#4Ucieczka?! Ale przed kim?!#4

180 8 12
                                    

Siedziałam na dywanie obok Lennona. Wpatrywałam się w ogień trzaskający przedemną w kominku. Nagle poczułam że, chłopak obejmuje mnie delikatnie kładąc głowę na moim ramieniu. Uśmiechnęłam się nieznacznie i przymknęłam oczy. Siedzieliśmy tak razem wsłuchując się w ciszę przerywaną trzaskami dochodzącymi od strony kominka i naszymi oddechami. Nie dane nam było jednak długie delektowanie się tą chwilą. Sielankę przerwał łomot drzwi wejściowych które otworzyły się gwałtownie wpuszczając do pokoju mroźne powietrze. Przez nie wpadł niewysoki jak na kogoś płci męskiej chłopak dziko oglądając się do pokoju. Gdy natrafił na nas wpatrujących się w niego w osłupieniu jego twarz przybrała wyraz przerażenia i złości w jednym. Podbiegł do nas i odepchnąłwszy ode mnie gwałtownie Johna złapał mnie za rękę pociągając w kierunku drzwi wyjściowych. Obejrzałam się wystraszona za siebie chcąc sprawdzić czy Lennonowi nic nie jest ale okazało się że już dawno nie jesteśmy w domu tylko gdzieś w lesie pełnym dziwnych wysokich skał. Wyrwałam się chłopakowi ciągnącym mnie za rękę.
- Można wiedzieć co to miało być? - zapytałam zdezorientowana ale i podirytowana. Osobnik jeszcze przed momentem trzymający mnie za rękę odwrócił się do mnie przodem. Zlustrowałam go zaskoczonym spojrzeniem od góry do dołu. Nie widziałam go nigdy wcześniej a jednak znałam jego imię.
- D-Dezydery?! - wykrztusiłam z niedowierzaniem.
- Co Ty tu.. - nie zdąrzyłam dokończyć usłyszawszy wołanie. Odwróciłam głowę w kierunku z którego dochodziły krzyki.
- Charlotte! Charlotte! - rozpoznałam głos Johna. Był jednak bardzo odległy.
Otworzyłam szerzej oczy.
- John! Tutaj jestem! - zaczęłam krzyczeć ile sił w płucach by chłopak mnie usłyszał. Miałam zamiar pobiec w kierunku z którego dochodziły wcześniej wołania ale zostałam szarpnięta gwałtownie w tył. Usta zasłoniła mi czyjaś dłoń.
- Cicho bądź. Jeśli Cię znajdzie to będzie koniec. - powiedział półgłosem Dezydery. Wyrwałam się z jego objęć i stanęłam przodem do niego.
- Co Ty w ogóle do mnie mówisz człowieku? - byłam mocno zirytowana.
- Siedzę sobie spokojnie z człowiekiem którego kocham zresztą z wzajemnością a Ty nagle wpadasz i porywasz mnie jakby John miał mnie zaraz zabić albo przynajmniej zrobić bardzo wielką krzywdę. - odwróciłam się z zamiarem odejścia.
- Charlotte, czekaj! - poczułam dłoń na ramieniu. Odwróciłam się patrząc na Derego z wyczekiwaniem. W tym samym momencie usłyszałam szelest. Odwróciłam głowę w stronę skąd dochodził. Odgarniając gałęzie zza krzaków znajdujących się tam wyszedł lekko zdezorientowany Lennon.
Rozejrzał się na boki zanim nas zauważył.
- John! - krzyknęłam i podbiegłam do niego rzucając mu się na szyję.
Objął mnie niepewnie zdezorientowany zaistniałą sytuacją.
- Lottie, kto to jest? - zapytał bardziej zdziwiony niż poirytowany.
- Ehm...- przestałam przytulać chłopaka i odwróciłam się przodem do Derego.
- To jest mój znajomy. - odpowiedziałam cicho patrząc niepewnie na postać stojącą przede mną.
- Co to miało znaczyć? To że, zabrał Cię z domu nie odzywając się ani słowem? - pytanie zawisło między naszą trójką niczym ciężka burzowa chmura.
-Nie mam pojęcia..- wyszeptałam i popatrzyła pytająco na młodszego z chłopaków. Dery tylko wbił wzrok w swoje buty nie odzywając się jednym nawet słowem.
- Myślisz że, nie wiem o co Ci chodzi? - odezwał się po dłuższej chwili podchodząc powoli w stronę Johna.
- O co Ci chodzi? - podeszłam do chłopaka jednocześnie blokując mu pełny dostęp do Lennona który wyraźnie nic z tego nie rozumiał.
- Lottie, nie widzisz tego? On Ci zrobi krzywdę i to wielką. Nie pozwolę na to. - podniósł głos młodszy z chłopców.
- O czym Ty mówisz? John, by mnie nigdy nie skrzywdził - zaperzyłam się.
- Charlotte, cofnij się dobrze Ci radzę. Najlepiej uciekaj. Ja się nim zajmę - odepchnął mnie lekko Dezydery.
Cofnęłam się w stronę starszego z chłopaków i wciąż oniemiałego wzięłam  za rękę zciskając ją delikatnie. Starszy chłopak wybudził się z osłupienia. Popatrzył się na mnie, na nasze splecione dłonie, na Derego i znów na mnie. W moich oczach zaczęły zbierać się łzy. Miałam dość tej całej sytuacji.
Otarłam łzy szybkim ruchem dłoni i odwróciłam się na pięcie i idąc w stronę domu. Przynajmniej tak mi się wydawało. Nie dane mi było jednak zbyt długo iść. Po trzech może czterech krokach poczułam że, tracę równowagę a przed oczami robi mi się niesamowicie ciemno. Opadłam w tą ciemność nie mogąc się ruszyć. Ostatnią rzeczą którą poczułam było ciepło w okolicy ramion i klatki piersiowej. A ostatnią rzeczą przeze mnie słyszaną był głos Johna mówiący: ,,Nie opuszczę Cię nigdy. Kocham Cię". Po tych słowach nastała zupełna pustka.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Tiaa...Od tego snu także musiałam zrobić sobie nieco dłuższą przerwę. I ja także nic z tego snu nie rozumiem :S.
Znowu nie wiem co powiedzieć aka napisać...Do kolejnego napisania czy coś w ten deseń ;)

The Beatles -> One ShocikiWhere stories live. Discover now