I

3.1K 139 31
                                    

— Minho.

Zachrypnięty głos dotarł do uszu szatyna, schylającego się właśnie ku twarzy jednego z nieprzytomnych po imprezie chłopców. Gdy usłyszał swoje imię, zastygł w miejscu i obrócił głowę do przyjaciela, posyłając mu pełne rozczarowania spojrzenie, bardzo podobne do tego, którym sekundę temu został obdarzony.

Bang siedział może z trzy metry dalej, wpijając wzrok w każdy wykonany przez niego ruch oraz mając minę, jakiej Minho za nic nie mógł znieść. Obraz wymalowany na jego twarzy był mieszanką zaskoczenia, ciekawości, ale jednocześnie delikatnego obrzydzenia. I nie, nie chodziło tutaj o to, iż nie akceptował odmienności kumpla, bo nie była ona żadną nowością. Większy problem istniał w beztroskim dobieraniu się Minho do bliskiej mu osoby, ponadto w pokoju pełnym imprezowiczów, z którymi kilka godzin wstecz wyśmienicie się bawili. Co prawda, w obecnej chwili powinni błądzić gdzieś po świecie zawiłych snów, ale kto wie, czy aby na pewno byli nieprzytomni... Bang w tej sytuacji wyszedł na zdecydowanie najlepszą osobę, która mogła go uchwycić przy próbie popełnienia grzesznego czynu. Jednakże mimo wielkiej ulgi, skrępowanie wciąż wierciło w nim dziurkę.

Minho powracając do rzeczywistości poczuł z lekka wstyd, ale nie mógł nic poradzić, że wyciągnięty przed nim maluch, zaciskający przez sen spierzchnięte wargi, wyglądał tak apetycznie.

Jeongin był dla Minho przeuroczym, jednak niedostępnym stworzeniem. A przynajmniej w ciągu dnia, bo nocami łańcuch ograniczeń się luzował i kilka skromnych muśnięć złożonych na czole podczas nieobecności jego własciciela mogło przejść ukradkiem. Jeongina odbierano jako duszę towarzystwa, która zabierała się z paczką na każdą możliwą imprezę, a później jakby było mało, zostawała jeszcze po nocach, więc nasz bohater narzekać na brak kontaktu z obiektem zauroczenia po prostu nie mógł. Zawsze wiedział, że znajdzie go w otwartym dla każdego, przytulnym i tętniącym życiem przytułku, którym stała się nora australijskich kumpli.

Relacja tych dwóch nie była niczym więcej niż zwykłą przyjaźnią, nawet jeśli Minho nieraz startował do młodszego. Jeongin przedstawiał po prostu beztroskie, uwielbiajacę rozrywkę dziecko, które swoim promiennym uśmiechem i oczami przepełnionymi iskrzącymi gwiazdkami obdarowywało partnera, wynagradzając tym samym poświęcone mu godziny. Chłopcu jeszcze większej niewinności dodawał fakt, iż nie miał bladego pojęcia o byciu właścicielem uroków tak potężnie oddziałowujących na bliskie mu osoby. Jeongin podtrzymywał Minho w przekonaniu, że nie istnieje na świecie drugi chłopiec pałający bardziej pozytywną energią, dlatego szatyn darzył go wielkim uczuciem, nikomu się nie zwierzając. Z konkretnych powodów starał tłumić w sobie wszystkie emocje i zachować je wyłacznie na własność, ale tym razem pozwolił przejąć kontrolę pokusie. W końcu nie robił tego pierwszy raz...

— Cholera, Minho. Co cię wzięło? — wyrwany ze snu blondyn wypowiedział słowa takim tonem, że chłopaka od środka coś aż ugryzło. A dokładniej, odezwało się poczucie winy.

Potrafił jednak zręcznie panować nad własnymi emocjami, dlatego nie pozwolił poznać po sobie żadnej uleglości i odpowiedział niewinnym, pytającym wzrokiem, na który Bang tym razem nie dał się nabrać. Wlepiał w przyłapanego na gorącym uczynku przymróżone gały, oczekując jakichkolwiek wyjaśnień czy choćby skromnych przeprosin. Jeongin był dla blodyna niczym młodszy brat, którego chciał za wszelką cenę ochronić oraz znając cieżką sytuację w domu przyjaciela, po części wychować. Czuł, jakby opieka nad liskowatym chłopcem należała do jego obowiązków, dlatego nie mógł dopuścić do takiego rozwoju akcji. Jeongin po prostu był zbyt kruchy, żeby brać udział w gierkach nieodpowiedzialnego Minho.

