7.

10.3K 577 120
                                    

Louis spakował szybko swoje najpotrzebniejsze rzeczy do torby po czym wziął portfel i wyszedł z domu. Cieszył się, że nie zdążył niczego usłyszeć, czuł by się później naprawdę niekomfortowo w ich towarzystwie.
Trzasnął drzwiami dając im do zrozumienia, że już wyszedł i skierował się na najbliższy przystanek.

Dom jego rodziców, niby nie był daleko, bo mieścił się kilka ulic dalej, ale nie chciało mu się iść na pieszo. Po chwili podjechał odpowiedni autobus, szatyn wsiadł do niego i po kupieniu biletu usiadł na jednym z wolnych miejsc.

Gdy był już na odpowiedniej ulicy wysiadł z autobusu i zaczął kierować się w stronę swojego rodzinnego domu. Gdy stał już na ganku zapukał w drzwi.

-Cześć mamo. - uśmiechnął się gdy otworzyła mu Jay.

-Dzień dobry, skarbie. - rozpromieniła się na jego widok i przytuliła go mocno. - Co cię tutaj sprowadza? Gdzie jest Jake? - spojrzała na jego torbę.

-Może wejdźmy do środka. - westchnął. Kobieta przepuscila go w drzwiach po czym od razu poszła zrobić herbatę. Szatyn zostawił w korytarzu swoje rzeczy i poszedł za nią.

-To powiesz mi teraz o co chodzi, bo nie wyglądasz na szczęśliwego. - zmartwiła się.

-Połączyłem się z Jake'iem, tylko on następnego dnia mnie zostawił. - rozpłakał się i przytulił do niej.

-Oh Lou, wszystko się ułoży. - wsunęła palce w jego włosy przeczesując je. - Nie myśl teraz o tym. Jesteś młody, znajdziesz za chwilę kogoś. Połączenie da się usunąć. - szepnęła.

-Wiem, Harry się już tym zajął. - odsunął się od niej uśmiechajac lekko.

-To dobrze, długo to zajmie?

-Myśle, że w ciągu dwóch tygodni będę wolny. - uśmiechnął się lekko.

-To dobrze kochanie. - usiadła przy stole i napiła się herbaty.

-A gdzie dziewczynki?

-Lottie poszła do koleżanki, a reszta razem z Markiem do wesołego miasteczka. Jak długo tutaj zostaniesz? - uśmiechnęła się do niego ciepło.

-Chyba tydzień. Teraz mieszkam z Zaynem, Liamem i Niallem, ale Zayn dostał rui, więc nie chce tam być. - zaśmiał się cicho.

-Możesz tutaj zostać jak długo chcesz. Szczególnie teraz. - złapała go za rękę.

-Dziękuję, mamo. Będziesz mnie mogła jutro zawieźć do Harry'ego?

-Oczywiście. O której?

-Jakoś w porze obiadowej.

-To nie będzie cię na obiedzie?

-Nie, dzisiaj Harry mnie zaprosił na obiad. - zaśmiał się cicho.

-To bardzo miłe z jego strony. - uśmiechnęła się, cieszyła się, że jej syn nie wpadł w depresję po stracie ukochanego i ma kontakt z innymi alfami.

-Wiem. - uśmiechnął się. - Pójdę się położyć. - wstał od stołu. - Nie budź mnie na kolacje.

-Ale skarbie, dobrze będzie jeśli coś zjesz.

-Narazie nie jestem głodny. - podszedł do mamy i pocałował ją w głowę.

-No dobrze, ale zostawię Ci w razie czego kolacje w lodówce.

-Dobrze, mamusiu. - zaśmiał się cicho po czym skierował na górę uprzednio biorąc ze sobą torbę. Wziął szybki prysznic i położył się na łóżku w swoim starym pokoju, na całe szczęście nie było bardzo małe przez co wciąż się w nim mieścił.

Pomimo wcześniejszego zmęczenia teraz nagle jakby dostał dodatkową energię. Zamknął oczy starając się zasnąć jednak nic nie pomagało. Westchnął i wziął do ręki telefon, zaczął oglądać różne filmiki na YouTube dopóki nie zrobił się senny i zasnął z telefonem w ręce.

Obudził się kilka godzin później bardzo zdezorientowany. Usiadł na łóżku i dopiero po chwili zorientował się gdzie się znajduje. Westchnął po czym wstał z łóżka podłączając telefon do ładowarki i z powrotem położył się w łóżku. Wystraszył się gdy zobaczył otwierające się drzwi jednak po chwili odetchnął, gdy poczuł kota kładącego się na jego nogach. Uśmiechnął się lekko i zgarnął go w swoje ramiona. Kot zamruczał cicho i wtulił się w szatyna.

-Stęskniłem się, Devon. - pocałował go w głowę i ułożył wygodniej na łóżku.
Po chwili Louis zasnął wciąż przytulony do kota.

Następnego dnia obudził się słysząc śmiech bliźniaczek z dołu. Przeciągnął się po czym zszedł na dół. Dopiero teraz zdał sobie sprawę jak bardzi brakowało mu tego rodzinnego ciepła. Wszedł do kuchni gdzie akurat jego mama szykowala śniadanie i usiadł przy stole ziewając.

-Pomoc ci? - spytał kobietę.

-Nie musisz skarbie, zawołaj tylko Phoebe i Daisy. - uśmiechnęła sie do niego.

-Dobrze. - wstał od stołu i poszedł do salonu. - Aniołki, na śniadanie. - stanął w progu.

-Louis! - krzyknęły jednocześnie podbiegajac do niego. Obydwie rzuciły mu się na szyję przez co szatyn zachwiał się.

-W końcu przyjechałeś. - uśmiechnęła się Daisy pokazując tym samym braki w uzębieniu.

-Zostanę tutaj aż na tydzień. - Pocałował je w czoło po czym poszedł razem z nimi do kuchni gdzie Jay stawiała już talerze na stole.

-Lottie! _krzyknęła kobieta a po chwili dziewczyna zeszła na dół.

-Hej Louis. - spojrzała na brata zdziwiona jednak po chwili uśmiechnęła się i przytuliła do niego mocno.

-Hej. - oddał uścisk. Dziewczyna zdziwiona spytała o nieobecność alfy swojego brata a ten opowiedział jej szybko o całej sytuacji jednak na końcu dodał, że czuję się świetnie i nie musi się o niego martwić.

🏳️‍🌈🏳️‍🌈🏳️‍🌈

Ostatecznie ten rozdział nie jest taki jaki chciałam ale przysnelam Z trzy razy pisząc go😂

Zmotywujecie mnie trochę? Podnosze poprzeczkę do 70⭐
Powodzenia! 💕

Miłego dnia/wieczoru! ❤️

Little Omega | Larry a/b/oWhere stories live. Discover now