Rozdział 1

20 0 0
                                    

Zadzwonił budzik, jest 7 rano.

Chciałabym pospać jeszcze chwilę, dostać te dodatkowe dziesięć minut żeby oswoić się z kolejnym dniem. Przygotować się na to co los tym razem zapisze na pustej kartce. Moje największe marzenie to móc obudzić się o jakiej chcę porze, w normalnym łóżku, normalnym pokoju, jak normalny człowiek.

Niestety nie tak się tutaj funkcjonuje.

Promienie słońca przebijają się najpierw przez kraty, potem przez okno aż wreszcie docierają do mojego ciała nagrzewając je. To mój ulubiony moment dnia, wyobrażam sobie jeszcze szum fal i szorstkość piasku i jestem w raju. Przez ułamek sekundy jestem w stanie oszukać rzeczywistość. Chwila szybko przemija a ja wstaję bo mam tylko piętnaście minut by umyć się, ubrać i zejść na dół na śniadanie. A tak, zapomniałabym, jeszcze poranna kontrola. Sprawdzenie przez pielęgniarkę czy mój stan nie uległ zmianie przez noc, czy na moim ciele nie ma nowych ran, czy wszystko jest w porządku.

Otwieram oczy, ten sam widok każdego dnia, wszechogarniająca pustka. Mój pokój nie jest duży ze względu na to, że nic w nim nie mogę tak na prawdę mieć. Znajduje się w nim tylko łóżko, swoją drogą dosyć ciekawe bo okrywa je specjalna ochronna pianka żebym przypadkiem sobie nic nim nie zrobiła, mały stolik z budzikiem oraz szafa na ubrania. Oczywiście wszystko w kolorze bieli żeby każda zmiana, każde zanieczyszczenie było widoczne.

Podchodzę do szafy i jestem zwolniona z godzinnego wybierania ubrań gdyż wszystko zostało już naszykowane na cały tydzień. Ten sam strój każdego dnia, to nie pokaz mody jak można się domyśleć. Biały bezrękawnik i krótkie spodenki, jest lato więc pozwolili mi zaszaleć, normalnie tak odkryty strój nie wchodzi tu w grę.

Wyjmuję ubraniowy zestaw dnia z etykietą „poniedziałek" i wychodzę z pokoju. Na zewnątrz czeka na mnie Dorota, starsza pielęgniarka, która zajmuje się między innymi kontrolami porannymi i wieczorowymi. Lubię ją, jest jedną z nielicznych osób o których jestem w stanie to powiedzieć. Jak zwykle zadaje mi to samo pytanie.

- Jakieś nowe pamiątki po nocy? – pyta żartobliwe.

- Nie, żadnych. Dzisiaj masz wolne. – poczucie humoru w naszej relacji to podstawa, dlatego też trudno mi jest powstrzymać się od takich komentarzy.

- Bardzo chciałabym! Dobrze jednak wiesz, że od dzisiaj czeka nas bardzo dużo pracy. Na samą myśl o tej całej wakacyjnej koloni mam ochotę wyjechać jak najdalej stąd. Jak humorek?

- Wiesz jakie jest moje zdanie na ten temat.

- Tak, doskonale wiem. Twoja mina mówi sama za siebie. Chodź, zaprowadzę cię do łazienki, dzisiaj nie możemy się spóźnić bo po śniadaniu jest uroczyste otwarcie obozu.

Obóz. Najgorsza część w całym roku. Od wielu lat udaje mi się skutecznie go uniknąć dlatego jeszcze nigdy nie brałam w nim udziału ale doskonale wiem na czym polega. Obserwuję procedury od lat i znam każdy etap na pamięć.

W każde wakacje przez jeden miesiąc organizowane są tutaj praktyki dla osób chcących w przyszłości mieć styczność z takimi osobami jak my na co dzień. Najczęściej są to najlepsi uczniowie z całej Polski. Aby tu się dostać muszą przejść szereg różnych testów a potem rekrutację. Z setek kandydatów, wybieranych jest zaledwie kilku. Ich ilość jest zależna od nas. Od tego ile pacjentów zostaje tu na okres letni. To jedyna pora roku, w której można opuścić ośrodek na dłuższy czas.

Kandydaci, którzy zostaną przyjęci są łączeni z nami w pary. Wstępny etap doboru to płeć i wiek. Każdy pacjent dostaje zawsze swojego rówieśnika o tej samej płci. Bez wyjątku. Potem następuje właściwy etap czyli analiza wspólnych cech i zainteresowań. Na samym końcu jest indywidualna konsultacja wyboru partnera. Odbywa się ona między dyrektorem a przyjętym opiekunem.

W tym roku jest ich pięciu. Trzy dziewczyny i dwóch chłopaków. Przynajmniej tak powinno być. W ośrodku zostało nas łącznie sztuk sześć. Ja oczywiście nie biorę udziału w tym cyrku, mam wybór. Jestem pacjentem wyjątkowym. Właściwie nie do końca pacjentem.

Ja tu mieszkam.

Czarna kartkaDonde viven las historias. Descúbrelo ahora