5.

824 89 70
                                    

Brett: 

Rano obudziły nas promienie słońca wpadające przez duże okno. Albo raczej obudziły one mnie, gdyż chłopaka obok mnie nie było, a zasnęliśmy wspólnie na jednym z łóżek.

- Liam?! – krzyknąłem zaniepokojony i wstałem w poszukiwaniu chłopaka w tym wielkim apartamencie. Drzwi od łazienki otworzyły się i znalazła się moja zguba.

- Jestem – powiedział z garścią opakowań po lekach w ręku.

- Dobrze wszystko? Potrzebujesz czegoś? – zapytałem.

- Tak. W jak najlepszym. Pójdę przynieść nam śniadanie – powiedział i wyszedł z apartamentu na stołówkę która znajdowałam się piętro pod nami. 

Coś było nie tak. Podejrzewam, że źle się rano czuł, ale mi nic nie powie. Ogarnąłem się i wróciłem do salonu gdzie chłopak na mnie czekał ze śniadaniem pokasłując co chwila i łykając jakieś leki. Kaszel to normalne zjawisko w jego stanie więc postanowiłem nie drążyć tematu i traktować go jak zdrowego, zresztą on chyba tego chciał.

- Plany na dziś? – zapytałem.

- Będziemy pływać z delfinami – oznajmił chłopak a ja się o mało się zakrztusiłem jedzeniem, bo się nie spodziewałem takiego pomysłu.

- Coraz lepsze pomysły, aż się boję co zostawiłeś na koniec – powiedziałem licząc, że może chłopak uchyli rąbka tajemnicy, ale nic z tego.

- Na koniec będzie wisienka na torcie – powiedział tajemniczo. 

Po śniadaniu pojechaliśmy na miejsce. To miasto było zupełnym przeciwieństwem wcześniejszego Las Vegas. Ludzie szli w stronę plaży z leżakami i w strojach kąpielowych. Tłum ludzi na plaży i typowo wakacyjny klimat - tak właśnie tu było. 

Dotarliśmy do niewielkiej zatoki, gdzie woda była dosłownie przejrzysta a w niej pływały te cudowne zwierzęta jakimi są delfiny. Ubraliśmy się w kąpielowe rzeczy i weszliśmy do wody. Te cudowne zwierzęta od razu podpłynęły w naszą stronę i zaczęły zaczepiać nas pyskami. Liam wszedł na grzbiet jednego z nich i kawałek na nim podpłynął, ja nie zdobyłem się na coś takiego bo może wstyd się przyznać, ale trochę się bałem. Zostałem więc przy pomoście oczywiście w otoczeniu tych delfinów. 

 Po drodze jeszcze zaliczyliśmy wizytę w oceanarium co nie było planowane, ale tak dla odmiany spontaniczne. 

Później poszliśmy jeszcze na plażę, rozłożyliśmy koc i leżeliśmy w słońcu. Liam poszedł do wody, ja pilnowałem naszego miejsca, ale ciągle miałem chłopaka na oku, czułem się za niego w pewnym stopniu odpowiedzialny. 

- Patrz co mam! - krzyknął z daleka i przybiegł do mnie przynosząc stertę muszli, które sam znalazł. Cieszył się jak dziecko, a ja cieszyłem się razem z nim.

 - Masz chyba talent do zbierania muszelek, takie same sprzedawali przy wejściu - powiedziałem przyglądając się okazom.

 - Gdybyśmy nie mieli kasy to moglibyśmy sprzedawać, ale my mamy kasę, tylko nie mamy czasu. Więc te muszle weźmiemy na pamiątkę - powiedział zadowolony Liam i zaczął pakować te cuda do plecaka. Tak, owszem mamy kasę, ale nie mamy czasu. Jak mam być szczery to wolałbym stać tu z nim do końca życia i sprzedawać te muszelki niż mieć kieszenie wypchane forsą i świadomość, że ten niewinny niczemu chłopak niedługo umrze. Bardzo się do niego przywiązałem, a z tyłu mojej głowy gromadzi się coraz większy stres związany z jego chorobą i policzonym czasem. 

Wróciliśmy do hotelu. Nawet ja byłem zmęczony, ale i szczęśliwy. Wieczorem usiedliśmy sobie na tarasie, który był naszym ulubionym miejscem w całym apartamencie.

Lista marzeń [BRIAM] miniaturkaWhere stories live. Discover now