seventeen

41 10 0
                                    

~21 listopada - niedziela~

Do tej pory robiłem wszystko aby moja rodzina dobrze mnie zapamiętała. Kocham ich. Czasami były momenty, w których nie miałem siły na nic. Rodzice pozwalali mi wtedy zostać w domu. Może domyślali się, że mam depresję? Nie wiem, w tym momencie to nieistotne.

Całą noc nie mogłem spać, więc założyłem na siebie czarną bluzę i czarne jeansy z przetarciami na kolanach i około godziny 5 rano wyszedłem na dwór rozejrzeć się na cichym i w miarę spokojnym miejscem gdzie nie byłoby ludzi. Ruiny starego budynku przy którym rosło ogromne drzewo wyglądające jak zaczarowane wydawało mi się być miejscem idealnym. Było oddalone od miasta. Z dachu był widok na las, który zapierał dech w piersiach. Nawet nie wiem kiedy ten czas tak szybko zleciał. Musiałem przerwać tą wspaniała chwilę i szybko wracać do domu, żeby rodzina nie zauważyła mojej nieobecności.

Gdy wszedłem do domu wszyscy jeszcze spali. Postanowiłem zjeść skromne śniadanie, którym było pół miski moich ulubionych płatków. Po posiłku odłożyłem naczynia do kuchennego zlewu i zerknąłem na zegar. Była godzina 7 rano. Jako iż cała moja rodzina to nocne marki, wstają w niedziele około godziny 9-10, więc miałem dużo czasu aby pobyć sam na sam.

Skierowałem się w stronę mojego pokoju, zamknąłem drzwi i rzuciłem się bezsilnie na łóżko. Przez dłuższy czas nic nie robiłem wpatrując się w sufit mojego pokoju i obserwując każdy jego szczegół. Dostrzegłem ślad po korku z szampana, którego wypiłem mając 13 lat z Red Bull'em czując się sfrustrowany. Niestety był zepsuty i od razu zwróciłem. Od tamtej pory nawet nie mogę patrzeć na alkohol, ponieważ mam odruchy wymiotne.

Oglądając swój pokój zdałem sobie sprawę, że to ostatnie godziny, w których mogę jeszcze to robić. Będzie mi tego brakowało, jednak tam gdzie trafię po śmierci mam nadzieję, że będę mieć swój pokój w którym będę czuć się bezpiecznie i nic nie będzie mi zagrażać. Chciałbym też spotkać swojego dziadka, który był wspaniałą osobą. Niestety zeszłego roku odszedł  od nas. Niczego bardziej nie pragnę niż poczucia bezpieczeństwa i spotkania.

Moje myśli przetrwało ciche pukanie do drzwi, które po chwili się otworzyły ukazując moją mamę. Była ona żywym aniołem chodzącym po ziemi. Gdyby nie ona dawno by już mnie tu nie było. Niestety dziś widzę ją po raz ostatni. Będę za nią tęsknił.

- Co byś zjadł na śniadanie, myszko? - powiedziała, siadając na rogu łóżka.

- Już jadłem. Dziękuje, że się o mnie troszczysz.

- Jesteś pewny? Skoro tak uważasz to ominą cię kakaowe naleśniki z bitą śmietaną i owocami.

- Musiałaś mi zrobić smaka mamo? - popatrzyłem z litością na moją rodzicielkę.

- To jak, zejdzesz na dół zjeść z nami śniadanie? - położyła swoją dłoń na moją nogę przykrytą kołdrą.

- Zaraz przyjdę. Daj mi chwilkę.

- Nie zwlekaj za długo. - powiedziała, po czym wyszła.

Moja mama zrobi wszystko, żeby mnie wyrwać z mojej, jak to nazywa, jaskini chodź na chwilę.

Chwycilem za telefon i spojrzałem na godzinę. Była 10:05. Strasznie długo zajmuje mi dziś  rozmyślanie. Usiadłem na rogu łóżka i przetarłem oczy. Wstałem i skierowałem się w stronę łazienki. Przemyłem twarz wodą, starając się nie patrzeć w lustro jednak kątem oka zobaczyłem podkrążone oczy. Wiele bezsennych nocy dawały po sobie znać. Westchnąłem i sięgając po ręcznik spadł na podłogę. Bezsilnie schyliłem się aby podnieść materiał i upadłem na podłogę jakby ktoś mnie popchnął. Po chwili usłyszałem głos. To nie był nikt z mojej rodziny. Znałem ten głos. To Blurryface. Jeszcze nigdy nie dokonał nic fizycznie. Przez cały czas męczył mnie tylko lub aż psychicznie. Zwykle mówił mi żebym się zabił, że dla nikogo nic nie znaczę. Tym razem było inaczej. Odradził mi samobójstwa.

- Śmieszne Blurry. Planowałem to od dłuższego czasu. Nie odbierzesz mi wolności. Nie dziś.

"Nie zapominaj o mnie"

Nawet nie zwracałem na jego słowa tylko podniosłem się wchytając za wannę i wstałem na nogi. Odłożyłem ręcznik i skierowałem się w stronę jadalni. Wszyscy już na mnie czekali a z naleśników wyłaniały się opary. Zasiadłem do stołu i nałożyłem sobię niewielką porcję.

- Nie zjesz więcej? - spytała mnie mama z zmartwieniem narosownaym na twarzy.

- Nie, dziękuję. Już mówiłem że jadłem rano.

- Dobrze, to smacznego.

- Nawzajem - wszyscy powiedzieli chórkiem po czym zaczęli jeść.

Bardzo mi smakowały. Po części też dlatego, że jadłem je ostatni raz w życiu. To straszna myśl że robisz coś ostatni raz i już nigdy to się nie powtórzy. Jeszcze wiele rzeczy nie robiłem, jednak nie chce ich przeżyć mając w sobię niezidentyfikowaną kreaturę zamieszkującą mój umysł. Mam dość takiego życia. Godziny są policzone.

Dear Diary || Tyler Joseph PLWhere stories live. Discover now