20 • SŁOŃCA

91 11 34
                                    

❝ każda zmiana musizacząć się od rewolucji ❞

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

każda zmiana musi
zacząć się od rewolucji

___________________________________

 „Musiałeś się gdzieś bardzo śpieszyć, ale wychodzę z założenia, że należy mi się jakiekolwiek wyjaśnienie, więc mam nadzieję, że jeszcze się do mnie odezwiesz." — brzmiała najnowsza wiadomość na ekranie jiminowego telefonu, gdy ten parkował wzdłuż zakorkowanej ulicy w centrum miasta, nerwowymi dłońmi szukając w schowku zagubionych drobnych, którymi opłaciłby parkingowy bilet. Po przeczytaniu jej treści, Jimin rzucił urządzeniem o tylne siedzenia samochodu, lecz wracając po chwili z powrotem za kierownicę, tym razem z opłaconym kawałkiem papieru, który wetknął pod przednią szybę, mimo wszystko odszukał telefon i robiąc następnie kilka głębszych wdechów, zdecydował się w końcu na krótką odpowiedź. Wenus miał w końcu rację — po tym wszystkim, czego dowiedziało się od niego Słońce, mężczyzna słusznie domagał się wyjaśnienia z jego strony.

„Gwarantuję ci, że Seyeong nigdy nie była w żadnym studiu tatuażu" — napisał po prostu, a z każdym słowem powietrze wokół niego stawało się coraz gęściejsze. „Mam taki sam tatuaż. Pojawił się na moim ramieniu z dnia na dzień. Jeśli dowiem się czegoś więcej w tej sprawie, dam ci znać."

Nie zaprzątał sobie głowy ostrożnością, gdy następnie trzasnął drzwiami samochodu, zablokował je pilotem i szybkim marszem ruszył przed siebie, chwilę krążąc między blokami ze wzrokiem uparcie wbitym we własne buty. Jako że miał już okazję gościć w mieszkaniu Seokjina i Annie, teraz pozostawał ślepym na czarującą okolicę, ignorując sięgający nieba bluszcz, nawet jeśli tak zachwycał się nim ostatnim razem, i ciszę ciasnych uliczek, w której w cudowny sposób ginął uliczny zgiełk jednej z centralnych dzielnic miasta. Spotykając na swojej drodze śmiech uradowanych wczesną wiosną dzieci oraz ciekawskie spojrzenia rozpoznających jego twarz opiekunów, Jimin nie zwracał na nikogo najmniejszej uwagi, wciąż zbyt pochłonięty własnymi myślami. Zanim zapukał jednak do właściwych drzwi, po raz ostatni wysunął komórkę z kieszeni. Odczytawszy z jej ekranu krótkie „dziękuję", wziął następnie głęboki oddech i wysilił się na lekki uśmiech, gdy zza progu wyjrzała w końcu znajoma twarz.

— Jimin! Jak dobrze cię widzieć — usłyszał po chwili, na raz entuzjastycznie witany przez silne ramiona zarzucone mu własną szyję.

Pierwszym, co Jimin zauważył wchodząc do środka, był promienny wyraz twarzy Annie — coś, co sprawiło, że czarne scenariusze gwałtownie, acz krótkotrwale, usunęły się w cień. Przez kilka wyjątkowo długich sekund ciało chłopaka zamarło więc w bezruchu, niezdolne do zebrania myśli na nowo, a on sam z chęcią chłonął energię rodu Merkurego, tak łagodną, tak beztroską. Jego potomkini nie wykazała się jednak jednakowym spokojem, w mgnieniu oka zamykając za gościem drzwi, zdejmując z jego ramion ciężki płaszcz i odwieszając go na wolny wieszak. Kiedy jej niecierpliwe dłonie zaczęły następnie żwawo zapraszać go do środka, Jimin na ułamek chwili zapomniał nawet, w jakim celu złożył im wizytę.

Sunshine //yoonminWhere stories live. Discover now