rozdział II: Ból psychiczny.

89 3 0
                                    

29 sierpnia

czwartek, nad ranem i wieczór


,,Nie ból fizyczny jest najgorszy."

Przez cały czas biegł, nie czując żadnego zmęczenia. Nie tylko adrenalina mu w tym pomagała, ale także fakt co zrobił mu ten cały kierownik. Czuł się bezsilny tyle, że nie fizycznie. Lecz psychicznie. Ciągłe tortury wykańczały i owszem. Ale w jego głowie cały czas była wizja zrozpaczonej Peggy i ich córeczki, która nic nie rozumiała. Cały czas myślał o swoich bliskich, nie potrafiłby inaczej. To nie byłoby w jego stylu. Gdy był pewien, że nie jest już goniony przystanął przy jakimś drzewie w lesie. Nagle jego umysł rozjaśnił się. Pamiętał tą ścieżkę obok. W jednej chwili poczuł niewyobrażalne szczęście. Odetchnął głośno i powoli poszedł przed siebie.

Kiedy wyszedł poza las, roześmiał się. Z punktu widzenia innej osoby, mógł wyglądać jakby uciekł z psychiatryka. Jego dresy były porozdzierane i mokre. Włosów w niektórych miejscach głowy nawet nie było. Jednakże blondyn rozpoznał teren przed sobą, wiedział, że tuż za tym pagórkiem jest jego skromny dom. Wytarł pot, który okalał jego czoło i znów zerwał się do biegu. Zręcznie zeskoczył z małej górki, a potem poczuł niesamowitą ulgę. Jak w amoku co jakiś czas się potykając, wreszcie stanął naprzeciw drzwi, które sam zamontował trzy lata temu. Dotknął ich wciąż nie dowierzając. Wreszcie dotarł do domu, wreszcie jego koszmar się skończył. Nacisnął dzwonek obok i czekał zniecierpliwiony, aż ktoś mu otworzy. Podrapał po ręce, na której zrastała mu się rana , a potem przyłożył dłoń do rany na brzuchu. Ból był minimalny.

- Steve?- wyszeptała niedowierzająco dziewczyna, która właśnie otworzyła drzwi. Chwyciła twarz blondyna w obie dłonie. Ten w odpowiedzi uśmiechnął się do niej słabo, a następnie wtulił w niską brunetkę. Peggy zapłakała.- Oh Steve...

- Peggy, kochanie.- powiedział cicho Rogers i odsunął o parę centymetrów od dziewczyny. Brunetka uśmiechnęła się leciutko, wciąż nie wierząc w to co widzi.

- Czy to naprawdę ty?

- A kto inny, jak nie ja?

- Chciałabym uwierzyć, naprawdę.

- Tylko twój mąż wie, że pod prawym pośladkiem masz małą bliznę.- odpowiedział Steve, a potem cicho zaśmiał na widok miny Peggy, która uradowana rzuciła się na chłopaka. Rogers jęknął z bólu.

- Wybacz. Wejdź do domu, chodź.- pociągnęła go za rękę, a Steve chwilę później poczuł okropne zawroty głowy i oparł o ścianę. Peggy złapała się za usta, gdy zauważyła, że coś się dzieje z jej mężem. Zarzuciła sobie jego rękę przez szyję i wykorzystując całą siłę zaprowadziła na kanapę w salonie. Blondyn ciężko opadł na sofę i poczuł niesamowite zmęczenie. Pani Rogers ukucnęła przy nim.

- Nie zasypiaj, słyszysz?- powiedziała i zaczęła go klepać po policzkach.- Mów do mnie.

- Która jest godzina?- zapytał słabo Steve, a Peggy spojrzała na zegarek przy kominku.

- Zbliża się siódma rano.- odparła cicho. Blondyn zamknął oczy.- Nie zasypiaj! Ja...zadzwonię po Stephena. Nie masz spać!

Kobieta wzięła swój telefon z komody i czym prędzej wyszukała numer Strange'a. Co jakiś czas spoglądała na swojego męża, a gdy widziała, że ten zamyka oczy krzyczała, aby tego nie robił. Odczekała trzy sygnały, gdy wreszcie Stephen odebrał.

- Kto mówi?- odezwał się po drugiej stronie mężczyzna zmęczonym głosem.

- To ja Peggy. Stephen musisz mi pomóc.

it isn't the end | avengers CZĘŚĆ II ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz