Wanilia

9.7K 584 170
                                    

1 dzień, 24 godziny, 1440 minut, 86 400 sekund. Tyle Draco nie widział bruneta. Przez ten cały czas czuł, że czegoś mu brakuje. Nie był sobą. Dokładnie dobę od wczorajszego spotkania znów widział się z Harry'm.
Dzień w pracy minął mu zadziwiająco szybko. Kilkanaście klientów, dobry dzienny zysk. Blaise'a unikał jak ognia. Nie chciał się tłumaczyć z tej sytuacji sprzed dwóch dni. Nie wiedział, co miałby powiedzieć. Jego przyjaciel, co było dziwne, milczał. Zdarzało im się chwile porozmawiać, ale tylko na tematy związane z pracą. Oby dwoje jakby zapomnieli o tamtym spotkaniu.
—Muszę skoczyć nadać paczkę. Poradzisz sobie sam, prawda?— na głos Blaise'a, Draco o mały włos nie przewrócił ubieranego manekina.
—Jasne, leć.
Czarnoskóry chłopak wziął swoje rzeczy, uśmiechnął się podejrzanie do blondyna i wyskoczył na przerwę. Draco nie miał czasu zastanawiać się nad zachowaniem przyjaciela, bo kończył nową dekoracje związaną z kolejnym sezonem. Wiązał akurat muszkę do eleganckiego garnituru, kiedy to się stało.
—Hejka, hejka, mam nadzieje, że nie przeszkadzam w pracy, co?
Harry. Czy musiał przyjść akurat teraz? Draco miał na sobie szarą, roboczą koszulkę z firmowym nadrukiem sklepu, fioletowe luźne spodnie i białe, stare tenisówki.
Wczorajszej nocy blondyn obiecał sobie, że postara się nie być takim tchórzliwym mazgajem. Jednak wszystkie jego postawienia opuściły go podczas obecności Harry'ego.
—Hej. Nie, już kończę —jego głos był trochę słaby —A co Cię sprowadza?
—Jutro mam imprezę rodzinną. Urodziny mamy Rona. I na śmierć zapomniałem o tym. Potrzebuję jakiegoś stroju. A przede wszystkim prezentu. Przychodzę do Ciebie z tym pierwszym. Masz może czas pomóc biednemu koledze w wyborze jakiejś koszuli?— Harry zaśmiał się.
Draco rozpromienił się na myśl o tym, że znów zobaczy, jak brunet się przebiera. Ale zaraz zganił się za takie odważne pomysły.
—Jeśli tylko chcesz. —Matko, to brzmiało tak osobiście.
Harry, usatysfakcjonowany, kiwnął głową, ściągnął kurtkę i zaczął rozglądać się po sklepie.
—Hmm... no to tak. Impreza nie jest mega uroczysta, ale pasowałoby jakoś dobrze wyglądać.
Draco przełknął komentarz, że Harry wyglądałby ślicznie nawet w worku na śmieci.
—Jakiś dany kolor?— blondyn postanowił być profesjonalnym ekspedientem.
—Ty mi powiedz. —mocny rumieniec oblał policzki Draco na widok wesołego wzroku Harry'ego —Żartuję. Zielona. Pod kolor oczu.
Draco przeglądał katalog ubrań w poszukiwaniu danej koszuli, strącając się nie patrzeć na bruneta.
—O, mam. Kolor idealnie pasuje.
—Faktycznie, identyczny. Widzę, że dobrze znasz moje oczy...
Draco przeklinał się, że dał się tak podejść. Teraz Harry będzie widział, że blondyn obserwował go dokładnie. Zadowolony z siebie brunet, wziął katalog i przyjrzał się dokładniej.
—Mógłbym ją przymierzyć?
Draco przeszedł dreszcz. Głupi umysł i głupie wspomnienia. Ruszył w stronę odpowiednich wieszaków. Przeszukiwał je, by wybrać odpowiednie ubranie. Pamiętał rozmiar. S.