Nie doczekał się słów.

Zamiast nich szatyn podniósł się z podłogi, zabierając wzrok ze starszego. Wyminął go, a następnie zniknął za balkonowym wejściem, podczas drogi mało nie zaczępiając o rozwalonego, swoja drogą półnagiego, Hyunjina.
Bangchan rzucił okiem na zegarek przy telewizorze, który wskazywał drugą w nocy i nie zastanawiając się zbyt długo, podążył krokami przyjaciela.

Poczuł jak drażniące zimno płytek ogarnia jego stopy, a następnie przenosi się na reszte ciałą, wywołując gęsią skórkę. Tej nocy pogoda nie była najgorsza, aczkolwiek dokuczał lekki wietrzyk razem ze szczypiącym chłodem.

Chris uniósł głowę, aby ujrzeć niebo skąpane w najciemniejszych barwach, udekorowane rozypanymi i połyskującymi niczym brokat gwiazdami.

Nie przerywając sobie obserwacji, położył dłoń na smukłym ramieniu szatyna i poklepał po karku, jak to zazwyczaj robił na pocieszenie.

—  Jestem beznadziejny, co? — Minho wydobył z siebie żałosny śmiech. — Nie powinienem tego robić tobie ani Jeonginowi.

Blondyn nic nie mówił, stał i sluchał. Zabrał głos dopiero, gdy po minucie nie doczekał się kontynuacji. Był przekonany, że szatyn ma dużo więcej do powiedzenia, jednak nie chciał napierać w tak niezręcznej sytuacji, dlatego odrzucił większość myśli, skupiając się na obecnej chwili.

— Możesz na mnie zawsze liczyć, Minho. przyjaźnimy się jak nikt inny, ale błagam... — w tym właśnie momencie ciężko przełknął ślinę. —  Nie wkręcaj w to Jeongina. Nieważne jak silne jest to, co do niego czujesz.

Minho przytaknął w zrozumieniu zamykając oczy i pozwolił chłodnej fali wiatru ująć twarz. Dobrze wiedział, że przyjaciel uważał go za problematycznego gnojka, który nie potrafił zaspokoić się jednym partnerem. Skakał do następnego jak z kwiatka na kwiatek, obierając sobie coraz to gorsze cele. Zbierając myśli, sfrustrował się sam swoją postawą, więc zwrócił nietypową prośbę w stronę banga.

— Przyłóż mi — przystawił twarz. — Może jak dostane tak porządnie w łeb, to wszystko wróci na miejsce.

Chris podniósł wargę i ciepło się usmiechnął, ponownie klepiąc go po plecach, tym razem dwa razy mocniej. Zdawało się, że chłopak momentami faktycznie nie posiadał granic, ale mimo wszystko nie potrafił się na niego złościć. Bang zdecydowanie miał za dobre serce, dlatego nawet nie zauważył, kiedy owinał wokół siebie grupkę przyjaciół zawsze gotowych być przy nim.

— Dziękuję, Minho — szepnął cicho. — Za to, że jesteś.

— Jakbyś potrzebował pogadać, nie wstrzymuj się — dorzucił, nie pozwalając mu wejść w słowa.

Po tej wypowiedzi jego wzrok spotkał się z odprężoną buzią młodszego, która zdradziła, że już po wszystkich smutkach. Mimo iż rozmowa trwała nie dłużej niż kilka minut, sama ich obecność wystarczyła, aby wyrównać całe negatywne napięcie. Dali sobie jeszcze kilka chwil na ochłonięcie, a następnie zadecydowali odwrót.

— Wroćmy spać, starczy zmartwień na dziś — mruknął jeden do drugiego i po powrocie do ciepłego pokoju obaj padli na podłogę. Tuż koło siebie.

peachy | minsungWhere stories live. Discover now