Rozdział 8

2.7K 236 15
                                    

       Obraz chłopaka w białych włosach spędzał Lily sen z powiek. Obracała się to w prawą, to w lewą stronę. Próbowała leżeć na plecach, na brzuchu, ale każda pozycja sprawiała jej dyskomfort. Usiadła na łóżku i przetarła oczy. Wspomnienie zdarzenia przyprawiało ją o ból głowy, wciąż widziała krew na dłoniach, którą parę godzin temu zmyła w kuchni. Walczyła z emocjami. Zastanawiało ją zachowanie zarażonych. Było inne. Mężczyzna w szpitalu zachowywał się jak obłąkany, ale białowłosy wydawał się błagać o pomoc. Po zwierzeniu się Victora, nie potrafiła dojść do siebie, nie potrafiła mu zaufać, nie wiedziała czy chłopak nie jest zarażony i nie mogła tego sprawdzić. Myślała o jego słowach. Zarażeni udają, by móc zaatakować w odpowiednim momencie. Dziewczyna musiała mieć się na baczności, obserwować każdy jego ruch, zwracać uwagę na każde dziwne zachowanie.

       Lily spała zaledwie dwie godziny, ale mimo to wstała z własnej woli, nieco zmęczona, ale zmotywowana. Spięła włosy w kucyk i równo o ósmej wyszła z sypialni. Lekko stąpała po szarych panelach, jak kot, który polował na mysz. Stwierdziła, że jeśli będzie cicho, Victor pomyśli, że jest sam i zrobi coś, co będzie dowodem na jego zarażenie. Usłyszała tłukące się o siebie talerze i skierowała się w stronę kuchni. Wychyliła się, wstrzymując oddech. Szybko schowała się za ścianę, kiedy jej oczom ukazał się Victor w samym czarnym ręczniku, gotujący coś na patelni. Lily przetarła dłonią twarz, a na jej policzkach pojawił się rumieniec. Miała ochotę wrócić do sypialni i udawać, że dalej śpi. Mogła też nonszalancko wejść do kuchni, oprzeć się o futrynę i czekać na jego reakcję, ale szybko z tej opcji zrezygnowała. Jednak kiedy dotarł do niej zapach świeżych naleśników, przekroczyła próg pomieszczenia w zawrotnym tempie. Kaszlnęła, by zwrócić na siebie uwagę.
       — Już myślałem, że nie wejdziesz. — Viktor obrócił się i położył talerz na stole. Trzy pulchne naleśniki, polane sosem czekoladowym z bitą śmietaną i owocami. Lily przełknęła ślinę, ale nie na myśl o śniadaniu. Usiadła i oparła brodę na dłoni. Nie sądziła, że ktoś, kto praktycznie nie widzi, może być tak dobrze zbudowany.
       — Nie wiedziałam, że gotujesz.
       — Czymś muszę zająć czas. Pójdę się ubrać...
       — Nie! Nie pracujesz? — wybrnęła i w głębi duszy dziękowała za to, że chłopak nie widzi jej czerwonej twarzy. W tym samym momencie zrozumiała jaką palnęła głupotę. „Niewidomy ma pracować?". Miała ochotę zapaść się pod ziemię.
       — Tylko kiedy mnie szef wezwie. Jestem na każde jego zawołanie, ale rzadko czegoś potrzebuje.
       Victor wyszedł z kuchni, zostawiając dziewczynę samą. Uderzyła się płaską ręką w czoło i cicho westchnęła. Zdziwiła się, że chłopak rzeczywiście pracował, wydało jej się to dziwne. Spojrzała na naleśniki, które przywołały wspomnienie o dniu, w którym pierwszy raz zauważyła aktywność wirusa. Zatęskniła za Niną, martwiła się o koleżankę, w końcu była zarażona, w każdej chwili mogła oszaleć. Zastanawiało ją wyparcie choroby, czy to jeden z symptomów, a może strach to spowodował. Burczenie w brzuchu przywróciło ją do rzeczywistości. Sięgnęła po widelec i skosztowała kawałek. Śniadanie okazało się być tak przepyszne, że zanim Victor wrócił z łazienki, talerz był pusty.
       — Muszę dzisiaj wyjść — powiedziała, kiedy zobaczyła chłopaka w drzwiach. — Chcę spotkać się z Niną — dodała zanim zdążył o to zapytać.
       — Mam dzisiaj robotę i wrócę późno, dam ci klucze.
       Lily nie spodziewała się takiej odpowiedzi. Była przekonana, że chłopak nie pozwoli jej wyjść, w końcu na dworze było niebezpiecznie, ale z drugiej strony nie mógł jej rozkazywać, a kłótnia z nią byłaby zbędna, bo jej decyzje ciężko było zmienić, odziedziczyła niezwykłą upartość po matce.
       — Powinna być w szkole, ale najpierw sprawdzę dom, idę się przebrać.
       Zostawiła Victora i poszła do sypialni, na szczęście spakowała swoje ubrania. Szybko założyła na siebie bordową koszulkę i granatowe jeansy. Najważniejsze - nie rzucać się w oczy. Chwyciła czarną bluzę i wyszła z pokoju, zakładając ją na siebie. Ubrała czarno-białe trampki, była gotowa do wyjścia. Zatrzymał ją Victor, który podszedł do niej i założył kaptur na głowę. W takich momentach odnosiła wrażenie, że przepaska tylko dla niej wydaje się być gruba, a w rzeczywistości chłopak widział kształty jednym, na w pół zdrowym okiem.
       — Uważaj na siebie.

Śmierć Motyla [Demo] ✔Where stories live. Discover now