—Aaaa, czekaj! —blondyn podskoczył, wyrwany z rozmyślań— Jaka genialna koszula! Srebrna, idealnie pasuje do Ciebie. Podkreśla Twoje oczy. Masz— Harry podał zaskoczonemu chłopakowi wyciągniętą z półki koszulę— I marsz do przymierzalni. Chciałbym Cię w niej zobaczyć.
Zamurowany Draco nie wiedział, co robić. Ale kiedy usłyszał prośbę Harry'ego, nie mógł się nie zgodzić. Miał poczucie, że zrobiłby wszystko, o co chłopak by go poprosił. Ruszył ubrać koszulę.
Co go opętało? Zastanawiał się na tym wszystkim, w czym się aktualnie znajdował. Czemu siedzi, prawie po godzinach, w sklepie z tym brunetem? Wybierając mu koszulę i samemu się przebierając?
— I jak? Mogę wejść i zobaczyć?— Harry stał pod jego drzwiami. Co miał zrobić? Zgodził się.
—Tak, już się ubrałem.
Brunet otworzył drzwi i stanął zamurowany. Miał przed sobą nieśmiało uśmiechniętego blondyna w idealniej koszuli. Wyglądał w niej bardzo przystojnie. Był trochę za chudy, ale perfekcyjny.
—Wow. Jest super! Moment...—i już go nie było. Draco nie rozumiał, co skłoniło bruneta do takich opinii, ale w swojej samolubnej części, był odrobinę zadowolony. Nie miał nadziei, że spodoba się Harry'emu, ale każde pochlebne słowa z jego ust spijał niczym najsłodszy nektar.
Po chwili brunet wrócił z parą granatowych, mocno obcisłych spodni.
—A teraz jeszcze to. No, raz, dwa.
Draco, rad, nierad, odebrał ubranie. Ściągnął buty i zaczął rozwiązywać sznurki od swoich dresów. Zatrzymał się. Podniósł wzrok na bruneta. Tamten przewrócił oczami, zaśmiał się i odwrócił. Draco drżącymi rękami zmienił spodnie.
—Są wygodne— jedyne, co przyszło mu do głowy, by oznajmić drugiemu chłopakowi, że może się odwrócić.
—No na pewno. Wyglądasz... bosko. Taki cały do schrupania. Błagam, musisz kupić ten komplet.
Rumieńce na policzkach Draco chyba postanowiły tam zamieszkać. Mógł spokojnie konkurować z dorodną wiśnią. Odwrócił wzrok na ziemię.
—Dobra, teraz czas na mnie. Idę się przebrać. Zdaję się na twój gust w spawie moich spodni.
Brunet przymknął drzwi i po chwili słychać było, jak rozkłada się w przymierzali obok.
Draco zostawił swoje stare rzeczy w kabinie i poszedł coś wybrać dla Harry'ego. W głowie szumiały mu słowa chłopaka. Naprawdę zdecydował się kupić te wybrane ubrania. Odetchnął. Przeszukał wszystkie zdjęcia w katalogu. Nic. Nie miał pojęcia, co wybrać. Nie znalazł nic odpowiedniego. Podświadomie chciał zaimponować brunetowi, by tamten to docenił.
Zdenerwowany, wybrał te, które najmniej mu się nie podobały. Wziął je i, z duszą na ramieniu, podszedł do drzwi.
—Wchodź, już się przebieram.
Na słowa Harry'ego, blondyn uchylił drzwi. Zobaczył na wpół gołego bruneta. Był w koszuli, ale bez spodni.
Draco przełknął ślinę, strącaj się spokojnie oddychać.
—Ta koszula jest mega. O, spodnie też wyglądają dobrze.
Harry szybko ubrał je i przyglądał się swojemu odbiciu w lustrze.
—I co myślisz? Dla mnie idealnie.
Draco chwile zastanawiał się, jak ubrać w słowa swój zachwyt, by nie pokazać wielkiego zainteresowania, które na prawdę czuł.
—Dobrze leżą. Ten granat łączy się z zielenią — starał się, by jego głos brzmiał fachowo, tak jak każdego ekspedienta.
—Też tak sądzę. Podliczysz mnie? Ja się przebiorę.
