Roz. 25: Miara Samotności, Czarne Peleryny i Odzyskane Szczęście

1.2K 101 22
                                    


Nie idź za mną, bo nie umiem prowadzić.
Nie idź przede mną, bo mogę za Tobą nie nadążyć.
Idź po prostu obok mnie i bądź moim przyjacielem.
~ Albert Camus

     Dreptała u jego boku, szczęśliwa niczym jakiś kundel wyprowadzany na spacer. Jeśli miałaby ogon, z pewnością zaczęłaby nim szaleńczo merdać. Tak tylko szczerzyła zęby w uśmiechu i podskakiwała co chwila, rozglądając się po Hogsmeade.
     Gdyby wiedziała, że porównuje ją do psa, nie byłaby taka radosna.
      Severus nie zdążył jeszcze opuścić zamku, a już zaczął żałować swojej decyzji. Nawet nie pamiętał, dlaczego z początku tak bardzo przeszkadzało mu, że dziewczyna będzie latać z tamtymi gryfonkami po wiosce. W tamtej chwili pragnął tylko zgubić ją gdzieś w tłumie ludzi, a potem wlepić jej szlaban za oddalanie się od nauczyciela.
      Wykrzywił usta w złowieszczym grymasie na samą myśl. Mógłby wtedy w spokoju zaszyć się w jakimś kącie.
      Uwagę Severusa zwróciło krótkie szarpnięcie. Spojrzał w dół i dostrzegł dłoń dziewczyny, zaciśniętą na jego szacie. Wciąż próbowała dorównywać mu kroku, obserwując żywą wioskę, jednocześnie nie mając zamiaru stracić z oczu swojego profesora.
      Mężczyzna, nie widząc szansy na powodzenie swojego wspaniałego pomysłu, znów wpadł w ponury nastrój.
       —  Gdzie chciałbyś pójść, Severusie?  —  zapytała podekscytowana Mavelle, wskazując na jeden z budynków.  —  Może tam, co? Wygląda jak całkiem spoko lokal. Cynthia opowiadała mi o jakichś trzech miotłach i że tam powinnyśmy się spotkać... To gdzie idziemy?
       —  Nie mam tutaj nic do roboty  —  odwarknął Severus. Przyspieszył jeszcze bardziej, sprawiając, że uczepiona go dziewczyna zaczęła się potykać.
       —  Jak to? Więc dlaczego nie spędzi pan czasu ze swoimi przyjaciółmi?
       —  Nie mam zbyt wielu przyjaciół. Sądziłem, że to raczej oczywiste.
       Mavelle milczała przez krótką chwilę, by zaraz ukazać mu prowokujący uśmiech.
     —  Wie pan  —  zaczęła powoli  —  jak tak na pana patrzę, to się nie dziwię.
     Z zachwytem obserwowała, jak jego twarz martwieje. Poczuła dumę, że nadal potrafi wyprowadzić go z równowagi.
     —  Nie życzę sobie takich komentarzy.  —  Wciąż używał zimnego tonu, cedząc te słowa przez zaciśnięte szczęki.
      A więc był samotny. Mavelle wiedziała o tym już wcześniej, tylko tak jakoś dopiero wtedy to w nią uderzyło. Musiał być, i to przez długi czas. Tylko jak bardzo? Niby czasami rozmawiał z McGonagall, ale zdążyła zauważyć, że nie była to jakaś bardzo bliska relacja.
      Przyglądała mu się przez dłuższy czas z głęboką zadumą. Severus czuł na sobie jej palące spojrzenie, które po dłuższej chwili zaczęło go irytować. Kiedy miał już na nią warknąć, odezwała się.
      —  W pana przypadku samotności nie da się mierzyć we łzach. Gdyby tak było, odwodniłby się pan dawno temu.
      Widziała jak jego plecy sztywnieją. Nie mogła dostrzec wyrazu jego twarzy, reakcji na jej słowa, bowiem teraz pędził przed siebie jak szalony.
       Od tamtej pory przez długi czas wędrowali po wiosce w całkowitej ciszy, a towarzyszyło im jedynie przeświadczenie, że powinni więcej nie poruszać tego tematu.

