100. Transport

796 44 2
                                    


Rano obudziłam się w objęciach Dracona. Przeciągnęłam się i ubrałam. Nie chciałam go budzić, bo tak słodko spał. Zeszłam po schodach do kuchni i nalałam sobie kawy. Chwyciłam Proroka Codziennego, w którym był artykuł o nowym ministrze magii, który zapewniał, że będzie pomagać.

- Bardzo ciekawe.- pomyślałam i wzięłam łyka kawy. Na dół po schodach zszedł Snape, Bellatriks i Narcyza. Wyplułam to ca miałam w ustach.- Co on tu robi?- spytałam ze zdziwieniem patrząc na czarnowłosego.

- Zabił Dumbledora nie może być u siebie w mieszkaniu.- położyła mi rękę na ramieniu Narcyza i wzięła kubek kawy.- Zmyj to.- rozkazała skrzatowi posprzątać napój, który wyplułam. Ja przez cały czas mierzyłam się spojrzeniem z Snapem.

- Świetnie.- prychnęłam i poszłam na górę.

Gdy weszłam do pokoju, Draco już nie spał i dało się słyszeć dźwięki z łazienki. Usiadłam na łóżku i zaprzątałam sobie głowę Vicky.

Znałyśmy się kupę czasu, ale to wszystko było kłamstwem. Czy cokolwiek co do mnie mówiła i robiła było prawdziwe? Bransoletka! Pogrzebałam po szufladach i znalazłam przedmiot zaczęłam go oglądać.

- Nie dałaś sobie spokoju?- zapytał Draco wycierając włosy ręcznikiem.

- Nie o to chodzi. Ona mi to dała, a jeśli to jest w jakiś sposób zaczarowane?- rozważałam wszystko. Może jest jeszcze coś czego nie zobaczyłam. Może coś od początku mi umykało.

- To zwykła biżuteria.- powiedział zabierając przedmiot. Zabrał różdżkę ze stolika i sprawdził czy przedmiot niczym nie został tknięty. Tak Draco ma już siedemnaście lat. Niestety nie mogłam z nim spędzić jego urodzin, bo przed nimi zginął Dumbledore, ale spokojnie mam plan.- Nie ma w niej nic.

- A może jest klucz...

- Ravena!- opanowałam się po jego krzyku.- Wybacz...- pogłaskał mnie po policzku.- Straciłaś osobę, która była dla ciebie bliska. Jednak nie była tą za którą się podawała.

- Muszę się przewietrzyć.- wstałam i wyszłam. Draco wie, że w takich momentach lepiej za mną nie iść.

Wybrałam się do ogrodu. Nie wszystko tu było tak jak kiedyś. Kwiaty powiędły od braku światła. Przykucnęłam przy krzewie róż. Wypowiedziałam parę zaklęć, a kwiaty zaczęły rosnąć. Zaczarowałam je dzięki czemu już nie umrą.

Malfoy Manor jest chronione czarną magią. Dostać się do środka mogą tylko wyznaczone osoby. Brama dla innych osób zawsze jest zamknięta. Co prawda mogę sobie bezkarnie czarować i nie wyrzucą mnie ze szkoły, ale po co ta zasada teraz?

- Możemy porozmawiać?- odwróciłam wzrok i zobaczyłam Severusa.

- Wydaje mi się, że nie mamy o czym.- warknęłam i chciałam odejść, ale Snape złapał mnie za łokieć.- Puszczaj.

- Nie puki mnie nie wysłuchasz.- wyszeptał.

- Jestem twoją Panią, a ty masz się słuchać!- warknęłam, a jego zapiekło przed ramie.

- Ty nie jesteś taka.- powiedział dalej spokojnie mimo iż ból był silny.

- Nie wiesz o mnie nic.- wyrwałam rękę. Spojrzałam na niego ostatni raz i odeszłam do domu. Minęłam Bellatriks, która się delikatnie pokłoniła.

Nie wkurza się kogoś kogo włosy są czerwone. Weszłam do pokoju i zamknęłam drzwi. Zsunęłam się po nich na ziemie.

- Silencio.- wymówiłam zaklęcie i zaczęłam płakać. Ciekawe jak często będę to robić.

Zbliżały się urodziny Pottera. Voldemort zwołał zebranie. Zajęłam miejsce od razu obok niego. Obrady się zaczęły, ale jedno miejsce było puste. Severus zajmował miejsce naprzeciwko mnie, ale ostatnio często znika.

- Och Severusie. Zająłem ci miejsce.- Snape zajął krzesło. Poczułam dłoń na swoim kolanie. Zacisnęłam szczękę. Tą obślizgłą dłoń rozpoznam wszędzie.- Jakie wieści przynosisz?