Draco bez słowa udał się do kasy. Nabił odpowiednie kody i podsumował cenę. Dodał swój pracowniczy rabat. Miał nadzieję, że brunet nie połapie się w kosztach. Sam szybko przebrał się w stare ciuchy. Tamtą koszulę i spodnie odłożył, obiecując sobie, że jutro je kupi. Poprawił włosy i czekał na Harry'ego. Po chwili usłyszał odgłosy kroków.
—No, ledwo zabrałem się z tym wszystkim. —Cichy śmiech Draco, zawtórował brunetowi.
Harry spostrzegł cenę i rzucił blondynowi krótkie, pytające spojrzenie, ale bez słowa zapłacił kartą.
—Wiem, że masz mnie pewnie dość i w cale Ci się nie dziwię, ale mam jeszcze jedną, ogromną prośbę. Nigdy nie byłem dobry w wybieraniu prezentów. Molly Weasley jest dla mnie jak matka. Powinienem kupić coś specjalnego. Stąd moje pytanie. Mógłbyś mi pomóc? Masz świetny gust i jesteś bardzo pomysłowy. Potem możemy skoczyć coś zjeść. Co ty na to powiesz?
Draco był zachwycony. Brunet na tyle go polubił, że znów prosił go o pomoc. Nie brał pod uwagę innej opcji, jak zgodzić się.
—Muszę tylko zamknąć sklep.
—Jasne, poczekam.
Kiedy Draco zamykał sejf, gasił światła i ogarniał stan całej sali, Harry stał opary o barierkę i uważnie go obserwował. Blondyn czuł jego spojrzenie.
Gdy wszystko było gotowe, razem ruszyli na zakupy.
—Co lubi ta pani Molly? —Draco chciał wyglądać na rzeczowego.
—Świetnie gotuje. Zajmuje się domem. Kocha czytać. Czasami widziałem jak szydełkuje w wolnym czasie.
—Mamy książkę i kwiaty na pewniaka. Wiesz jakie są jej ulubione?
—Nie mam pojęcia. Zadzwonię do Rona i zapytam. —Harry wciągnął telefon i wybrał numer przyjaciela. Draco w tym czasie zastanawiał się nad innymi elementami prezentu. Słyszał tylko jakieś strzępki rozmowy.
—...matko, Ron skupże się! To ważne... Na moment zostaw go w spokoju!— śmiech Harry'ego odbijał się echem w pustym korytarzu — ...co wy tam wyprawiacie?!
Draco spostrzegł, że brunet zerka w jego stronę, jakby w obawie, że ten coś usłyszy. Blondyn odwrócił wzrok i odszedł kilka kroków. Po chwili dołączyć do niego drugi chłopak.
—Z tego, co zrozumiałem, to lubi tulipany.— Harry nadal miał rozbawiony ton.
—Dobrze, ja wymyśliłem, że możesz kupić jej jakiś ozdobny sprzęt kuchenny, taki dla dekoracji, jakąś książkę, najlepiej przygodową, by mogła się zrelaksować. Ewentualnie zestaw do szydełkowania. Jutro kup jej te tulipany, bo przez noc mogą zwiędnąć.
—Super, kupujemy wszystko.
Weszli do ogromnej księgarni na pierwszym piętrze.
—Wybierzmy jej jakąś klasykę. Masz jakiś pomysł?
Draco miał dwa. Znalezienie odpowiednich tytułów zajęło im trochę czasu.
—Ta jest o kobiecie, która chce skończyć ze swoim dotychczasowym życiem. Rzuca wszystko i rusza w podróż. Trafia do słonecznej Francji. Tam poznaje wiele nowych ludzi, a przede wszystkim miłość swojego życia. Ma bardzo zaskakujące, choć smutne zakończenie. Nie jest to tak zwany „wyciskacz łez", ma duże przesłanie dotyczące ludziach relacji. Mnie najbardziej urzekły opisy tamtejszych uliczek, zwyczajów i krajobrazów. Matko, rozglądałem się — Draco speszył się.
—A... a ta druga?— Harry spytał słabym głosem.
—O kobiecie, która przenosi się w różne rzeczywiści, wyjętych z konkretnych książek, by oderwać się od szarego życia.
