Rozdział 4

53 3 0
                                    

Tydzień minął jak w mordę strzelił. Nie mogę dłużej upijać się i staczać. Szef wydzwania, zaległości w pracy rosną, nieodebranych połączeń na skrzynce pocztowej przybywa.

Wstaję rano, golę się, biorę prysznic i zakładam czystą koszulę, spodnie w kant i marynarkę. Praca w banku wymaga ode mnie odpowiedniego wyglądu i skupienia. Jestem starszym bankierem, odpowiadam za klientów firmowych, którzy są wymagający i oczekują profesjonalizmu.

Wypijam łyk kawy, chwytam za torbę, spoglądam na nadgarstek, na którym brakuje zegarka. Rozglądam się dookoła, leży na szafce w przedpokoju. Staję naprzeciwko, tuż pod moimi nogami leży mały pakunek, o którym całkowicie zapomniałem. Podnoszę go z ziemi, wyciągając zawartość. W środku znajduję skórzaną, męską bransoletkę, z blaszką, na której wygrawerowane jest słowo Hodie. Spoglądam raz jeszcze na podarunek, a oczyma wyobraźni widzę drobną, brązowowłosą dziewczynę z windy. Mimowolnie uśmiecham się i odkładam bransoletkę na szafkę, żeby po chwili sięgnąć po zegarek i założyć go na dłoń.

Nie oglądając się za siebie, ruszam w stronę czekającej na podjeździe taksówki.

– Cztery przez osiem High St, Bank Ireland – zwracam się do kierowcy.

– Oczywiście – odpowiada mężczyzna

– Cedric, nareszcie, za pięć minut masz umówione spotkanie – odzywa się moja asystentka, gdy tylko przekraczam próg placówki.

Lexy jest pulchną, rudowłosą kobietą, po czterdziestce. Została mi przydzielona trzy lata temu, gdy awansowałem. Była dość zabawna i roztrzepana jak na asystentkę. Lubiłem jednak jej towarzystwo, zawsze potrafiła mnie rozbawić, nawet w kryzysowych sytuacjach. Do tego miała wspaniały gust, mogłem jej powierzyć kupowanie prezentów dla całej mojej rodziny i zawsze wychodziłem na tym zwycięsko.

– Z kim to spotkanie? – pytam, przeglądając papiery, które w pośpiechu podaje mi Lexy idąc długim, oświetlonym korytarzem.

– Cedrik! – robi wielkie oczy, zdziwiona moim brakiem przygotowania – zrobili ci pranie mózgu?

– Spokojnie, poradzę sobie. Daj dokumenty, a za piętnaście minut wejdź i powiedz, że dzwoni moja matka.

– Twoja matka? – nie rozumie.

– Tak – biorę od niej pozostałe dokumenty i z powagą wchodzę do środka. – Witam państwa, zaczynajmy.

Biznesowe spotkania odbywały się jedynie po to, żeby wybadać grunt. Wszyscy o tym wiedzieli, wszelkie podpisy umów i tak dokonywali prawnicy, czytając wszystkie druczki i haczyki. Moim zadaniem było ich przekonać, że warto nam zaufać i powierzyć swoje pieniądze. Mimo, że byłem wyprany i na ponad tygodniowym kacu, wciąż posiadałem umiejętność urobienia każdego. Podarowania mu dokładnie tego, czego potrzebował. Tak było i tym razem.

– Przepraszam, ale dzwoni pana mama – Lexy spisała się doskonale. Jej spanikowany wyraz twarzy i niepewność udzieliły się pozostałym.

– Nie widzi pani, że mam ważne spotkanie – skarciłem ją.

– Ale to ważne, ona chyba jest w szpitalu... – uśmiecham się w duchu, jednak zrozumiała przekaz lub doczytała, że spotykamy się z fundacją działającą na rzecz osób starszych.

– Nie ma problemu, proszę odebrać – odzywa się rzeczniczka fundacji.

– Ale to może potrwać – nie odpuszczam

– Wie pan co, zdrowie mamy jest najważniejsze. A my w zasadzie już się zdecydowaliśmy. Powierzymy państwu prowadzenie naszych finansów.

– Dziękuję i przepraszam, w takim razie umówię spotkanie z prawnikami.

Marzenia mają twoje imię.Where stories live. Discover now