     Severus co jakiś czas wracał myślami do wydarzeń wczorajszego dnia. W momencie, gdy usłyszał toczącą się na korytarzu kłótnie, chciał ruszyć i zmrozić uczniów swoją obecnością. Lecz zanim zrobił krok, dotarł do niego znajomy, przepełniony wściekłością głos. Wówczas wsłuchał się uważniej w słowa. Już po chwili jego mina stężała nieco, kiedy do jego uszu dotarły przezwiska i przekleństwa pod jego adresem. Nie miał wątpliwości, że to przeklęty Potter z Weasleyem. Jednak usłyszawszy groźby, wydobywające się z ust jego ślizgonki, żarliwe protesty, autentycznie zdębiał. Ocknął się dopiero w chwili, gdy kłótnia przeistoczyła się w bójkę i musiał wkroczyć do akcji.
       Nadal nie rozumiał tej dziewczyny. Dlaczego broniła go tak zażarcie? Zupełnie jakby te głupie obelgi ubodły ją do żywego. Severus przywykł do tego i nie przejmował się tym za bardzo, żeby nie powiedzieć, że wcale. Po prostu sam Potter działał mu na nerwy, a jego bezczelne zachowanie tylko potęgowało wściekłość Mistrza Eliksirów.
      Severus spojrzał kątem oka na milczącą postać, podążającą za nim niczym cień. Dalej wyglądała na zafascynowaną małą wioską, ale uparcie milczała. Starała się nawet za bardzo nie rozglądać i wędrowała z lekko spuszczoną głową.
      Dlaczego musiała być taka skomplikowana?
       —  Wstąpmy na chwilę do tych Trzech Mioteł  —  powiedział wreszcie, zrezygnowany.
       Mavelle, jak za sprawą magicznego zaklęcia, odzyskała swoją wcześniej pogrzebaną energię i ekscytację. Radośnie pokiwała głową, dając się prowadzić ponuremu mężczyźnie.
       Widząc właściwy budynek, popędziła na przód i wyprzedziła Severusa. Na jego nieszczęście, wparowała do Pubu pod Trzema Miotłami z całym impetem, zwracając na siebie uwagę wszystkich tam zebranych.
         —  Cześć wszystkim!  —  krzyknęła radośnie, szczerząc się od ucha do ucha.  —  Smacznego!
        Severus poczuł jak drży mu lewa powieka. Miał ochotę jednocześnie udusić tę dziewuchę i zapaść się pod ziemię. Ku jego uldze zamiast ciszy, odpowiedział jej chór podziękowań, a po chwili wszyscy wrócili do swoich rozmów.
        Rozejrzał się wokoło, upewniając się, że nikt nie zwraca na nich więcej uwagi i nie powiąże go z tą małą...
        Przeszedł obok dziewczyny, potrącając ją lekko ramieniem.
        —  Dzieciak.
        Chyba nic nie było w stanie popsuć humoru Mavelle. Od razu popędziła w stronę stolika, zajętego przez dwie gryfonki.
       —  Tam są!
       I pociągnęła za sobą Severusa, który miał już serdecznie dosyć. Nie zważając na zszokowane reakcje gryfonek, dosiadł się do stoliku wraz z nimi.
        —  Wszystkie inne miejsca są zajęte  —  wyjaśnił lodowato, ignorując wesołą ślizgonkę. Przewrócił oczami. Że też coś takiego istniało.
       Rzeczywiście, wszystkie stoliki były oblegane przez uczniów oraz nauczycieli. Karczma była pełna głośnych rozmów i śmiechów. Mavelle bardzo podobało się to miejsce.
       —  Tak więc... profesorze  —  odchrząknęła Granger.  —  Jak mija... panu czas?
       Severus nie obdarzył jej nawet przelotnym spojrzeniem.
        —  Cudownie.
        Słowo to aż ociekało sarkazmem.  Cynthia skuliła się w sobie, a jej dłonie znów zaczęły trząść się niekontrolowanie. Mavelle, która siedziała obok, zauważyła to i dotknęła jej ramienia w uspokajającym geście.
       —  Ach, to...  —  wydukała zdenerwowana Hermiona, nie wiedząc jak dalej poprowadzić rozmowę.
      —  Niech się pani tak nie kłopocze. Zapewniam, że nikt z waszej trójki nie musi zabawiać mnie rozmową  —  rzucił Severus, przerywając boleści gryfonki.
      Hermiona skinęła tylko głową i więcej się nie odezwała. Przy ich stoliku zapanowała niezręczna cisza, którą przerwała swobodnie Mavelle.
       —  Zamówiłyście już coś? Czy można tu dostać gorącą czekoladę?
       Tak Mavelle wciągnęła swoje koleżanki do rozmowy, odwracając ich uwagę od obecności ponurego mężczyzny. I chociaż nie dostała swojego kubka czekolady, to cieszyła się spędzonym czasem w karczmie i chwilami beztroski.

KusicielkaDonde viven las historias. Descúbrelo ahora