Rozdział 2

54 7 4
                                    

=2=

Rok 1768

Wyszłam ze swojej drewnianej chatki i skierowała się do jeziora znajdującego się u podnóża niewielkiej górki, na której stał mój dom. Zerknęłam przez ramię. Widząc w oknie swoją rodzicielkę, która uśmiechała się odprowadzając mnie wzrokiem, pomachałam jej, pragnąc nie dawać powodów do zdenerwowania. Jej mina wyrażała szczęście. Moja mama zawsze była radosną osobą, dbającą o mnie w każdym calu. Od dziecka troszczyła się o moje potrzeby i o to, aby nigdy nic nam nie brakowało. Może i nie mieliśmy zbyt wiele, ale od małego uczono mnie, że to emocje są w życiu ważne, nie złoto i srebro. To dzięki temu potrafiliśmy nawet w ciężkich dla nas chwilach podnieść się na duchu i dać sobie wzajemnie siłę.

Uśmiechnęłam się do niej. Kiedy zerknęłam przed siebie, o mały włos nie wpadłam na drzewo. Serce na ułamek sekundy mi stanęło, ale po krótkiej chwili kontynuowała wędrówkę. Ominęłam je i przytrzymałam się pnia, aby nie ześlizgnąć się ze stromej górki. Drugą ręką uniosłam dół białej sukni, aby nie ubrudzić się błotem. Chociaż wiedziałam, że wkrótce nie będę zwracała uwagi na wygląd, chciałam wciąż ładnie wyglądać.

Zanim pokonałam ostatnie kroki, do moich uszu doszły śpiewy skowronków, które były popularne w tych lesie. To była moja ulubiona muzyka. Odetchnęłam z zadowoleniem i usiadłam na wielkim kamieniu, zrzucając z siebie trzewiczki. Zanurzyłam stopy w jeszcze nieogrzanej przez słońce wodzie, czując jak małe kijanki delikatnie ocierały się o moją skórę. One nie bały się mnie – nigdy nie obawiały się tego, że je skrzywdzę, jakby wyczuwały ,że jestem z ich rodziny. Od dziecka czułam, jakby moim żywiołem była woda.

Pamiętałam, że z ojcem każdego ranka wędrowaliśmy nad jezioro, aby poczuć kontakt z wodą. Byliśmy tacy sami – od zawsze przywiązani do tego żywiołu, uwielbialiśmy kąpać się i w skupieniu patrzeć na to, jak ryby podpływały do kawałka rzuconego chleba. Często również wypływaliśmy na krótkie wyprawy, gdzie ojciec opowiadał mi o legendach nimf greckich, a ja wtedy udawałam, że jestem jedną z nich.

Straciłam go pięć lat temu, kiedy postanowił wypłynąć sam. Nie zdążył zawrócić przed burzą, która raptownie go dopadła. Wyszedł z domu wczesnym rankiem, nie wrócił już nigdy. Ostatni raz go widziałam, gdy otulał mnie do snu.

Jednak wkrótce nadejdzie czas, kiedy znowu go zobaczę. Zresztą nie tylko jego, ale i mojego... Nieznajomego.

Wskoczyłam do wody. Małe fale odbijały mi się o łydki. Nie zwracając uwagi na przemoczoną suknię, poszłam w stronę przywiązanej do drzewa łódki. Kiedy woda sięgała już dopasa, wyjęłam z przepaski na udzie czarny nóż, który podwędziłam mamie z kuchni i odcięłam sznur, wrzucając luźny kawałek dołodzi. Po chwili wskoczyłam do środka. Przygotowałam wiosła i powoli zaczęłam się wycofywać, obierając odpowiedni kierunek.

Wyciągając nauczki z całego życia, wiedziałam, że mój czyn nie będzie rozsądnym wyjściem z sytuacji. Wiedziałam, że moim poczynaniem skrzywdzę nie tylko siebie, ale również swoją mamę. Kochałam ją nad życie, ale... Ale byłam dostatecznie dorosła, aby wiedzieć, że moje życie straciło już dawno sens. Życie pozbawione najważniejszego składnika, którego nigdy nie zaznałam, bo On umarł, zanim dane było mi go poznać. Jego śmierć spowodowała, że jakaś – a właściwie większa cząstka mnie również razem z nim umarła. Nie byłam już tą samą wartościową osobą. Straciłam jakąkolwiek przyszłość.

Straciłam siebie.

Dlatego właśnie popłynęłam na sam środek jeziora. Opuściłam wiosła, które odbiły się echem o taflę wody, aby po chwili zniknąć w czeluściach czerni. Próbując nabrać większej odwagi, stanęłam na równe nogi, kołysząc się przez chwilę razem z łódką. Kiedy uzyskałam równowagę, wygładziłam materiał sukni. 

- Na pewno chcesz to zrobić? - zapytał mój Nieznajomy, który nagle pojawił się obok mnie. Nie zdziwiłam się, bo wiedziałam, że się pojawi. Intuicyjnie złapałam za srebrny łańcuszek z medalionem, który należał do niego przed jego śmiercią, a teraz spoczywał tuż przy moim sercu. - Wiesz, że możesz jeszcze skorzystać z życia, moja miła. Jesteśmy sobie przeznaczeni – spotkamy się prędzej czy później. 

- Wolę prędzej - oznajmiłam szybko, patrząc się hardo na niego. Nie wydawał się zaskoczony moimi słowami. Przeciwnie – uśmiechnął się krzepko, dając mi więcej wiary w swoje działania. Moje serce biło w nieregularnym rytmie, gdy zdałam sobie sprawę, że już niedługo będę mogła go poczuć i być tuż obok niego. - Teraz nas rozdzielono, ale niedługo nikt nie będzie potrafił to zrobić. Będziemy razem już na zawsze – dodałam, obracając w palcach jego medalion. 

- Moja miła, my od zawsze jesteśmy połączeni. - Przybliżył się o krok. Wyciągnął dłoń z zamiarem dotknięcia mnie, ale jednak po chwili wycofał dłoń, a mnie ogarnęło rozczarowanie. - Zawsze będziemy razem. Nieważne, co lub kto nas rozdzieli. 

- I tak będzie zawsze - dopowiedziałam. Nie czekając na to, co ma mi do przekazania, spojrzałam na niego i się uśmiechnęłam. 

Widząc jego pogodną twarz, rozłożyłam ręcei już bez jakiejkolwiek obawy wpadłam do jeziora. Miałam wrażenie, że woda obejmuje moje ciało, powoli otulając do snu. Zamknęła oczy i wyobraziłam sobie, że to jego ramiona otulają mnie na przywitanie.

Ale czy tak właśnie było? Nie wiedziałam. Nie wiedziałam, bo czerń nie miała w sobie jakiegokolwiek światła niosącego ukojenie.

Czarnowłosa NimfaWhere stories live. Discover now