—Rany, ty naprawdę kochasz książki. Mówisz o nich z ogromną pasją.
—Tak jakoś wyszło...
Harry zdecydował się na pierwszą opcję. Zapłacił i wyszli. Idąc, rozmawiali o przebiegu dnia i błahostkach.
—Hej, spójrz— Draco zatrzymał się i wskazał coś na pobliskiej wystawie. —Urocze.
Za szybą była ekspozycja drewnianych sprzętów kuchennych. Wśród nich stała drewniana łyżka z oczami, rudymi warkoczykami i śmieszną sukienką. Przypomniała blondynowi opis mamy Rona. Harry niezmiernie zadziwił blondyna, bo bez żadnego słowa ruszył do sklepu i po chwili wrócił z zapakowaną łyżką z wystawy. Draco zaśmiał się.
Dwa piętra dalej, podczas rozmowy o sensie kupowania i dawania kwiatów, to Harry zobaczył coś fajnego.
—... kwiaty są bardzo osobiste. Świadczą o wrażliwości człowieka. Mają swoje znaczenie. Uważam, że to wspaniały pomysł.
—Draco, patrz! Idealne! — Harry szybko wskoczył do sklepu z biżuterią, ciągnąć za sobą blondyna. —Molly uwielbia te wszystkie świecidełka.
—Ej, bransoletki są modne.— Draco rozluźnił się na tyle, żeby uszczypliwie zażartować.
—Naprawdę? To może sobie jakieś wybierzemy?
Nie zważając na brak odpowiedzi ze strony blondyna, brunet sam już czegoś szukał. W lewej ręce miał tą wybraną dla Molly, zrobioną z białego złota wraz z malutkimi diamencikami. Draco też zaczął się rozglądać. Natrafił na ciekawy splot wysadzany srebrnymi i zielonymi kamieniami. Ominął go jak najszybciej, nie chcąc, by Harry to zobaczył. Bardzo mu się spodobała. Dla niego te kolory symbolizowały jego i Harry'ego. Niestety, brunet natrafił na nią i z niewiadomych przyczyn też mu się podobała.
—Co powiesz na tę? Skórzana, pasuje do większości kolorów. Daj rękę, przymierzymy.
Draco powili wyciągnął swoją prawą dłoń. Starał się nie poruszyć, jak smukłe palce zdecydowanie chwyciły jego nadgarstek. Nie oddychał, kiedy Harry zawiązywał bransoletkę.
—Wygląda zadowalająco dobrze.
Oszołomiony blondyn przyglądał się swojej ręce.
—Pomożesz?— Harry próbował sam sobie poradzić, ale coś mu nie wychodziło.
Draco, odzyskując oddech, drżącymi rękoma zawiązał rzemyki na oliwkowej skórze bruneta.
—To co, bierzemy, nie?
Harry poszedł do kasy. Na widok tego, że blondyn szukał portfela, musiał zareagować.
—Przestań, to prezent. Za pomoc.

Draco nie mógł się sprzeciwiać na jego stanowczy ton.
Po wyjściu ze sklepu, blondyn co chwilę spoglądał na swoją bransoletkę. Czasami zerkał na tę, na ręku drugiego chłopka. To było osobliwe doświadczenie.
—Znajdźmy jakiś sklep krawiecki. Kupimy coś tam do szydełkowania i chodźmy coś zjeść. Umieram z głodu.
Trafili akurat do sklepu znajomej Draco. Pozwoliła im wejść na zaplecze, by wybrali sobie cokolwiek chcą. Tam dostali lekkiej głupawki. Harry bawił się kulkami z wełny. Rzucał nimi w Draco, który próbował tego unikać. Chłopcy mieli dużo frajdy.
—Ej! Co wy tu wyprawiacie?— do kantorka weszła Luna, przyjaciółka Draco. Zmierzyła ich wzrokiem. Wyglądali jak mali chłopcy w przedszkolu. Mali, ale zadowoleni.
