Rozdział 10

128 21 1
                                    

*Narrator*

Czas mijał nieubłaganie szybko. Rye złożył zeznania i zostało mu czekać na to jak potoczy się sytuacja dalej. Nie wychodził z domu, bo wiedział, że jego ojczym nadal jest w mieście. Zdawał sobie sprawę z tego co go czeka jak ten go spotka. O ile w ogóle by przeżył. Jeśli by przeżył czekało by go długie dochodzenie do siebie.
Ostatnie dni mijały jemu i chłopakom na przygotowywaniu urodzin Jacka. Chcieli, aby tego dnia chłopak niczym się nie martwił i po prostu świętował swój wielki dzień. Żeby szczerze się uśmiechał nie martwiąc się ostatnimi zdarzeniami.
Wiele też działo się między nim a Andym. Chłopcy byli coraz bliżej siebie i pozwalali sobie na coraz odważniejsze posunięcia. Wiedzieli, że ich związek to kwestia czasu, ale żaden z nich nie był w stanie jeszcze zrobić kroku na przód chociaż oboje bardzo tego chcieli.
Ale nie tylko Randy miał się coraz lepiej. Jack oraz Brook także byli coraz bliżej, jednak Wyatt nadal nie dostał od bruneta zielonego światła. Wiedział doskonale jak bardzo spieprzył swoją relację z Jackiem i doskonale rozumiał, dlaczego nastolatek tak się zachowywał. Jednak nieustannie starał się wszystko naprawić.
Nikt nie spodziewał się tego jak wiele może zmienić jeden wieczór. Nic nie znaczący dla innych tak wiele znaczący dla ich piątki.

POV's Andy

Zostały nam ostatnie minuty do imprezy urodzinowej Jacka. Dzisiaj Duff w końcu kończył 16 lat. Goście zaczęli się zajeżdżać już jakiś czas temu. Witałem ich z Sonny'm. Rye zniknął gdzieś z mamą chłopaka obgadać prawdopodobnie jakieś ostatnie szczegóły.
Na samą myśl o brunecie na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Byłem tak cholernie szczęśliwy, wiedząc, że tak cudowny młody mężczyzna jest cholernie dużą częścią mojego życia. Pamiętam początki, kiedy Duff nie chciał go przedstawić chłopakom. Młody bał się, że Beaumont nie dogada się z Sonny'm i Brookiem. Na szczęście stało się inaczej. Chłopcy od razu złapali wspólny język. Dlatego też dużą część czasu spędzaliśmy w piątkę, co bardzo cieszyło Jacka i w sumie mnie też.

Z zamyślenia wyrwał mnie śmiech chłopaka stojącego obok mnie. Patrzę na niego niezrozumiale. Nie wiem co go tak rozbawiło.

–Jesteś tak zamyślony, że nawet nie zauważyłeś jak twój książę dał ci buziaka–mówi przez śmiech Sonny na co zaczynam mordować go wzrokiem przy okazji się rumieniąc. W końcu to właśnie wspomniany chłopak był powodem mojego zamyślenia.

–On nie jest moim księciem–szepcze cicho. Chłopak zaczyna się śmiać jeszcze bardziej śmiać. Naprawdę nie rozumiem czemu go to bawi, ale nie komentuję tego.

–Owszem jest. Skoro ty przy nim zachowujesz się jak księżniczka to on musi być księciem–uśmiecha się na co uderzam go w ramię rumieniąc się jeszcze bardziej. Chłopak po raz kolejny wybucha śmiechem. Wchodzimy do środka wiedząc, że nikt już nie przyjdzie i zamykamy za sobą drzwi. Prezenty na bieżąco chował Sonny więc mamy to z głowy. Razem z chłopakiem udajemy się do kuchni, gdzie zastaje Rye’a rozmawiającego z jakąś koleżanką Jacka. Chłopak siedzi do mnie tyłem i patrzy znudzony na dziewczynę, która ewidentnie próbuje z nim filtrować. Czuję w środku ukłucie zazdrości i w sumie sam nie wiem dlaczego.

