8. Damy radę

1.3K 53 0
                                    

- Skarbie - poczułam lekkie szturchanie w ramię. Przetarłam oczy i podnosiłam się do pozycji siedzącej. Mateusz podał mi telefon, a na jego ekranie widniał kontakt do mojej mamy.

- Halo? - zapytałam znużona.

- Róża - zaczęła, słychać było, że płakała - Julka... Ona - jąkała się - zniknęła.

- Jak to? - słysząc tą wiadomość od razu wróciłam do żywych.

- Nie wiem... My...

- Nic nie mów, będę najszybciej jak to możliwe - rozłączyłam się.

- Co się stało? - usłyszałam głos Zawistowskiego, jednak zignorowałam go. Szybko założyłam ubrania oraz buty.  Wzięłam telefon i wybiegłam z mieszkania. Brałam głębokie wdechy, starając się nie rozpłakać. Biegłam w stronę mojego bloku. Nie liczyło się dla mnie to, że był on oddalony o trzydzieści kilometrów. W pewnym momencie z nieba zaczęły spadać pojedyncze krople, które ostatecznie złożyły się w wielką ulewę. Samochód zwolnił obok mnie. Przednia szybka zsunęła się w dół.

- Nie denerwuj mnie, tylko wsiadaj - sprawnie wykonałam polecenie. Byłam cała przemoknięta, mój oddech był nierówny, a słona ciecz mimowolnie leciała po moich policzkach.

- Zawieź mnie do mieszkania. Potem do rodziców - mówiłam na jednym wdechu.

- Spokojnie - położył dłoń na moim udzie.

- Jak mam być w tej chwili spokojna? - spojrzałam na niego. Obraz od łez stawał się niewyraźny. Gdy znaleźliśmy się pod budynkiem, wyszłam z pojazdu. Z impetem wbiłam do mieszkania. Wzięłam torbę, pakując do niej wszystko co miało by być mi potrzebne.

- Nie odzywaj się i jedź - rzuciłam rzeczy do tyłu pojazdu. Wybrałam ponownie numer do rodzicielki.

- Jesteśmy już w drodze. Będziemy niedługo. Zadzwoń proszę do Adriana.

- Już to zrobiłam. Niestety będzie dopiero jutro.

- Dobrze, trzymaj się. Naprawdę jesteśmy niedaleko.

- Weź moje rzeczy, błagam - trzasnęłam drzwiami. Weszłam do domu, gdzie na kanapie siedzieli rodzice. Matka wstała, od razu mnie przytulając.

- Idę po ręcznik - głos ojca przerwał ciszę.

- Nie trzeba - odsunęłam się, ocierając łzy.

- Jesteś cała mokra.

- To nic - pokręciłam głową - Powiedzcie co się stało.

- Miała wrócić ze szkoły. Wzywaliśmy policję. Czekamy na jakieś informacje.

- Czyli mam po prostu rozumieć, że nie wróciła po szkole do domu? - uniosłam brwi lekko w górę. Kobieta była roztrzęsiona, zupełnie jak ja.

- Tak - opuścił głowę w dół, obejmując ją.

- Jak mogliście do tego dopuścić?! - krzyknęłam, upadając na kolana.

- Zawsze wracała bez problemów. W końcu nie jest małym dzieckiem. Nikt nie był w stanie przewidzieć co się stanie! - matka starała się bronić.

- Nie jestem w stanie w to uwierzyć - schowałam twarz w dłoniach.

- Mateusz zabierz ją do pokoju - poprosił ojciec.

- Nie! - sprzeciwiam się - Idę jej szukać.

- Pada deszcz. Poza tym policja się już tym zajęła, kiedy tylko będzie lepsza pogoda dołączymy do nich. Na razie nie ma sensu.

- Chuja zrobi policja! Znając ich to sami nie będą się zajmować tą sprawą w taką pogodę. Siedzą teraz pewnie wszyscy w biurze, udając, że analizują sytuację, podczas gdy ona albo się gdzieś zgubiła albo ktoś ją porwał albo... Nie jestem w stanie tego nawet powiedzieć. Mateusz - podnosiłam się z podłogi - Daj kluczyki, jadę jej szukać.

- Nigdzie nie idziesz. Twoi rodzice mają rację. Zaczniemy od jutra, najpierw się przebierz, wysusz i odpocznij.

- Teraz! Idziemy jej szukać. Nie odpuszczę tego.

- Jutro z samego rana - położył swoje dłonie na moich ramionach, patrząc mi w oczy.

- Obiecujesz? - uspokajałam się stopniowo.

- Obiecuję - gdy tylko to powiedział, przytulił mnie. Weszliśmy do mojego pokoju. Zawistowski po drodze wziął spory ręcznik, którym mnie otulił.

- Mam już tego dość - opadłam na łóżku, ponownie zalewając się łzami.

- Powiesz mi teraz kto zaginął? - położył się obok mnie, zamykając w uścisku.

- Moja siostra, znaczy przyrodnia siostra. Nawet nie wiesz jak bardzo byłyśmy zżyte dopóki nie wyjechałam. Niesamowita dziewczyna.

- To ty jesteś niesamowita - musnął moje czoło - Założę się, że z twoją determinacją nie ma opcji, żebyśmy jej nie znaleźli. Pomogę ci, wszyscy ci pomożemy.

- Mateusz, a co jeśli...

- Żyje i ma się dobrze - starł słoną ciecz z mojego policzka - Wszystko będzie dobrze, kochanie.

- Nic nie będzie dobrze - gwałtownie wstałam, chłopak również - A co jeśli to moja wina? Pewnie mogłam temu jakiś zapobiec. Ale oczywiście musiałam myśleć o sobie - nerwowo chodziłam po pokoju - Dlaczego nie pomyślałam o tym wcześniej? - uderzyłam, parę razy, pięściami o klatkę chłopaka.

- Uspokój się - chwycił moje dłonie - Nic nie jest z twojej winy, a na pewno nie to.

- Kłamiesz - zaczęłam się wyrywać - mówisz tak, żebym tylko zaczęła tak myśleć! A prawda jest inna.

- Nie miałaś na to wypływu - podniósł głos. Widząc, że jego wypowiedź nie wpłynęła na mnie w ogóle, wpił się w moje usta. Gdy to zrobił, ogarnął mnie wewnętrzny spokój. Oplotłam dłońmi jego kark.

- N-nie mogę - odsunęłam się od niego.

- Jest już dobrze - zamknął mnie w uścisku - Widzę, że jest ci ciężko. Prześpij się. Damy radę.

- Jesteś tego pewien? - podniosłam moje, przekrwione od płaczu, oczy na jego twarz. Przytaknął delikatnie. Zdjęłam z siebie ręcznik oraz przemoczone ubrania. Sięgnęłam do torby po dużą bluzkę, po czym zaszyłam się w łóżku.

- Dobranoc - złożył krótki pocałunek na moich ustach - Kocham cię - wyszeptał. Po chwili usnęłam.

(NIE) JEST DOBRZE || ŻabsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz