Bar - część 2

53 6 14
                                    

Panienka Hecna siedziała w swoim skromnym biurze, pogrążona w lekturze (tym niezamierzony).
Czytała najnowsze wydanie gejowskiego świerszczyka dla ubogich. Siedziała skulona na krześle obitym skórą swoich ofiar (skórą poległych w męczącej batalii narodowców, ma się rozumieć) i przyciskała papier do twarzy, by napawać się jego wonią. I obrazkami roznegliżowanych młodzieniaszków.

Niestety, spokój i harmonię biura Hecny zniszczyła Cyrolinka. Jej krzyk wypełnił pomieszczenie pełne plakatów nagich mężczyzn w kagańcach i stringach. Ćma wleciała do środka cała zadyszana.

- On… on… - próbowała wykrztusić. Złapał się za gardło i omal nie upadła.

Hecna zamknęła najnowszy magazyn Gejzera.

- Co znowu? Jaki on? – pytała lekko wytrącona z równowagi.

Cyrolina wzięła głęboki wdech. Bała się wypowiedzieć następne słowa, bo były one dlań czymś zupełnie niedorzecznym. Nigdy nie spotkała się z widokiem, jaki zastała niecałe pięć minut temu – i nigdy nie podejrzewała, że będzie zmuszona oglądać podobne rzeczy. Dobry Boże, toż się w głowie i skrzydłach nie mieści! Wypięła pierś, po czym zawołała:

- ON MOLESTUJE NOGI MELINIE!

Hecna powoli zdjęła z nosa okulary. Miała na sobie ukochany strój roboczy: czarny garnitur i lakierki. I wyjątkowo ponętną bieliznę, ale nikt tego nie wiedział. Patrzyła skupionym wzrokiem na Cyrolinę, próbując zebrać myśli. Po chwili wstała i podeszła do Ćmy spokojnie.

- Co? Ale… kto?

Ćma chwyciła ją pod rękę.

- Lepiej chodź ze mną!

Udały się wąskim korytarzem do głównego pomieszczenia baru Pod Obcasem. Wszyscy goście opuścili lokal jakiś czas temu. Został tylko jeden facio. Dziewczyny wbiegły do pomieszczenia, a widok, jaki zastały, wprawił je w przerażenie. I obrzydzenie, zwłaszcza Ćmę, która patrzyła na to już drugi raz tamtego dnia.

Drodzy państwo, wyobrażacie to sobie? Dzbaneusz Waliwiadro, dzban nad dzbanami, wiadro nad wiadrami, postrach długonogich kobiet przed trzydziestką, obrał sobie za cel pannę o nogach zaiste krótkich. Bowiem Pajonk była niska; nie przekraczała stu sześćdziesięciu centymetrów. Meline siedziała na kontuarze, jej szloch roznosił się po całym barze, a Dzbaneusz miętosił i gładził jej nóżki. Okulary dziewczyny spadły na podłogę.

- NATYCHMIAST PRZESTAŃ! – zawołała Ćma. Była przerażona nie na żarty. Facet spojrzał na nią ciekawsko.

- Nie chciała prosić szefa, to teraz ma nauczkę – odparł Dzban, ale mimo wszystko puścił nogi Pajonk. Oddalił się, poprawił swój płaszcz i odchrząknął.

– Te młode damy nie podały mi zupy pomidorowej we wiadrze.

Hecna posłała mu takie spojrzenie, jakby zobaczyła najdziwniejszą postać ze swoich porno-książek. Zmarszczyła brwi i założyła okularki.

- We… wiadrze? Zupę? W dodatku pomidorową?...

- Tak – przytaknął Dzbaneusz – dobrze pani zrozumiała.

Meline zeszła ostrożnie z barku. Zbliżyła się cicho do reszty i dokładniej przyjrzała się przybyszowi o niecodziennych pobudkach. Jeszcze nikt nigdy nie molestował jej nóżek. Rzekła więc:

- Jak ty się w ogóle nazywasz? Bo chyba już twój ryj gdzieś widziałam.

Młodzieniec odwrócił się do niej i poprawił brudny monokl przy oku.

- Ryj to możesz widzieć w chlewie, młoda damo, a moje imię brzmi Dzbaneusz Waliwiadro.