Może dlatego że się w nim bujasz idioto?

Wzdycham na słowa, które podświadomie pojawiają się w mojej głowie. Głupia podświadomość ma rację. Jestem cholernie zakochany w chłopaku, ale nie umiem się przed nikim do tego przyznać. Poza samym sobą rzecz jasna.

–Jak bardzo w skali od 1 do 10 masz teraz ochotę się na nią rzucić, wydłubać jej oczy a potem poćwiartować i utopić jej zwłoki? –pyta Sonny. Patrzę na niego i śmieje się tak głośno, że zwracam na siebie uwagę nie tylko Beaumonta, ale też tej lafiryndy. Sonny także zaczyna się śmiać z własnych słów. Ma chłopak fantazję, nie ma co.

–100–odpowiadam mu kiedy tylko udaje mi się opanować śmiech. Zauważam jak Rye mówi coś do dziewczyny po czym po prostu wstaje i podchodzi do nas. Jego ręce od razu lądują na moich biodrach.

–Zostawiam cię samego dosłownie na chwilę i już wszyscy się do ciebie lepią. I jak ja mam nie być zazdrosny skoro każdy w tym domu leci na mojego mężczyznę hmm?–mówię cicho i zaczynam całować jego szyję przez co Rye odchyla głowę, dając mi lepszy dostęp. Mina tej laski bezcenna a do moich uszu dobiega po raz kolejny śmiech Sonny’ego. Dziewczyna wygląda jakby zobaczyła ducha.

Rye niewiele myśląc po prostu wbija w moje usta nie odpowiadając nawet na zadane przeze mnie pytanie. Oddaje jego pocałunek znacznie go pogłębiając. Mam tak cholernie dużą satysfakcję, kiedy kątem oka widzę, jak dziewczyna zła wstaje i odchodzi. Mimo to nie przerywam mojego pocałunku z brunetem. Od 3 dni się z nim nie widziałem i tak cholernie bardzo stęskniłem się za nim i jego boskimi ustami. Chłopak mnie do siebie przyciąga i przejeżdża językiem po moich ustach prosząc o dostęp, którego automatycznie mu udzielam.

Od razu łączy ze sobą nasze języki przez co pocałunek staje się cholernie zmysłowy. Chłopak dokładnie bada moje podniebienie, co doprowadza mnie do istnego szaleństwa

Po moim ciele przechodzi fala rozkoszy i ...cholera jasna zaczynam tracić silną wolę. Czuję jak w moich bokserkach robi się coraz mniej miejsca a mimo to i tak dalej lgnę do niego, aby mieć go blisko. Powinienem to przerwać, ale nie potrafię i nie chcę tego zrobić.
Po chwili odrywamy się od siebie i ciężko oddycham. Sonny gdzieś w międzyczasie się ulotnił więc jesteśmy sami.

–Podnieciłem cię samym pocałunkiem –mówi z wyczuwalną satysfakcją w głosie – Uwielbiam to jak wrażliwy jesteś na moją bliskość skarbie–szepcze mi do ucha brunet. Zagryzam wargę. Chłopak zaczyna składać delikatne, ale mokre pocałunki na mojej szyję. Automatycznie odchylam swoją głowę do tyłu dając mu lepszy dostęp do swojej szyi. Jego ręka ląduje na moim kroczu. Zaczyna je ściskać, na co moje usta zaczynają opuszczać ciche jęki. Zdecydowanie przez niego tracę rozum. Patrzę na poczynania chłopaka, przez co nakręcam się jeszcze bardziej. Naszą chwilę przerywa nikt inny jak wchodzący do kuchni Sonny który mówi, że Jack i Brook niedługo będą. Klnę cicho pod nosem na jego słowa. Rye ewidentnie jest usatysfakcjonowany moją reakcją –Dokończymy później. Obiecuję, że dzisiaj poczujesz się jak w niebie–szepcze I ciągnie mnie za rękę do salonu. Cholera! Dlaczego zawsze ktoś musi mam przerwać nasz moment.

