Rozdział 2 - ,,A murderer and a victim"

361 33 108
                                    

– Odsuń się, młodziak – mruknął również obecny na imprezie Nate, podchodząc do mnie i leżącej na ziemi Naomi. 

– Naomi? Kurwa, Naomi! – warknął, próbując ją podnieść. Nie szło mu to za lepiej, gdyż sam nieco sobie popił, ale i tak miał więcej siły niż ja – Dlaczego pozwoliłeś jej tyle pić?!

Nie odpowiedziałem. Jak zwykle za późno zareagowałem. Przez długi czas Naomi nie zachowywała się jak pijana, aż w końcu przekroczyła limit tym jednym głupim piwem, którym śmierdziała jeszcze gorzej, bo przypadkowo ją nim oblałem. 

– Zaniosę ją do domu – oznajmił, opuszczając taras. Ruszyłem za nim. Nie chciałem zostawać na tej imprezie, tym bardziej w towarzystwie tych pijaków. 

– Razem zaniesiemy.

– Na nic się jej nie przydasz, ja chociaż potrafię ją unieść – mruknął, po czym stęknął, niemalże ją upuszczając.

– Gdy widziałeś jak dużo piła, również nie zainterweniowałeś. Oboje daliśmy plamę, więc nie traktuj mnie, jakbyś był święty. 

Nate zagryzł wargę, patrząc na mnie wilczym wzrokiem. Może, gdyby nie trzymał wtedy w rękach mojej przyjaciółki, dostałbym w twarz.

– Nate, przyjacielu! – podszedł do nas ten wysoki facet, który wcześniej zagrodził mi drogę. Miał totalnie rozwalony nos, z którego ciekła krew. Mimo to dalej uśmiechał się, jak gdyby nigdy nic. Czyżby alkohol aż tak go znieczulił? Joseph przyglądał się im tak, jakby dalej miał atakować. Jego pięści był całe zakrwawione, ale sam nie miał żadnej rany. Za to dał niezły wycisk Wesley'owi – Ty również wymiękasz? Zostań, super się bawimy! 

– Nie wiem czy zauważyłeś, ale muszę odstawić tego trupa do domu – mruknął blondyn, wciąż idąc przed siebie. 

– Mogłaby się kimnąć tutaj.

– I zarzygać wam pół mieszkania? Już macie z Brendą wystarczająco dużo syfu do sprzątania.

– Jak chcesz – Wesley wzruszył ramionami, wracając do towarzystwa, które dalej bawiło się w najlepsze.

Szliśmy w kierunku domu Naomi, który na szczęście nie był daleko. Przynajmniej dla mnie, gorzej z Nate'm, który dźwigał Naomi. Była to naprawdę wysoka dziewczyna, sto osiemdziesiąt siedem centymetrów wzrostu to sporo. Nate był od niej wyższy raptem o cztery centymetry, za to ja niższy o piętnaście.

Gdy wreszcie dotarliśmy pod odpowiedni adres, zaczęliśmy zastanawiać się jak przenieść Naomi do jej łóżka, aby jej rodzice nie przyłapali. Nie żeby nie wiedzieli o jej ,,miłości" do alkoholu, jednak impreza w środku tygodnia mogła ich delikatnie mówiąc wkurzyć. Dodatkowo, nie lubili ani mnie, ani Nate'a. Gdy jego związek z Naomi się skończył, niemalże skakali z radości. Jeśli chodzi o mnie, to kiedyś miałem z nimi całkiem przyjazne stosunki. Państwo Wilson prowadzili wspólne interesy z moimi rodzicami, gdy jeszcze byliśmy dziećmi. Jednak pewnego razu w firmie coś się nie powiodło. Było to kilka miesięcy temu. Wilsonowie pokłócili się z moimi rodzicami, którzy zostali niemalże z niczym, a tamci przejęli praktycznie wszystko nad czym tak długo wspólnie pracowali. Nigdy nie miałem tego za złe Naomi, bo od kołyski bardzo się lubiliśmy i wiedziałem, że nie mogę winić jej za to, co zrobili jej rodzice. Przez ten czas ukrywaliśmy naszą przyjaźń, by ich jeszcze bardziej nie denerwować, szczególnie taty mojej przyjaciółki, którego do tej pory - szczerze mówiąc - się bałem. 

Patrząc na minę mojego towarzysza, on również.

– Dobra, świeżak. Ty wejdziesz i sprawdzisz, czy na pewno nikt nas nie przyłapie. Dasz mi znak, wezmę ją do jej pokoju, po czym zwiejemy oknem, żeby nie ryzykować, że ktokolwiek nas zauważy. 

KilledWhere stories live. Discover now