Dziewczyny popatrzyły po sobie, a potem równocześnie wybuchły śmiechem.

- Kim? – wykrztusiła po jakimś czasie Cyrolina.

Facet spoważniał po twarzy i spojrzał na Ćmę w kucyczkach, ogrodniczkach i kaloszach z przeceny z taniej odzieży.

- Czyżbyście nie wiedziały, kimże ja jestem? – Dziewczyny nie przestawały rechotać. Hecna opierała się o ścianę i biła się po udach, Ćma trzymała się mocno krzesła, by nie upaść, a Pajonk zwijała się ze śmiechu na ziemi. Dzbaneusz otrząsnął się jednakowoż i kontynuował swój monolog:

- Jam jest jednym z najgroźniejszych przestępców tegoż kraju! Aczkolwiek rzadko działam, gdyż zaspokaja mnie zupa we wiadrze.

- Niby co zrobiłeś? Ukradłeś wiadra z całego kraju? – zaśmiała się Pajonk, nadal leżąc na ziemi. – Za co cię ścigają?

Dzban się wkurzył i do niej podszedł.

- Za liczne kradzieże nóg – powiedział z dumą – i do tegoż wlicza się morderstwa.

Żeńskie trio nie przestawało się nabijać z tracącego cierpliwość Wiaderka.

- Że ty i morderstwo? Jesteś przecież niski, ile ty niby masz lat? – spytała któraś między napadami śmiechawy.

Na policzku Dzbana pojawiła się pulsująca żyłka. Owszem, dobrze zrozumieliście – na policzku.

- Mam siedemnaście lat, moje drogie.

Przestały się śmiać jak jeden mąż. Pajonk wstał chwiejnie i przytrzymała się krzesła obok Ćmy. Była cała zasapana od śmiechu.

- Dobra, a tak na serio, to za co cię gonią władze i nie tylko?

Na dworze rozbrzmiał donośny, gwałtowny grzmot.

-Chcecie na własnych nogach się przekonać? – zapytał złowrogo Waliwiadro. On naprawdę lubił walić w wiadro. Czym – dobry Boże, nawet mnie nie pytajcie.

- Nie, one nam się przydadzą – powiedziała Cyrolina zmieszana.

Dzbaneusz Waliwiadro uśmiechnął się lekko, po czym zwrócił się do Hecny:

- No dobra, pani szefowo, czy mógłbym dostać zupę we wiadrze.

Hecna odbiła się od ściany i podwinęła rękawy marynarki, by odsłonić umięśnione ramiona pełne tatuażów. Podeszła do kontuaru od strony barmana i oparła na nim łokcie. Zsunęła z nosa okulary, odrzekłszy:

- Nie i wypierdalaj.

Młodzieniec się skrzywił.

- CZEMU?! – zawył żałośnie.

- Nie mamy zupy w wiadrze! – krzyknęła Ćma.

Dzbaneusz odwrócił się. Wcześniej myślał, że był w barze Pod Obcasem z dziewczynami samiuteńki, ale mylił się. W kącie speluny siedział bezdomny i coś spożywał.

- A tamten gość je zupę w misce. – Wskazał na niego.

Cyrolina mu przytaknęła, bo czuła, że z tym idiotą-analfabetą i tak nie postawi całkowicie na swoim.

- On je w misce, a nie w wiadrze. I to jest normalne – odparła.

- We wiadrze też jest normalne.

- Spierdalaj! – wrzasnęła Pajonk.

Waliwiadro przewiercił całą trójkę wzrokiem. Uniósł rękę z wystawionym palcem.

- Jeśli wyjdę bez zjedzonej zupy we wiadrze, to przyjdę po wasze nogi.
Dziewczyny znów się roześmiały.

- Pfff! I tak nie wiesz, gdzie mieszkamy!

Młodzieniec poprawił cylinder i monokl z pedofilskim uśmiechem.

- Założymy się? – zapytał groźnie.

Hecna, Ćma i Pajonk były wielce zszokowane słowami nieznajomego przybysza z nikąd. Ale i tak kazały mu wypierdalać.



 

Przygody Pana Dzbana: Pierwszy PrzystanekWhere stories live. Discover now