Kulturalnie posprzątali bałagan, Harry zapłacił za zestaw robótek ręcznych i poszli to zaułku z jedzeniem. Były dwie kolejki do kas. Draco stanął w jednej, a Harry w drugiej. Tam, gdzie był brunet wszystko szło szybciej, więc chłopak wychylił się, zapał za rękę blondyna i pociągnął w swoją stronę. Złapał go w pasie i przytrzymał, by tamten się nie przewrócił.
—Tutaj będzie szybciej. —Draco usłyszał szept przy swoim uchu.
Znów stracił dech w piersiach. Był tak blisko bruneta. Praktycznie czuł jego umięśnione ciało. Spanikował. Bał się, że nie da rady zapanować nad swoimi czynami. Nie chciał zepsuć swojej relacji z Harry'm tylko przez własne uczucia. Musiał jak najszybciej stąd uciekać.
—Harry... ja... muszę...um... coś jeszcze załatwić. Przepraszam.
Blondyn wyplatał się uścisku Harry'ego i prawie biegnąc, wyszedł z galerii.
Trochę ochłoną, gdy dotarł do domu. Zrobił sobie kąpiel i kolacje: owsiankę na szybko. Starał się nie myśleć o całej sytuacji związanej z brunetem. Ostatnio często to robił. Zmęczony, bardzo szybko usnął. Cały czas miał na ręku bransoletkę od Harry'ego.
Piątek. Koniec tygodnia. Draco od kilku godzin siedział w pracy. Na razie nie było dużego ruchu, ale z doświadczenia widział, że wszystko zacznie się po południu, wraz z rozpoczęciem weekendu. Rano zapłacił za odłożone wczoraj ubrania i przebrał się w nie. Sentymenty.
Czujny okiem obserwował Blaise'a. Chłopak poprzedniego dnia wysłał mu wiadomość, że nie wróci już do sklepu, po tym jak nadał paczkę. Teraz siedział trochę zmęczony, ale z zadowolonym uśmiechem. Draco zastawiał się nad jego zachowaniem. Do sklepu wszedł ich kolega - kurier Seamus Finnigan.
—Heja, chłopaki. Patrzcie, co ja mam. I to dla naszego kochanego Drakusia. Gdybym ja taki dostał, to bym chyba oszalał z radości.
Seamus podsunął pod oczy Draco śliczny bukiet. Zdumiony blondyn, chwycił wiązankę. Zauważył, że jest przewiązana tasiemką z laskami cynamonu. Był tez bilecik.
Przepraszam, jeśli Cię czymś uraziłem. Dziękuję za pomoc. Wszyscy mówili, że wyglądam świetnie, a prezent bardzo się spodobał. To wszystko tylko i wyłącznie Twoja zasługa. Długo myślałem, co Ci dać. Zawsze jest z Tobą obecny zapach wanilii, więc mam nadzieję, że kwiaty się spodobają. Cynamon przypomina mi o pewnym wieczorze.
Dziękuję. Za wszystko.
Twój H.
Pssst. Wyglądasz dziś naprawdę cudownie.
Draco schował swoją twarz w kwiaty, by koledzy nie widzieli jego mocnych rumieńców. Zaciągnął się ich zapachem. Przypomniało mu się, jak wczoraj dyskutowali z Harry'm o podarowywaniu kwiatów.
—Ja... ja muszę... do domu.
—Jasne, jasne. Leć, poradzę sobie sam.
Blondyn wyszedł, odprowadzony śmiechem kolegów. Po powrocie do domu, był rozbity. Nie wiedział, jak Harry mógł mu wybaczyć jego ucieczkę. Ten brunet był niesamowity. Draco wściekł się na siebie za swoją lekkomyślność. Włożył kwiaty do wazonu i położył je na stoliku przy łóżku, by były pierwszą rzeczą jaką zobaczy po przebudzeniu.
Było wczesne popołudnie. Draco odpalił na laptopie pierwszy lepszy film, być zająć czymś umysł. Zasnął po kilkunastu minutach.

###
Siemka!
Jest czwarty!!
Chwilowo będzie przerwa, ale kolejne już niebawem.
ZuuZ🖤

PLAN |drarry|✔️Donde viven las historias. Descúbrelo ahora