Rozdział 2: Nic pomiędzy

325 68 9
                                    

John oprowadza mnie, jak i nachmurzoną Rain po lewej części departamentu, gdy już opuściliśmy konferencyjną. W przeciwieństwie do mojej przyszłej, cudownej partnerki, na której twarzy widnieje skwaszona mina, słucham uważnie każdego słowa starszego mężczyzny, który opowiada o typach spraw, jakimi czasem miałam już przyjemność bądź nieprzyjemność — w zależności od interpretacji — się zajmować. Morderstwa są głównym tłem, do którego będziemy wzywane, co niewątpliwie mnie cieszy, bo od kiedy tylko sięgam pamięcią, rozwiązywanie mniej lub bardziej zaplanowanego schematu zabójstwa, dedukcja po pozostawionych śladach, przesłuchania świadków, a na końcu głównego podejrzanego sprawiało, że czułam nie tylko niesamowitą adrenalinę, ponieważ znajdowałam się w pewnym niebezpieczeństwie, ale również wraz z zachodem słońca miałam i mam nieodparte wrażenie, że zrobiłam coś dobrze.

Coś dobrego.

A akurat w moich realiach życia trudno jest zrobić coś właściwego, dlatego wiadomość o tym, do czego będę wzywana i z czym będę miała najczęściej do czynienia późnymi wieczorami przyprawiło o zadowolenie, którego wolałam nadto nie pokazywać, żeby nie zostać odebrana w dziwny sposób. 

John wydaje się rozsądnym facetem, który zna tutaj wszystko i wszystkich, więc w głowie mam już zanotowane, aby zwracać się do niego z ważniejszymi sprawami. Nie lubię wychodzić na uprzedzoną, ale przy wciąż niezadowolonej Rain, wypada na rzetelniejsze źródło. Tak naprawdę liczy się to, żebyśmy jako tako się komunikowały i pilnowały pleców drugiej podczas jakiejś większej akcji. Nie musimy być przyjaciółkami. Podejrzewam, że do tego daleko skoro tak wielce się uraziła przez głupie rozlanie kawy. Rozumiem, iż nie jest to powód do radości, jednak zachowajmy się rozsądnie — to nie jest jakieś głupie biuro w korpo, aby robić spory, pierwsze zgrzyty o takie pierdoły. Niby wszystko jest dla ludzi, ale trzeba zachować trzeźwy umysł i przy pracy jako detektyw, który ma styczność z kryminalistami, warto mieć całkiem solidne relacje z pozostałymi pracownikami. Zwłaszcza ze swoim partnerem. W końcu mamy ochraniać plecy drugiej, jakby co, no nie? 

— Było trochę gadania z mojej strony — spoglądam na Johna, który sięga dłonią do kolejnych oszklonych drzwi, prowadzących do pomieszczenia z całkiem pokaźnym stołem w samym centrum i mnóstwem szaf ustawionych przy ścianach. — Jak na pierwszy dzień wydaje mi się, że warto zapoznać cię z pomieszczeniem, które będziesz najczęściej odwiedzała, kiedy okaże się, że macie jakąś sprawę.

Marszczę łagodnie brwi, gdy po wejściu do środka jako pierwsza, do moich nozdrzy dociera nieprzyjemny zapach chemikaliów. Mrużę odrobinę powieki, skanując każdy kąt w niewielkim przedziale czasu, aby jak najszybciej odgadnąć, za co służy owe pomieszczenie.

Nie zajmuje mi to, co prawda, bardzo długo, bo natrafiam na zawieszony ekran telewizora, na którym znajduje się jakiś mężczyzna i informacje, które zwykle są zawierane w kartotekach policyjnych. Sprawnie łączę obiekt razem z kilkoma odbitymi formami, które przypominają szczątki jakiegoś przedmiotu oraz starannie zapakowanymi do kartonu podpisanego "DOWODY" w foliowe torebki tropy, które zapewne mają służyć za pomoc w znalezieniu przestępców, którzy zostawili po sobie jakieś ślady. 

— To nasze laboratorium — słyszę Johna. — Przeważnie króluje tutaj Iris, która jest naszym technikiem, pobiera jakieś próbki, wysyła wszystko do badań, segreguje dowody i poszlaki. W tym miejscu zbieramy się, kiedy trzeba ustalić, w jakim kierunku iść z konkretną sprawą, o ile doszły jakieś nowe informacje, które byłyby pomocne — potakuję krótkim ruchem głowy, zanim mimowolnie zerkam na Rain, stojącą ze skrzyżowanymi ramionami przy wciąż otwartych drzwiach. Szybko uciekam od niej wzrokiem, bo nadal nie wygląda na zadowoloną z mojej ogólnej egzystencji. — Nie ma co się dużo rozgadywać, to nic nowego. Inne pomieszczenie, ale takie samo działanie, jak w departamencie w Nowym Orleanie, co nie?

Women (double trouble)Where stories live. Discover now