-20-

649 77 254
                                    

Kochani moi <3

Oto i jest, po dość długiej przerwie, moich paru załamaniach nerwowych i kilkunastu próbach napisania tego ludzkim językiem, nowy rozdzialik.

Dzięki misie za cierpliwość, bo oczekiwaliście naprawdę długo.

Miłość dla Was i miłego odbioru.

~ Charlie

***

- I co teraz mi doradzisz, panie psychologu z powołania? - warknąłem, spoglądając na siedzącego na miejscu kierowcy Hidana.

- Trzeba było mnie słuchać od początku. - Wzruszył ramionami, nie odrywając wzroku od widoku rozpościerającego się za przednią szybą.

Prychnąłem agresywnie i wyciągnąłem kolejny gwóźdź do trumny z tekturowej paczuszki okraszonej zdjęciem płuca zjedzonego przez złośliwy nowotwór. Kolega spojrzał na mnie złowrogo, niewerbalnie wyrażając swój sprzeciw wobec dalszego zadymiania jego samochodu.

Staliśmy na parkingu pod obskurną stacją benzynową, od blisko pół godziny oczekując cierpliwie, aż nasz pozornie dystyngowany współpasażer zażegna przykre skutki mieszania na gastrofazie bigosu z zimnym mlekiem. Zetsu, w poczuciu odpowiedzialności za tragiczną kondycję jelit Itachiego, czatował pod toaletami ze zdobyczną rolką papieru, dzięki czemu mogliśmy zostać z Hidanem na osobności i pogawędzić o mojej wielkiej życiowej tragedii.

- Kuzu nic nie powie? - zapytałem po raz setny, zanim nacisnąłem iskiernik zapalniczki.

- Obowiązuje go tajemnica lekarska.

Wywróciłem wymownie oczami, ignorując wstrętny grymas na gębie właściciela samochodu oraz ostentacyjnie naciskany guzik otwierający okno po mojej stronie. Następnym, czym postanowiłem zirytować kumpla, było włączenie na powrót radia, które obiecywał już dwukrotnie roztrzaskać młotkiem. Podjąłem jednak ryzyko. Musiałem czymś zabić nieznośną, dzwoniącą mi w uszach ciszę.

Sasori, świadomie bądź też nie, zamienił mi mózg w różową, ciepłą pulpę, niszcząc całkowicie i bezpowrotnie moje zdrowie psychiczne. Czułem się rozdarty, jakby do każdej z moich kończyn były przywiązane liny ciągnięte w cztery strony świata. Miałem równocześnie ochotę go udusić i przytulić, życzyć mu piekielnej męki i zapewnić, że wszystko będzie dobrze, nienawidzić i kochać. Uczuciowa kołomyja toczyła moją duszę jak czarna śmierć. Odruchowo wyciągnąłem rękę w poszukiwaniu kudłatego źródła ukojenia, ale dopiero po chwili przypomniałem sobie, że Księżniczka podróżuje w drugim samochodzie u boku swojego nowego ulubionego pana.

- Hidan... - wymamrotałem, ledwo przebijając się głosem przez denną melodię płynącą z głośników.

- Czego?

- Czemu mnie to spotkało? - zapytałem, jawnie prezentując swoją rozpacz.

- Bo jesteś durny - prychnął, nie szczędząc mi wewnętrznego bólu - A on jeszcze durniejszy - dodał, otwierając drzwi auta i wpuszczając do środka więcej świeżego powietrza.

- Zimno mi - mruknąłem, czym prędzej ciaśniej opatulając się swoją bluzą.

- Trzeba było nie smrodzić tymi fajami. Zaraz nas uwędzisz jak szynkę - warknął, wychylając nieco łeb za powstałą szparę - Długo jeszcze? - wrzasnął w kierunku kibli.

Zetsu, nadal stojąc pod ścianą, wzruszył niemrawo ramionami. Mój brat niedoli westchnął ciężko, zabrał mi papierosa i sam zaciągnął się kilkukrotnie trującym dymem. Nie odzywaliśmy się już wcale. To był jeden z tych trudnych momentów, gdy najlepszym, co Hidan mógł dla mnie zrobić, było gnicie ze mną w ciszy.

SamogłoskiWhere stories live. Discover now