Prolog

109 2 2
                                    

Nadchodzi taki okres w życiu, kiedy masz dość. Dość dosłownie wszystkiego. Zaczynasz wtedy dostrzegać rzeczy, które wcześniej były dla Ciebie błahostkami. Teraz są dla ciebie poważnym problemem. Pytasz, gdzie popełniłaś błąd. Szczerze? Nigdzie. Po prostu takie życie ułożył Ci Bóg. Pytasz w takim razie, gdzie zawiniłaś. Co Mu zrobiłaś, skoro daje cię tak traktować i nienawidzić innym? Co Mu zrobiłaś, skoro pozwala mężowi cię bić, przez co zamykasz się w sobie? Nie masz znajomych, pieniędzy, nie masz sił. Nie możesz w danej chwili robić to, na co masz ochotę. Kładziesz się z nadzieją, że kolejny dzień będzie lepszy, ale nie jest. Znów jest strach przed humorami, przed nazwaniem gównem, przed powiedzeniem czegoś nie tak. Strach przy każdej złowrogiej minie. Co, jeśli znowu podniesie na ciebie rękę? Co tym razem powiesz rodzinie, kiedy zapytają czemu ciężko ci oddychać? Przecież nie powiesz, że być może masz złamane żebro. I te codzienne zastanawianie się czemu nie odejdziesz. Przecież bez niego jesteś nikim, małym bezbronnym dzieckiem, które nic nie potrafi. Nawet wasze dzieci już nie traktują cię poważnie. Jesteś dla nich tym, kim dla niego. I nie zostajesz z nim z miłości. Zostajesz z przyzwyczajenia i strachu przed tym, że rzeczywiście nie dasz rady. W końcu jednak Bóg stawia na twojej drodze kogoś wspaniałego. Twojego anioła stróża w żywej postaci. Kogoś, kto ma cię pokochać bez względu na twoje wady. A ty co robisz? Znów się boisz i uciekasz. Bo jak się da kochać, kogoś takiego jak ty. Przecież w tobie nie ma nic wspaniałego, a nawet dobrego. Boisz powtórzenia się historii, boisz się, że nie dasz się pokochać. Nie ufasz sobie i swojemu aniołowi. I jesteś już na tyle bezsilna, że masz ochotę tylko spać, spać, spać i się nie budzić.

W poszukiwaniu szczęściaWhere stories live. Discover now