Rozdział 1

8 2 0
                                    

Parę miesięcy wcześniej 

-  Na pewno wszystko spakowałaś? - po raz setny pyta Lucas.  Przerywam uporczywe zmagania z domknięciem walizki i odwracam się, aby obrzucić go nienawistnym spojrzeniem. 

-  Ile razy jeszcze o to zapytasz, braciszku? - Lucas to mój brat bliźniak. Oboje parę miesięcy temu skończyliśmy liceum. Jesteśmy pół amerykanami po mamie, pół irlandczykami po tacie.  Urodziliśmy i wychowaliśmy się w Shallowwoods, małej mieścinie położonej około dwie godziny jazdy od Dublina. 

Kiedy byliśmy w pierwszej klasie lokalnego liceum rodzice się rozwiedli.  Początkowo plan obejmował pozostanie w naszym rodzinnym mieście wraz z tatą, jednak po pewnych wydarzeniach dla własnego dobra opuściliśmy nasz dom, aby wraz z mamą zamieszkać w Stanach. Padło na Portland, w stanie Maine. Mieszkamy tutaj wraz z naszą młodszą siostrą Marettą, chociaż wszyscy wołają na nią Mare.  

- Zamiast niepotrzebnie gadać, pomógłbyś mi z tą walizką - brat widząc moją minę, roześmiał się , ale bez zbędnego gadania usiadł na walizce i ją dopiął.

- Wystarczyło poprosić Josephine- spojrzał na obiekt, który sprawił mi tyle problemów- Myślisz, że nie będziesz miała nadbagażu?- wzruszyłam ramionami.

- Nawet jeśli to nie mam wyjścia. Przecież mnie znasz, zabrałam wszystko co jest mi potrzebne- Lucas uśmiechnął się smutno.

- Wiem, siostrzyczko, wiem- spojrzał na szafkę nocną i chwycił stojącą na nim ramkę. Na zdjęci widniała nasza rodzina. Cała rodzina. - Jesteś pewna, że chcesz to robić?- teraz i mi mina trochę zrzedła. Usiadłam koło niego i odebrałam mu zdjęcie. 

- Tak, Lucas, jestem pewna- powiedziałam to z największym przekonaniem na jakie było mnie stać. Oboje dostaliśmy się na studia. Różnica jest taka, że Lucas jedzie do Bostonu studiować prawo i grać  w kosza, do którego jest stworzony ( i do czego sprzyja mu jego 210 cm wzrostu), a ja jadę studiować literaturę angielską na uczelnię, która znajduje się w Dublinie. Nie był to szczyt marzeń moich rodziców. No może taty, który wolałby jakiś przyszłościowy kierunek jak, np. medycyna. Mimo wszystko on nie miał za dużo dogadania po tych trzech latach rozłąki , przez które prawie nie rozmawialiśmy. - Może w końcu poznam jakiegoś porządnego chłopaka, którego zaakceptujesz- zażartowałam, szturchając go w ramię. Sprawiłam, że w końcu po paru minutach znowu się uśmiechnął.

- Taaa... Ja i zaakceptowanie jakiegokolwiek chłopaka Mare lub Twojego- puścił mi oczko. 

- Dzięki Lucas, że starasz się ze mnie uczynić starą pannę za młodu- wykonał ruch rękoma, który w jego wykonaniu oznaczał " zawsze do usług siostro". 

Ponownie spojrzałam na nasza rodzinne zdjęcia. Właśnie w Dublinie poznali się moi rodzice. Rodzice byli na drugim roku zarządzania. Mama przyjechała na uczelnię do Irlandii ze względu na wymianę studencką. Jak można się domyślić została tam na dużo dłużej. 

- Josephine, Lucas ! Trzeba jechać na lotnisko!- na cały dom rozległ się głos naszej mamy. Wzruszyłam ramionami, po czym wstałam i zaczęłam chwytać rzeczy.

- Jak mus to mus - powiedziałam do Lucasa, który wziął dwie cięższe walizki. Poza nimi miałam jeszcze jedną małą oraz plecak. Kiedy zeszliśmy na dół , Mare wraz z mamą siedziały przy stole w jadalni. Siostra popatrzyła się na moje bagaże, jakby w końcu dotarło do niej, że naprawdę wyjeżdżam i powstrzymała się z jakimkolwiek kąśliwym komentarzem, które uwielbiała rzucać w moim kierunku, aby się ze mną podroczyć. Bez zbędnego gadania udaliśmy się w ciszy do auta, aby pojechać na lotnisko.

                                                                                          ***

- Masz dzwonić, jeśli będzie coś się działo. I nawet jak będzie wszystko w porządku. O każdej porze dnia i nocy. I...- Lucas dostał słowotoku. Zawsze byliśmy blisko, jak to bliźniacy mieliśmy swoją więź, której nikt nie potrafił zrozumieć. 

- Wiem, też będę tęsknić- przytuliłam brata najmocniej jak tylko mogłam- Tylko nie połam się na boisku jak mnie nie będzie, dobrze? - pokiwał głową na znak zgody, ustępując miejsca Mare. Mimo, że ma piętnaście lat, to jest już wyższa ode mnie o prawie 10 cm. Jest wysoka i chuda, ale mimo wszystko ma zarys kobiecych kształtów. Cała nasza czwórka jest do siebie bardzo podobna. Mamy brązowo- złociste włosy ( z taką różnicą, że mama i Mare mają je do ramion, Lucas ma lekki nieład na głowie, a moje włosy sięgają mi do pasa), ciemne oczy, małe nosy i uwydatnione kości policzkowe. Mare i Lucas poszli ze wzrostem w rodzinę taty, ja mam tylko 170 cm. Coś co czyni nas z Lucasem "wyjątkowymi" to nasze piegowate buzie. - Chodź tutaj do mnie- przyciągnęłam siostrę do siebie- Pilnuj mamy, dobrze?- szepnęłam jej do ucha.

- Dobrze- pocałowała mnie w policzek. Mama stała cała załzawiona. Cieszyła się z mojego szczęścia, jednakże bolało ją to, że będę tak daleko. Wzięła mnie w swoje ramiona i zaczęła gładzić po plecach.

- Jestem z Ciebie dumna, Josephine. Pamiętaj, że zawsze możesz tutaj wrócić- pokiwałam głową i z trudem powstrzymywałam łzy cisnące mi się do oczu. 

- Kocham Cię, mamo.

- Ja Ciebie też kocham...- spojrzała na mnie niepewnie- Czy... Czy przed rozpoczęciem roku, jedziesz do Shallowwods?- wiedziałam, że to pytanie prędzej czy później padnie.

- Nie wiem, mamo- opowiedziałam szczerze, a ona ze zrozumieniem pokiwała głową.

- Pasażerowie Lotu D38583 proszeni są na odprawę biletową- oznajmił kobiecy głos z głośników.

- Muszę lecieć. Kocham Was wszystkich najmocniej na świecie- przytuliłam ich jeszcze raz mocno, i powędrowałam do odpowiednich bramek. Wiedziałam, że nie mogę przedłużać tego w nieskończoność, bo w życiu nie polecę do Dublina. Po raz ostatni odwróciłam się przy przejściu. Cała trójka stała i mi machała. Odmachałam im po raz ostatni i udałam się w wyznaczone miejscu, w którym miałam zacząć wszystko od nowa. Przynajmniej tak mi się wydawało...

Forgive meWhere stories live. Discover now