Niechęć

9 0 0
                                    


Coraz więcej obowiązków i zawirowań, a mniej czasu na oddechy i wydechy. Milion spraw i zakłopotanych rąk ospale zwisających nad przepaścią chłodu i zatracenia.
Czuję, jak zamarzam. Zmierzch cierpliwości zbliża się ogromnymi, tłustymi krokami, by strzelić mi w zsiniały od miernoty pysk. Marszczę brwi, gdy senne paraliże zbierają się nad moimi powiekami. Znowu mi je zesłałeś? Paznokcie mimowolnie kaleczą przedramię, by oblać je ametystem. Chyba polubiłam fioletowy. Gniewne i pogardliwe spojrzenia zsuwają się po kostkach, utrudniając wspinaczkę na wyżyny matowych czerwieni. Gdzie znajdę twój burgund?

Popijam gorzką rdzawą herbatę, przeglądając się w lustrze. Krwawię i linieję na oczach wszystkich, na których zawiesiłam wstążkę zaufania i różowych goździków. Blaknę, gasnę, rozstrajam się... kamienie, które wbijają się w popękane od suchoty stopy, grzęzną między palcami. Zabolało, aż żołądek się wywrócił... Martwość tego świata nieczule ozdabia mnie wieńcem z robaczywych żonkili i wybebeszonych hiacyntów. Chyba razem tu wyschniemy.

Pluję limfą na ich drwiny i fałszywe sugestie. Wycieram rękawem zaropiałe usta i z trudem wydobywam z siebie dźwięk. Niczego się nie wyrzekam, o nic nie proszę - żadnych łask, troski, czy odpustu. Oblejcie mnie olejem, benzyną, rzućcie zapałkami i prochem zmielonych zapalniczek. Patrzcie jak płonę, tracę kontrolę nad słowami, rozlewam się na stosie załamań nerwowych. Przyglądajcie się ścięgnom, mięśniom i płucom, niech ulga wyryta na ich zgliszczach wbije was w błoto. Wstanę, choćbym martwa miała być.

Przytulę do zbutwiałego serca wszystkich wyrzutków. Rozgrzeszę potępione dusze, dam schronienie bezdomnym. Będę matką biedy i ubóstwa. Nakarmię głodnych miłosierdzia, napoję spragnionych ciepła i bliskości. Wskażę drogę zagubionym, ukoję cierpiących. Zmienię bieg czasu, zagoję blizny.
A wy będziecie patrzeć. Ujrzycie swoje zakłamanie i ograniczenia. Malachity roztrzaskają wasze czaszki, a moje dzieci będą rzuć wasze sczerniałe kości. Mój śmiech przeszyje wasze twarze, a cierpkość zdmuchnie proch waszych zwłok.

Zamordowaliście mnie z zimną krwią, teraz błagacie o litość. A ja z cynizmem cieknącym po brodzie pytam...

Czy deszcz może być przejrzysty?

PorcelanaWhere stories live. Discover now