z mieszkania, zlustrował jeszcze wszystkie pomieszczenia, zatrzymując wzrok na śpiącym w salonie Auguście.

~Obrzydliwe~przemknęło mu przez myśl, nim zatrzasnął za sobą drzwi, tak jak chciał zatrzasnąć wrota swych wspomnień.



~*~


Podróż z pewnością nie należała do najprzyjemniejszych. Mimo że normalnie dojazd zająłby mu niecałe dwadzieścia minut, to w godzinach szczytu, jest to najzwyczajniej niemożliwe. Jeszcze ta duchota w warszawskim metrze, spotęgowana wysokimi temperaturami i ciągłym pośpiechem otoczenia.

Niepewnym krokiem ruszył w stronę ul.Hożej, wydychując ze zdenerwowaniem dym.
Będąc blisko gmachu szkoły, rzucił niedbale niedopałek na ziemię.
Wziął głęboki wdech, obserwując roześmianych i niezwykle głośnych ludzi, wchodzących do budynku i opowiadających jakieś niestworzone historie.

Z duszą na ramieniu przekroczył bramę, niecierpliwie oczekując co przyniesie przyszłość.

Licentia poetica-Post Romantyzm AUWhere stories live. Discover now