- To się stanie w tą niedziele.- odparł czarnowłosy.

- Słyszałem co innego mój panie. Pottera nie będą chcieli przenieść szybciej niż dzień przed jego urodzinami.- powiedział jakiś śmierciożerca. Kojarzyłam go z ministerstwem, ale nie wiem czy słusznie.

- To jest fałszywy trop.- wykłócał się Severus.- Jego przyjaciele podejrzewają, że infiltrujemy ministerstwo.

- No i mają rację.- zaśmiał się mężczyzna siedzący obok Dracona, a z nim reszta osób.

- Co ty na to Piusie?- zapytał Voldemort szefa departamentu, który został przymuszony do stania się śmierciożercą. Mężczyzna bał się Nagini.

- Ludzie różne rzeczy mówią, ale gdzie leży prawda tego nie wie nikt.- powiedział Thicknesse spoglądając na węża.

- Ha... mówisz jak prawdziwy polityk.- zaśmiał się mój ojciec.- Będziesz dla nas bardzo przydatny.- Gdzie mają zabrać chłopaka?

- Zapewne do kogoś z zakonu.- zaczął Snape.- Jednakże kiedy go przeniosą w kryjówce nie będzie sposobów na zabicie go.

- Panie mój...- odezwała się Lestrange.- Ja mogę wykonać to zadanie. Chcę zabić chłopaka.- usłyszeliśmy krzyki z lochów.

- Glizdogonie! Miałeś pilnować żeby goście zachowywali się cicho!- krzyknął Voldemort. Popatrzyłam na Petera i dopiero teraz ujrzałam kobietę która była zawieszona w powietrzu. Rozpoznałam w niej nauczycielkę o mugoloznawstwie.

- Tak mój panie.- odparł przestraszony Glizdogon i poszedł schodami w dół. Muszę kiedyś odwiedzić lochy.

- Fascynuje mnie twoja żądza krwi Bellatriks.- głupia baba.- Ale to ja muszę zabić Harry' ego Pottera.- kobieta się wsunęła głębiej w krzesło.

- Ojcze jeśli mogłabym coś dodać...- zabrałam głos.

- Tak córko?- poczułam jak zaciska swoją dłoń na mojej nodze.

- Pottera zapewne będą transportować w powietrzu. Na miotłach... na przykład.- powiedziałam spokojnie.

- Bardzo prawdopodobne... Jednak, że...- wstał i zabrał rękę z mojej nogi.

- Nareszcie.- pomyślałam gdy nie czułam zimna.

- ... istnieje pewna komplikacja. Moja różdżka oraz Pottera mają takie same rdzenie. Można by rzec, że są bliźniacze.- Voldemort zaczął się przechadzać.- Potrzebuję innej różdżki którą będę mógł go zabić.- przeszedł za moimi plecami i szedł wzdłuż stołu. Każdy śmierciożerca wgniatał się w stołek, bo się obawiał, że to jego spotka polecenie oddania różdżki.- Żaden ochotnik się nie objawi?- Zatrzymał się za Draco.- To może ty... Lucjuszu?

- Panie mój...- powiedział ojciec Dracona płaczliwym głosem.

- Panie mój.- przedrzeźniał go Voldemort. Nie powiem... Nawet śmiechłam. Lucjusz niżej nie może upaść.- Oddaj mi swoją różdżkę.- wyciągnął rękę, a mężczyzna trzęsącą się dłonią oddał przedmiot.- Dobrze wyczuwam wiąz?

- Tak panie.- poruszył głową blondyn.

- A jaki rdzeń?- spytał oglądając przedmiot.

- To smok... włókno smoczego serca.- przełknął ślinę. Voldemort ułamał ozdobę którą była głowa węża i rzucił ją na stół. Wycelował różdżką w kobietę, która przeniosła się nad nasze głowy.- Nie doinformowanych informuję, że odwiedziła nas Charity Burbage, która do niedawna uczyła w Hogwarcie. Uważała, że mugole i czarodzieje są tacy sami.- przez stół przebiegł śmiech i dźwięki obrzydzenia.

- Severusie, Severusie. Proszę... byliśmy przyjaciółmi.- kobieta szeptała. Była cała we krwi. Zapewne przeżyła wiele Cruciatusów.

- Avada Kedavra.- ciało kobiety padło na stół.- Nagini kolacja.- wąż wpełzł na blat. Każda osoba zabierała ręce z stołu. Nagini połknęła kobietę w całości.


Ciąg dalszy nastąpi...

Czy mogę nazwać cię ojcem ?Where stories live. Discover now