POV's Jack

Wchodzę z Brook’iem do kamienicy, w której mieszka Rye. Nie wiem po co blondyn mnie tu przyprowadził, ale nie to zajmuje moje myśli. Od wczoraj chłopak bardzo dziwnie się zachowuje. Ciągle jest zamyślony i kompletnie nie reaguje na to co się do niego mówi. Martwi mnie to, ponieważ takie zachowanie nie jest w jego stylu. Zawsze był pełny energii i nigdy nie zamyślał się tak aby nie kontaktować z ludźmi w okół.
Kiedy w końcu stajemy pod drzwiami mieszkania, Brook otwiera drzwi kluczami, a w mojej głowie pojawia się pytanie skąd on je w ogóle ma. Wpuszcza mnie do środka pierwszego. W mieszkaniu panuje totalna ciemność.

–Brooklyn o co tutaj do jasnej cholery chodzi? –pytam zdezorientowany. Chłopak łapie mnie za rękę i włącza światło. Zakrywa ręką usta widząc wszystkich moich przyjaciół i znajomych pod wielkim szyldem z napisem „Happy Birthday IrishBoy!”. Wszyscy zaczynają śpiewać mi sto lat a ja się po prostu wzruszam. Patrzę na Brooka, który szeroko się uśmiecha. Mocno go przytulam, nie wiedząc co powiedzieć.

–Wszystkiego najlepszego skarbie–szepcze mi do ucha i całuję w czubek głowy. Dziękuję mu serdecznie i odwracam się do ludzi. Chłopaki zaczynają do mnie podchodzić i składać życzenia. Zdecydowanie mam najlepszą ekipę na świecie i nigdy nie zamieniłbym tych ludzi na nic innego.

//*//


Naprawdę świetnie się bawię spędzając czas z przyjaciółmi. Chłopaki bardzo się postarali abym tego wieczoru mógł się kompletnie wyluzować. Właśnie siedzimy w piątkę na balkonie rozmawiając o totalnych głupotach i ciągle się śmiejąc z samych siebie. Mam cholerne szczęście mając tak wspaniałe osoby obok. Mój wzrok mimowolnie ląduje na blondynie, który od momentu, kiedy tu usiedliśmy ciągle się do mnie tuli. Brookie naprawdę jest straszą przylepą, ale nie przeszkadza mi to. Chciałbym, żeby między nami było coś więcej, jednak nadal mam nadzieję, że to on zrobi ten pierwszy krok. Po prostu potrzebuję pewności, że jemu zależy na mnie tak jak mi na nim. Tego jednego małego znaku, że on też tego chce.

– Jack, ja wiem, że jesteś w nim zakochany i w ogóle, ale my do ciebie mówimy – z moich myśli wyrywa mnie głos Sonny'ego. Patrzę na niego a chłopak posyła mi szeroki uśmiech. I w tej chwili coś do mnie dociera. Jestem takim idiotą, że to szok. Chujowy ze mnie przyjaciel nie ma co. Mimo wszystko nie wypowiem na głos swoich myśli.

– Od teraz już będę was słuchać obiecuje – mówię do chłopaka i posyłam mu szeroki uśmiech.

I właśnie tak spędzamy resztę wieczoru. Ciesząc się swoim towarzystwem i żartując z przeróżnych sytuacji. Śmiało mogę stwierdzić, że są to  najlepiej spędzone urodziny w moim życiu. Z najukochańszym bratem i moimi najlepszymi przyjaciółmi.

Ten wieczór też bardzo nas do siebie zbliżył. Pomógł nam zrozumieć, jak wiele między nami jest. Jak bardzo jesteśmy dla siebie ważni. Każdy z nas sobie uświadomił, że mamy największe szczęście na świecie. Bo mamy siebie. I jeśli coś się dzieje będziemy stać za sobą murem.

Bez Notki dzisiaj

Be My Angel || Randy Where stories live. Discover now