VIII

696 67 10
                                    

- Nie wiem, co teraz ze sobą zrobić - patrzę, jak dziewczyna krąży nerwowo po domu, pakując swoje rzeczy. Wzdycham cicho, pocierając skronie i wzruszam lekko ramionami.

- Możesz wprowadzić się do mnie - proponuję, na co przystaje w półkroku. - Wolę mieć cię na oku.

- Pani mówi tak na poważnie? - spogląda na mnie lekko zaskoczona, a ja wyciągam bluzę z jej rąk i wkładam do walizki.

- Jestem Lauren - powtarzam z naciskiem. Brunetka rumieni się mocno, wyraźnie onieśmielona tymi słowami. - I tak, mówię to na poważnie.

- Dlaczego pani... dlaczego to robisz? - zaciska usta w wąską linię, spoglądając na mnie nieśmiało.

- Mam ogromne wrażenie, że już kiedyś się poznałyśmy - kłamię, unosząc do góry kącik ust. - Poza tym chcę ci pomóc. Szczególnie po tym, co stało się ze SweetPoison.

- Mało pamiętam z okresu przed porwaniem - przyznaje niepewnie, marszcząc brwi. - Wydaje mi się, że odurzał mnie jakimiś środkami, bo nawet nie pamiętam, gdzie i co robiliśmy. Co chwilę zmieniał hotele i miejsca swojego pobytu.

- Dawał ci narkotyki - mówię ostrożnie, żeby jej nie wystraszyć. - Widziałam analizę. Ale wiem, że cię nie zgwałcił, ani nic z tych rzeczy. Twoje porwanie w dużej mierze miało być wymierzone we mnie.

- Dlaczego? - marszczy brwi, siadając na kanapę. Zakładam ręce na piersi, starając się nie dać nic po sobie poznać.

- Najdłużej cię ukrywał. Wszystkie swoje pozostałe ofiary torturował i zabijał - wzdycham cicho, pocierając brodę palcami. - W przeciągu mojej wieloletniej służby jeszcze nigdy nie było takiego przypadku. Więc starał się uderzyć we mnie. Poza tym sam fakt, że ukrywa się tak długo, był bardzo dołujący. I to, że nie mogliśmy cię odnaleźć.

- Ale ci się udało - po raz pierwszy od jakiegoś czasu uśmiecha się szczerze, a następnie mocno się do mnie przytula. - Dziękuję, Lauren - szepcze w moją koszulkę, zaciskając na niej palce. Oddycham z ulgą, że znowu mam ją przy sobie i obejmuję ją w talii. - Nie wiem, co by się ze mną stało, gdyby nie ty. Moi rodzice... Na pewno byliby ci wdzięczni - smutnieje, odrywając się ode mnie lekko. Posyłam jej pokrzepiający uśmiech, całując w czoło, na co wyraźnie się peszy.

- To był mój obowiązek - mówię, spoglądając na nią. - I moja praca. Nie pozwoliłabym ci zginąć. 

- Dziękuję - rumieni się, wracając do pakowania.

- Zanim pojedziemy do mnie to skoczymy jeszcze na komendę. Muszę zanieść zwolnienie - mruczę, ale oprócz tego chciałabym się dowiedzieć, czy mając coś nowego.

***

- Co tam, Dinah? - zagaduję przyjaciółkę, podając jej swoje zwolnienie od lekarza. - Dowiedziałaś się czegoś więcej?

- SweetPoison naprawdę nazywa się Austin Torh - marszczy brwi, podając mi gotowe akta. - Faktycznie uczył się z Cabello w szkole. Nie rozumiem tylko jak taki inteligentny chłopak mógł dwa razy nie zdać. Bez problemu by go przepuścili z jego umiejętnościami. Ale miałaś rację, co do niego.

- Może nie chciał, żeby go przepuścili, nie uważasz? - unoszę brew, zerkając w akta. - Może właśnie planował to od dawna. Plan doskonały. 

- Więc może jednak zdemaskujemy ten jego plan doskonały? - Dinah uśmiecha się zwycięsko, zakładając ręce na piersi. - Jutro weźmiemy go na przesłuchanie.

- Okej, więc przyjadę jutro - mamroczę i zabieram kopię akt ze sobą.

Sweet poison || Camren FF || ✅ Hikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin