Cierpliwość

759 54 7
                                    

Nagły alarm, wszystko i wszyscy byli w pośpiechu. Lekarze rozmawiali między sobą, przygotowując się na przyjazd karetki, a pielęgniarki czekały przy drzwiach. Chaos, panował istny chaos, jak jeszcze nigdy na oddziale.

Ambulans niemalże nie wyrobił na zakręcie, po czym szybko zahamował, a wokół zbiegli się lekarze.

Wszyscy zaś ruszyli do sali operacyjnej, a zdezorientowana Jaehee zaczęła panikować. Nie była na to gotowa, nie tego dnia. Chciała spytać się Yukheia, czy zaczną się umawiać, bo jej uczucia były coraz silniejsze.

Dokładnie tego dnia, kiedy wydarzył się cud.

- Proszę, pozwólcie mi zadzwonić, inaczej będzie się denerwował! - niemalże łkała, ale starsi byli nieugięci.

Nie mieli na to czasu.

Jej łóżko stanęło na sali operacyjnej i jedyne, co widziała to potężne światło bijące z sufitu. Pomimo błagań i płaczu wystraszonej dziewczyny, profesor dostał jasne zlecenie; wykonać operacje.

Teraz albo nigdy, zgodność była zatwierdzona z jej grupą krwi. Nie było odwrotu, wprawdzie było to szczęście, jednak myśl o tym, że może się nigdy nie obudzić, mroziła jej zmysły. Nie chciała stawiać Lucasa w takiej sytuacji.

Po chwili odpłynęła, podali jej narkozę i zamknęli drzwi od sali. Rozpoczęła się długo wyczekiwana operacja.

Minęła godzina, dwie, a Jaehee nie odpisywała na wiadomości Lucasa. Zero odpowiedzi, przez co zaczął się martwić.

Trochę obawiał się, że to przez małą kłótnie, którą mieli parę dni wcześniej odnośnie tego, co robił kiedy jej nie było. Bo trochę sobie nagrabił, ale ostatecznie się pogodzili.

Stał na ganku swojego mieszkania i westchnął, chowając telefon do kieszeni. Zawsze wychodził nabrać świeżego powietrza, kiedy chciał coś przemyśleć.

- Może nie chce się dziś ze mną widzieć? - położył płasko ręce na kolanach i oparł na nich brodę.

- Yukhei? - zapytała jego matka, wychodząc na zewnątrz z telefonem.

- Tak? - powoli wstał i zobaczył zmartwiona minę rodzicielki.

- dzwonią ze szpitala... - powiedziała.

***

Nie musiało minąć długo, a Lucas był już w środku dużego budynku. Cały harmider uspokoił się, a szpital funkcjonował normalnie. Teraz to Lucas nie mógł się opanować, podbiegając do recepcji i chwytając się mocno blatu, żeby wyhamować, jak ambulans sprzed paru godzin.

- Co się dzieje z pacjentką Kang Jaehee? - zapytał zdyszany.

Wtedy dołączyła do niego zmartwiona matka. To ona przywiozła go do szpitala, niemalże groźbą od chłopaka, że musi tam natychmiast jechać. Zrobiła to bez wahania, bo jeszcze nigdy nie widziała go mówiącego w tak przerażającym tonie.

- Kim pan jest? - zapytała, spoglądając na spis zdrowia dziewczyny.

- Jej opiekunem, Wong Yukhei. Może mi pani odpowiedzieć? - zagryzł zdenerwowany wargę.

- Panienka Kang jest od dwóch godzin na sali operacyjnej, niestety nie możecie tam wejść, ale możecie zaczekać przed salą. Radziłbym jednak udać się do domu, poinformujemy kiedy operacja się skończy i czy- - Lucas odciął ją w połowie zdania.

- Jakiej sali? - oddalił się od mebla.

- 29 - powiedziała lekko zaskoczona.

Lucas miał zamiar odbiec, ale zatrzymała go jego matka. Była zdezorientowana i podirytowana tak samo, jak syn. Chciała po prostu wiedzieć, co się stało.

Passing By || Lucas ✔️Where stories live. Discover now