Samolocik 7

126 28 9
                                    

Kiedyś myślałem, że zamienienie się w prawdziwego Boga, będzie najprostszą ścieżką, jaką mógłbym przejść przez życie. Sam dyktowałbym obowiązujące zasady. Sam rysował na mapach rozmieszczenie rzek, lasów i anomali zrównujących jedynym uderzeniem całe domostwa. Za pstryknięciem palca szłyby w gromadach płomienie. Za zdenerwowanym wdychaniem i wydychaniem powietrza, skocznym krokiem, tańczyłyby huragany. Za zirytowanym tupnięciem, bez choćby słówka sprzeciwu, rozniosłaby się głęboka szczelina wciągająca do swojego wnętrza miliony, nie wartych nawet łez, dusz. Sądziłbym grzesznych, ale i niewinnych dla własnej rozrywki. Dawałbym biednym, wydzierając bogatym, lecz później oddając im dwa razy więcej. Pławiłbym się w ogólnym zachwycie i obiecywał tyle, ile na pewno nie zdołałbym spełnić. A z każdym buntowniczym, bezkarnym występkiem pokazywałbym w stronę pustego krzesła sprawiedliwości środkowego palca.

Bo w końcu, nawet bez mojego wykreowania, na tym świecie nie ma sprawiedliwości.

Porzuciłem jednak maskę złego bożka, zauważając, że nie ona jedna znajduje się na jego twarzy. Choongwon Ahn jest jednym z chłopaków ślepych na własne, nieopanowane jaźnie.

Aby nakreślić jego historię do miski przypadku powinniśmy dodać dwie duże łyżki ekstraktu z bezkształtności, szklankę nieporadnej wrażliwości, kilka kropel braku własnej woli i szczyptę bezgranicznego, czyjegoś śmiechu. To wszystko zamieszać łyżką niepoprawnie imponującego towarzystwa i voilà. Przed nosem pojawia nam się niespokojna, ciągle zmieniająca swoją postać dusza, wędrująca we własnym, zakłamanym zagubieniu.

Takim duszkiem jest właśnie Choongwon. Młody, zabójczo przyciągający nastolatek, który będąc ode mnie jedynie rok straszy, już otrzymał plakietkę ,,złego chłopca" i wpakował się w pułapkę własnych słabości.

Czternaście lat życia było dla niego zbyt krótkim czasem, aby wyszlifować własny charakter, poukładać indywidualne przemyślenia, stworzyć swój prywatny ogląd na świat i wyćwiczyć pasję, jaka od maleńkości w nim drzemała. Naiwność tkwiąca w niewiedzy niemal natychmiast skrzyżowała jego drogi z paczką odważnych, bezwzględnych zabójców wszelkiego istniejącego piękna. To z nimi po raz pierwszy zeszpecił ścianę jakiegoś przedszkola, śmiejące drzewa zamieniając w wulgaryzmy i mroczne znaki przypominające bohomazy miasteczkowej sekty. To z nimi po raz pierwszy poczuł w ustach smak druzgocącego chmielu i tytoniu ściskającego mu płuca. To z nimi po raz pierwszy zobaczył nagie, kobiece piersi na zakrapianej imprezie.

To z nimi po raz pierwszy odkrył, że to kim jest w ich towarzystwie, wcale nie gra z tym, kim jest poza ich wzrokiem, wtedy, gdy skórzaną kurtkę zamienia na kucharski fartuch, aby pomóc przeziębionej matce. Wtedy, gdy papierosowa używka przechodzi metamorfozę na bardziej wciągający narkotyk w postaci starej, zarysowanej gitary. Wtedy, gdy plugawe słowa nabierają finezyjnego charakteru miłosnych serenad zarezerwowanych dla tej wyjątkowej.

Wtedy, gdy z gorącymi łzami zatrzaskuje się w pokoju po kolejnej grzesznej akcji.

Choongwon wie, że to, co wyprawia poza swoim domem, jest niewybaczalne. Wie, że jego rodzice płaczą po nocach z bezsilności, słuchając kolejnych skarg na jego temat. Wie, że jego ataki paniki skutkujące rwaniem własnych włosów i zdzieraniem skóry do krwi, nie są czymś normalnym.

Jednak, wie również, że bez tych ludzi jest po prostu nikim. Bezużytecznym śmieciem krzątającym się pod nogami.

Bo to przecież tylko z nimi czuję się barwny. Tylko z nimi może łamać zasady, których inni tchórzą się choćby tknąć. Tylko z nimi jest tym cholernym, diabelnym Bogiem mogącym zrobić wszystko wszystkim i wszędzie.

Bo, przecież, tylko oni mogą zapewnić mu pewne, błyszczące wyjście przed szereg innych bezkształtnych takich jak on i spełnić marzenie w byciu kimś.

Prawda?

Paper Planes | TaekookWhere stories live. Discover now