#9

1.9K 164 21
                                    

   Siedziałam na ławce przed placem zabaw trzymając splecione ręce pod biustem wyjątkowo dzisiaj pozbawionym stanika.Nie lubię push up'ów.Bralette'y tylko wyglądają.A ja jestem prawie płaska bez nastroju na wyglądanie.

   Dlatego ze spierzchniętych warg zwisa mi papieros,włosy latają razem z wiatrem we wszystkie strony ,a z ramienia spada mi narzucony luźno płaszcz z sowiecką gwiazdką.

   Dostanę opierdol od Vincenta.

   Ale to potem.

   Teraz uśmiechnęłam się lekko do idącego w moją stronę Klausa.Odwzajemnił go siadając obok mnie i szukając wzrokiem Elii.

-Tam-wskazałam palcem odpowiednie dziecko będąc dumna z faktu że mimo iż nie miałam siły i ochoty żyć byłam wstanie jej nie zgubić-Zabierzesz ją do domu?

-Jasne-przytaknął-Nie wracasz z nami?

-Nie-zaprzeczyłam-Muszę popracować w spokoju.Dzięki.

   Wstałam zanim zdążyłby się do czegoś przyczepić.Przymknęłam na chwilę oczy odganiając z twarzy te paskudne kłaki i wzięłam głębszy oddech.Wyjęłam telefon przypominając sobie adres mieszkania bruneta po czym ruszyłam w odpowiednią stronę.

   Zapukałam w ciemną powłokę czekając chwilę ,aż w drzwiach pojawił się właściciel.Wymusiłam uśmiech.

-Nie obchodzi mnie co robisz ,po prostu znalazłam czas i chcę ruszyć robotę-oznajmiłam.

   Wzruszył ramionami podnosząc rękę i otwierając je szerzej tak żebym mogła wejść z czego skorzystałam.

-Miałaś wziąć klucz-zmarszczył nos.

-Miałam zrobić dużo rzeczy-odparłam zdejmując płaszcz i ciężkie wojskowe trepy.

   Weszłam do niewielkiego saloniku zajmując miejsce na kanapie cierpliwie czekając aż James wróci z sypialni z laptopem.Podał mi go lustrując z góry moją twarz.

-Spokojnie nie planuję sprawdzać twojej przeglądarki-mruknęłam odbierając przeglądarkę.

   Wywrócił oczami na mój komentarz.

-Chcesz kawy? Herbaty? Coś do jedzenia...?-uniósł brew-Nie mam alkoholu-zastrzegł.

-Więc skocz do monopolowego-uśmiechnęłam się słodko.

-Wszystko w porządku?-zatrzymał się w połowie drogi.

-Ujdzie-skinęłam-Może być woda.

   Zajęłam się pracą nie zwracając na nic uwagi.Dopiero po dłuższej chwili oderwało mnie stuknięcie kubka o stolik.Podziękowałam mimo że zrobił mi herbatę ,zamiast dać mi wody.Zapadł się w ten sam fotel co ostatnio uważnie lustrując mnie wzrokiem.

   W końcu podniosłam wzrok odkładając ciemne urządzenie na bok.

-Chcesz czegoś czy po prostu jestem taka piękna że nie możesz się napatrzeć?-zagadnęłam.

-Chciałem się spytać dlaczego wtedy wyjechałaś-odparł ,a jego wargi mimowolnie drgnęły ku górze.

-James...Ja...-krew odpłynęła mi z twarzy-Chyba nie jestem gotowa na tą rozmowę.

-Nigdy nie będziesz-wydął wargi-Na takie rozmowy nie da się przygotować.

-Proszę-jęknęłam odgarniając włosy z twarzy.

-Nie robiłem problemów pieprzonych sześć lat-wypomniał-Prze te pieprzone sześć lat nawet nie wspomniałem o tym co mi się należało.I dobrze o tym wiesz.

   Zaniemówiłam wiedząc że ma racje.Że postąpiłam głupio.Że należą mu się wyjaśnienia.Ale jedyne na co miałam ochotę to zniknięcie po raz kolejny.Nie miałam ochoty się tłumaczyć.Ja w ogóle nie miałam ochoty mówić o tym co czuje.

   Gdzie zgubiła się kobieta ,która nie czuła i nie żyła? Szlag ją trafił.

   Wcisnęłam się w kąt kanapy naciągając rękawy na dłonie.

-Co mam ci powiedzieć?-spytałam biorąc głębszy oddech-Że nie powinnam do tego wszystkiego w ogóle dopuścić? Że to nie powinno się wydarzyć? Zrobiłam to bo zaczęło mi zależeć James.Chciałam dla ciebie jak najlepiej.A najlepiej było  żebym zniknęła z twojego życia zanim zrobię coś głupiego i rykoszetem dostaniesz ty.Nie chciałam cie skrzywdzić.Nie chciałam ci zostawiać ,ale to było lepsze niż bycie ze mną.Nie chciałam James...-wbiłam wzrok w dłonie.

   Wręcz jakbym miała szósty zmysł drgnęłam czując najpierw jego bliskość ,a dopiero potem to że sofa ugina się pod jego ciężarem.Podniosłam wzrok wiedząc że jeśli tego nie zrobię sam mnie do tego zmusi.Jego jasno niebieskie oczy były pełne wyrzutu i kurewskiego czegoś czego zwyczajnie się bałam.

-Dlaczego mi tego nie powiedziałaś?-zapytał.

-Bo nie pozwoliłbyś mi odejść ,a to była najbardziej altruistyczna rzecz jaką w życiu zrobiłam-odparłam-Jestem zepsutym człowiekiem James.Nie powinieneś mnie nigdy spotkać.

-Jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało-złapał mnie lekko za brodę przyciągając do siebie i całując delikatnie jakbym była popieprzoną porcelaną.

   A ja prawie rozpłakałam się jak wtedy u Starka.Bo wszystko zaczęło się jebać ,a on dalej nic nie rozumiał.

*****

15 (od różnych osób) i biorę się za kolejny? Znajcie me dobre serce.

Sorry//Bucky BarnesWhere stories live. Discover now