Rozdział 2

14 0 0
                                    

Zacznę może od tego że moje życie tutaj znacznie różni się od innych. Moja mama jest dyrektorką ośrodka. Założyła go specjalnie dla mnie.

Decyzję podjęła kiedy miałam siedem lat. Były dwa wybory, oddać mnie do domu wariatów lub stworzyć go od podstaw. Dla niej istniała tylko jedna opcja. Nie mogła pogodzić się z tym że nie będzie miała nade mną kontroli więc zbudowała mi własne więzienie.

Odkąd pamiętam byłam problemem. Nie potrafiłam się przystosować do żadnego otoczenia, nigdzie nie mieszkałyśmy więcej niż pół roku. Rodzice składali petycje o usunięcie mnie z przedszkoli a potem ze szkół. Sąsiedzi nie mówili nam nawet dzień dobry. W tym świecie nie było dla mnie miejsca.

Pamiętam stosunkowo niewiele z tamtego okresu, praktycznie nic. Większość znam z opowieści mamy, której na początku nie było łatwo o tym rozmawiać ale czas leczy rany. Przynajmniej ona tak twierdzi. Dzisiaj mówienie o tym jak trzymając się za barierki balkonu zwisałam nogami w dół myśląc, że jak spadnę z wysokości czwartego piętra to nic mi się nie stanie bo jestem kotem a one zawsze spadają na cztery łapy, to już przeszłość. Podpalenie plecaka koleżanki z ławki bo nie chciała dać mi spisać zadania domowego to przeszłość. Odcięcie ogona naszemu psu to przeszłość. Podcięcie sobie żył to przeszłość. Próba utopienia się w morzu to przeszłość. Wbicie widelca w rękę kelnera to przeszłość. Wszystko przed ośrodkiem to przeszłość odcięta kreską. Niestety to tylko umowna kreska dająca mi białą kartkę ale moja kartka jest i zawsze była czarna. Nic nie da się na niej zapisać, długopisu nie widać, jest niczym czarna dziura, która nie zostawia mi żadnych szans.

Nikt nie potrafił stwierdzić co mi jest, nazwać mojej choroby. Mama nie wiedziała jak mi pomóc, nie wiedziała jak mnie leczyć. Jej wiara we mnie i szczypta zaprzeczania rzeczywistości były tak silne że dzisiaj jestem tutaj ale wcale się z tego nie cieszę. To nie jest życie.

Mam swój pokój ale jednocześnie nie jest mój w ani jednym procencie. Każda chwila mojego życia nie jest moja. Jest wszystkich, jest jej. Gdzie się nie obrócę, gdziekolwiek nie pójdę wszędzie są kamery. Wszędzie są pielęgniarki. Każdy mój krok jest krokiem w tył, jest krokiem w wyizolowanym domu, w którym nie ma miejsca na jakąkolwiek przyszłość, nie ma miejsca dla mnie. Jednak jest jednocześnie jedynym obszarem w którym mogę żyć. Dzięki temu nikomu nie zagrażam chociaż bywa różnie. Są reguły, są wyjątki.

Pod względem obowiązków i przestrzegania zasad jestem tutaj traktowana jak każdy inny pacjent. Nasze pokoje, rytm dnia niczym się od siebie nie różnią. Jesteśmy w tym razem. Ja, Aaron, Marika, Vanessa, Klara i Sylwester.

Ja, Anastazja.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jan 28, 2020 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Czarna kartkaWhere stories live. Discover now