25

919 52 3
                                    

Rhiannon

Stałam przed ogromną tarczą i patrzyłam na środek. Obok mnie czułam czujne spojrzenie Nate'a, a niedaleko widziałam jak przyglądał mi się Elijah i Seth.

Już jutro miałam zaprezentować swoje umiejętności władania bronią. Do wyboru była ich masa, ale ja skupiłam się na łuku, nożach i pistolecie. Według wszystkich to były bronie, którymi łatwo mogłam się nauczyć władać, jednak dla mnie to była abstrakcja.

— Rhiannon, wyceluj — rzucił mężczyzna, a ja wykonałam jego polecenie i uniosłam łuk w górę. — Teraz odetchnij. I strzelaj.

Zrobiłam to o co prosił i wstrzymałam powietrze, gdy strzała leciała do celu. Tak jak zwykle nie trafiłam w sam środek, ale parę centymetrów obok. Dla Nate'a to wystarczyło, ale ja nie byłam o tym przekonana. Dodatkowo czekała na mnie walka wręcz, a tego bałam się najbardziej.

— Na dzisiaj kończymy z bronią, lepiej poćwiczymy na worku treningowym.

— Nie — warknęłam. — Nie będę znowu ćwiczyła na worku. Jutro mam z kimś walczyć, a nie jestem przygotowana na ból. Walcz ze mną.

— Rhiannon, jesteś dziewczyną. Nie uderzę cię.

— A myślisz, że inni będą myśleć tak samo?! — krzyknęłam i rzuciłam luk na ziemię. — Nie! Nikt nie będzie się nade mną litował!

Kopnęłam stół z bronią, który od razu się wywalił. Szybko poczułam na sobie dłonie i zostałam przyciśnięta do klatki piersiowej. Wiedziałam, że to Seth. Tylko on był w stanie tak szybko zareagować.

— Spokojnie — wyszeptał wprost do mojego ucha, a ja zaczęłam liczyć do dziesięciu w myślach. — Pomogę ci.

— Będziesz ze mną walczył? — zapytałam z nadzieją, odwracając się do niego twarzą.

— Nie, Rhiannon. Nigdy bym ciebie nie uderzył.

— Pierdolę to! — wrzasnęłam.

Miałam ich dość. Żaden z nich nie chciał mojej śmierci, ale właśnie jutro mogłam zostać pokonana. Nie tylko w czasie sparingu, ale i w umiejętnościach. Oczywiście, taktyka niewiniątka byłaby idealna, ale ja taka nie byłam. Nie chciałam ukrywać się za maską jakiejś innej osoby. To były moje ostatnie chwile i musiałam pokazać kim naprawdę jestem.

Ruszyłam w stronę zamku i odetchnęłam z ulgą, gdy nie usłyszałam za sobą żadnych kroków. Byłam szczęśliwa, bo mogłam pobyć chwilę sama. Bez nikogo.

Moim celem była kuchnia dla pracowników. Od kiedy mieszkałam w pałacu, zrozumiałam, że nie warto jadać w jadalni dla króla. Dawali, co popadło, a ja nie lubiłam wielu rzeczy. Na przykład ryb i owoców morza, które w stolicy były bardzo powszechne.

Weszłam do środka i moim oczom ukazał się mężczyzna, do którego żywiłam jedynie niechęć. Ojciec mojego chłopaka czytał jakaś gazetę i zajadał się kanapkami. Nawet nie zwrócił na mnie uwagi. Szybko przemknęłam do lodówki i wybrałam sobie jogurt, po czym usiadłam na jednym z wolnych miejsc przy wyspie kuchennej.

— Jak trzyma się Seth? — zapytał niespodziewanie, a ja podskoczyłam w miejscu. Odłożył gazetę i spojrzał na mnie, jakby chciał wyczytać wszystko z mojej twarzy. — Wiem, że wiadomość o jego matce go zdołowała, a ja nie chcę się do niego zbliżać w takim stanie.

Fight For The CrownWhere stories live. Discover now