don't cry

121 20 39
                                    

Tamtejszy dzień był ponury. Nie tylko przez ulewę, ale także przez nastrój panujący w domu Franka. Od trzech dni nie wychodził z domu. Siedział w pokoju i myślał. O przyszłości, życiu i śmierci. A szczególnie często o śmierci swojego przyjaciela, Gerarda. Praktycznie nic nie jadł. Jego bliscy myśleli, że to normalne, że nastolatek tak bardzo przeżywa odejście kogoś ważnego; mimo to, mnóstwo razy próbowali go wyciągnąć z jego nory. Ich starania nic nie dały - chłopak nadal przesiadywał cały dzień i noc w samotności. Wychodził tylko co jakiś czas do łazienki. Czwartego dnia Iero musiał jednak wyjść do ludzi. Nie mogło go przecież zabraknąć na pogrzebie najważniejszej osoby w jego nędznym życiu. Z niechęcią wstał wcześnie rano i założył eleganckie ciuchy, które uprasowała jego matka.

* * *

Kolejny dzień bez przyjaciela, kolejny dzień pełen cierpienia.

Do uszu nastolatka docierały słowa modlitwy wypowiadanej przez księdza, jednak on nie zwracał na nie uwagi.

To nie ma sensu, nic już nie ma sensu.

Cichy szloch matki chłopaka.

Na widok tych kwiatów wymiotuję mentalnie.

Dno trumny uderzyło o spód wykopanego grobu.

Dość.

Przeciskał się między ludźmi, nie siląc się nawet na jakiekolwiek uprzejmości, czy przeprosiny. Ojcu powiedział, że chce być sam. Mężczyzna pokiwał ze zrozumieniem głową i nic nie odpowiedział. Gdyby tylko wiedział, jakie jego syn ma plany...

* * *

Czarnowłosy drżącymi dłońmi przeszukiwał szafki znajdujące się w garażu. Narzędzia, jakieś śrubki, słoiki, znowu narzędzia...

W końcu znalazł to, czego szukał. Uśmiechnął się słabo przez łzy i opuścił chłodne pomieszczenie.

Wszedł po schodach i znalazł się naprzeciwko drzwi do swojego pokoju. Po chwili wahania otworzył je, a po wejściu szybko zamknął je na klucz. Złapał szybko jakiś kawałek papieru i długopis. Nie wiedział, co ma na nim napisać. Podziękować? Pożegnać się? Nie, nie, nie...

Zgniótł papier w kulkę i rzucił ją w stronę kosza. Oczywiście nie trafił. Jak zwykle.

Wszedł do łazienki i zamknął drzwi, a następnie rozejrzał się po pomieszczeniu. Stanął na palcach i dotknął opuszkami palców futryny drzwi. Nie ma o co zaczepić tego cholerstwa... Po chwili go olśniło. Rury pod sufitem chyba są wystarczająco wytrzymałe...

* * *

Zawiązał pętlę i nieumiejętnie zaczepił sznur o zakurzone rury. Zabrany z kuchni stołek postawił pod ścianą i powoli wszedł na niego. Odetchnął głęboko, a łzy zaczęły lecieć szybciej. Spojrzał spod przymrużonych powiek na wiszący przed nim sznur. Założył pętlę na szyję i zamknął oczy.

To już koniec.

* * *

Kopnął w stołek, który chwilę później wylądował z głuchym odgłosem na podłodze. Na szyi siedemnastolatka zacisnął się sznur. Coś chrupnęło, ale nadal żył. Nie mógł się jednak poruszyć. Próbował złapać powietrze, ale nie mógł. Chciał poluzować sznur, ale tego też nie mógł zrobić. Paraliż ogarnął całe jego ciało, a on powoli się dusił.

don't cry || frerardOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz