rozdział IV: Objęcia strachu.

74 4 1
                                    

29 sierpnia

czwartek, wieczór i noc


,,Samotne umysły potrzebują wsparcia."

     Peter ciężko westchnął i niepewnie podrapał po tyle głowy. W domu Tony'ego i Stephena raczej się spodziewał któregoś z nich, a nie Bucky'ego. Tym bardziej, że naprawdę był na nich wszystkich zły za skrywanie jakiejś tajemnicy. Nie dosyć, że May się w ogóle nie odzywała, to przez ostatni rok ze swoich wszystkich znajomych utrzymywał kontakt jedynie z piątką z nich - Harleyem, Tonym, Stephenem, Lokim i Clintem. Co dziwnego to byłego Gryfona widział tylko i wyłącznie przez to, że Barton regularnie przynosił składniki do eliksirów. Z innej strony rozmowy pomiędzy Peterem, a resztą ograniczały do zbędnego minimum. A Parkera to bolało, bo nie wiedział co jest tego przyczyną. Krótko przed spotkaniem zaczął siebie obwiniać o brak kontaktu. Lecz teraz brunet już sam miał wątpliwości wobec tego...wszystkiego.

- Bucky, nie spodziewałem się ciebie tutaj.- powiedział cicho Peter, a potem poczuł lekkie mdłości. Zbyt wielka duża ilość wrażeń źle na niego działała, od zawsze. Jednakże przez nowe umiejętności te uczucia nie były, aż takie dotkliwe.

- Trzymasz się?- spytał Barnes i zmrużył oczy, aby przyjrzeć postawie Petera. Już na pierwszy rzut oka wydawała się, aż nazbyt napięta. Parker szybko pokręcił głową i postawił jeden krok do przodu. Zachwiał się, a Bucky szybko zareagował i okręcił swoje ramię wokół jego talii. Młodszy chłopak potrząsnął głową, a potem wyrwał z uścisku ciemnowłosego. Ten ciężko westchnął, ale potem odsunął się, aby przepuścić dwudziestolatka. Peter wziął do ręki swoją walizkę i ruszył przed siebie. Będąc w przedpokoju odstawił torbę, a potem ściągnął buty. Oparł się jedną dłonią o ścianę obok i poczuł jak słone krople robią ścieżkę po jego bladych policzkach. On naprawdę nie chciał na nowo spotkać Wade'a. Miał nadzieję, że już nigdy nie zauważy jego twarzy. Los jak zwykle postanowił go oszukać. W tym samym momencie chłopak gorzko zapłakał i zjechał wzdłuż ściany na dół, tuż obok swojego bagażu. Schował głowę pomiędzy kolanami, a szloch wstrząsał jego ciałem. 

Bucky ukucnął przy brunecie, a w jego oczach widniał jedynie sam smutek. Nie wyobrażał sobie tego jak Peter będzie wyglądał potem, gdy się dowie o wiele gorszej rzeczy, jak się zachowa. Był zbyt wrażliwy na wszystko, a jednocześnie już dorosły, dużo przeżył. Znał życie. Dosyć niepewnie położył swoją dłoń na ramieniu niższego chłopaka i lekko ścisnął. Podświadomie wiedział, że Peter potrzebował jakiegokolwiek wsparcia, a Tony'ego nie było.

Po paru minutach Peter się uspokoił. Były Puchon chciał wstać, ale nawet dobrze nie postawił dwóch kroków. Potem widział tylko ciemność, zakamarki złych myśli. Zemdlał. Barnes krzyknął przerażony i w ostatniej chwili złapał Parkera, zanim ten uderzył głową w podłogę.

*

     Tony niespokojnie chodził w tę i z powrotem na korytarzu przed pokojem, który kiedyś należał do Petera. A teraz na nowo chłopak go zajął. Kiedy razem ze Stephenem wręcz wbiegli do przedpokoju ujrzeli bardzo niepokojący widok. W tym wszystkich najbardziej zadziwiła go samotna łza, która potoczyła się po policzku Barnesa. Przecież on nigdy nie płakał, nawet nie robił tego w najgorszych sytuacjach. Tony ciężko westchnął. Stephen był w pokoju Parkera od prawie półgodziny. Bucky siedział w salonie, a Stark czuł jakby jego ostateczny wybuch wisiał na włosku. 

Kiedy, więc wreszcie Strange wyszedł z pokoju prawie się na niego rzucił, ale w porę opanował. A pierwsze co napotkał, to wkurzony wzrok Stephena.

it isn't the end | avengers CZĘŚĆ II ✔️Where stories live. Discover now