47.

3K 196 49
                                    

- Nawet nie wiesz, jaki mi tu przyjemnie i jak bardzo chciałabym tu zostać... - zaczęła, kiedy znowu trwali w ciasny uścisku i nie zapowiadało się na to, żeby go zakończyli. I nie ma w tym nic dziwnego. Tyle czasu byli rozdzielenie, że teraz każda chwila razem była dla nich na wagę złota. Każda minutę chcieliby przeznaczyć na słodkie czułości i nie rozstawać się nawet na sekundę, która mogłaby okazać się wiecznością. Cholernie tęsknili za czułym dotykiem, słodkimi pocałunkami i za całym sobą. -... Ale musimy w końcu stąd uciec.

Dokończyła, a uśmiech na twarzy Barnesa od razu przygasł. Rozumiał bardzo dobrze, że muszą w końcu wdrażać w życie swój plan, ale mimo, że sam go zaproponował, wypełniał go ogromny strach o Sarę. Nie może kolejny raz jej stracić, albo znowu zapomnieć o niej. Oboje by tego nie przeżyli.

Jednak zamiast podzielić się z dziewczyną swoimi obawami, wolał zatrzymać je dla siebie, uznając, że już i tak ma dużo na głowie.

- Dobrze, ale gdy tylko uporamy się z tym wszystkim, obiecuję ci, że nie wypuszczę cię z objęć ani na chwilę. - mruknął, uśmiechając się lekko.

- Aż tak mocno się stęskniłeś? - spytała, delikatnie odwzajemniając uśmiech.

Bucky miał jakiś wrodzony talent odpędzania jej wszystkich zmartwień. Jeszcze przed chwilą w ogóle nie było jej do śmiechu, a teraz, pomimo tego, w jakim bagnie się znajdowali, uśmiech sam wstępował na jej usta. Był dla niej jak lek na wszystko, chodź nawet sam o tym nie wiedział.

- Cholernie mocno. - mruknął zmysłowo, tuląc się do jej szyi i przyjemnie drażniąc jej skórę swoim kilkudniowym zarostem.

Sara odruchowo przegryzała wargę. Znowu miała go na własność, dlatego pragnęła więcej, ale wiedziała, że przyjdzie w końcu na to czas, a przynajmniej miała na to ogromną nadzieję. Dlatego, po krótkiej chwili rozkoszowania się, jego pocałunkami, które składał na jej szyi, delikatnie odsunęła go.

- Na prawdę musimy już iść. - szepnęła z bólem, łapiąc go za dłonie i całując czule w nos.

- A miałem nadzieje, że jeszcze zdołam cię przekonać. - mruknął niezadowolony.

- Jeszcze przyjdzie na to czas. - powiedziała, uśmiechając się pod nosem i ciągnąc go w stronę drzwi. Podobało się jej to, jak bardzo jej pragnie.

Wyjrzała za drzwi i zaczęła rozglądać się po korytarzu w poszukiwaniu Henry'ego, jednak po blondynie nie było ani śladu. Zmarszczyła brwi. Myślała, że będzie tu na nich czekał skoro mają razem stąd uciec.

- Może jednak uciekł. - zasugerował szatyn. W jego głosie nie było już słychać radości, tylko niepokój.

- Nie sądzę. Jego oferowana pomoc była szczera. Nienawidzi HYDRY, więc wątpię, żeby nagle stchórzył. - mruknęła, ruszając przed siebie długim korytarzem.

Barnes podążył za nią, po chwili jednak wyprzedzając. Może i miała potężne moce, które sprawiały, że była o wiele silniejsza od niego, ale wolał iść na pierwszy ogień, gdyby okazało się, że chłopak ich okłamał i coś szykował. Nie potrafił mu całkowicie zaufać, a pozwolił mu żyć tylko dlatego, że Sara wierzyła w jego dobre intencje.

Po krótkim marszu znaleźli się w głównym pomieszczeniu, w którym jeszcze do niedawna stało ich przysłowiowe więzienie. Zaczęli się rozglądać w poszukiwaniu blondyna, jednak i tu go nie znaleźli.

- W śniegu nie ma żadnych śladów stóp. Tędy na pewno nie uciekł, jeśli to zrobił. - zauważył Barnes, stojąc przy dziurze w ścianie i uważnie przyglądając się białemu puchu.

Nie zdążył nawet spojrzeć na dziewczyna, kiedy ściana naprzeciw nich zawaliła się, tworząc ogromną dziurę, z której wyjechał czołg. Kilka sekund zajęło Bucky'emu dobiegniecie do Sary i obronienie jej własnym ciałem, mimo, że na dłoniach dziewczyny pojawiła się już fioletowa poświata, którą sama by się obroniła.

To koniec. Byli o tym przekonani. Może i mieli przychylność magii, ale jeśli zjawi się jeszcze więcej czołgów, armia żołnierzy i innych zabawek HYDRY na pewno tego nie przetrwają. Muszą się pogodzić z tym, że ich złapią i już na zawsze pozostaną zabójcami na zlecenie bez miłości, bo na pewno ich rozdziela. To był koniec, którego tak bardzo chcieli uniknąć. Może po prostu było to im od początku przeznaczone, a od przeznaczenia nie można uciec.

I nagle, kiedy trzymając się za rękę, myśleli o ich końcu, klapa czołgu otworzyła się, by po chwili pojawiła się w niej blond czupryna.

- Stwierdziłem, że kiedy wy będziecie wyjaśniać między sobą wszystkie sprawy, ja znajdę nam drogę ucieczki. - zawołał Henry, z szerokim uśmiechem na twarzy. Zawsze chciał prowadzić czołg HYDRY.

- Henry? - prychnęła Sara, nie mogąc uwierzyć własnym oczom. - Myśleliśmy, że uciekłeś.

- Obiecałem pomóc i mówiłem szczerze. Niech HYDRA w końcu zapłaci za swoje czyny. - powiedział poważnie, a Sarze zrobiło się trochę głupio, że oskarżyła go o kłamstwo, nawet w myślach. - Wsiadacie, czy nadal będziecie tak stać? - prychnął po chwili, kiedy osłupienie, jakie w nich wywołał nadal nie pozwalało im się ruszyć. Nie trzeba było im dwa razy powtarzać.

***

- Przyznam, że nie spodziewałem się tak wiele po tobie. - mruknął szatyn, kiedy już wszyscy troje siedzieli w środku ogromnej maszyny i jechali w kierunku jakiejś wioski, którą pokazywała im mapa. Jak się okazało niewiele nowoczesnego sprzętu było w bazie.

- Posłuchaj, ja na prawdę chce wam pomóc. Też chce zacząć nowe życie, a nie uda mi się to, kiedy HYDRA cały czas istnieje. - powiedział, na co Barnes skinął jedynie głową i spojrzał na Sarę, która opierając o jego ramię głowę, spała.

Rozumiał go bardzo dobrze, co znacznie spotęgowało jego sympatię do blondyna. Sam próbował zacząć od nowa i nawet pomijając fakt, że nie było przy nim dziewczyny, nie udałby mu się to. HYDRA prześladowała go każdego dnia. Musiałby ją zniszczyć, żeby o niej zapomnieć, a teraz miał do tego okazję i nie miał zamiaru jej zmarnować.

You're not alone || Bucky BarnesWhere stories live. Discover now