twenty one pilots - house of gold
Tego ranka Tony obudził się znacznie wcześniej niż Stephen, bo niemal o łagodnie ubarwionym i świeżym wschodzie słońca. Nie zerwany z koszmaru, obudzony gorącem panującym pod kołdrą i przez promienie kładące mu wiele delikatnych palców na policzkach, jakby miały zamiar psocić, gdy tylko opuści sypialnię, ale nie zamierzał.
Patrzenie na partnera sprawiało mu ogromną przyjemność; jasna cera, ciemne rzęsy i włosy, ale z posiwiałymi pasemkami przy skroniach, oczy będące nieco bledszymi, wpadającymi w turkus opalami. Bez wyrzutów sumienia mógł przysiąc, że każdego ranka budzi się w łóżku z na nowo wymalowanym dziełem sztuki. Stanowcze i silne pociągnięcia pędzla artysty tam, gdzie pod kołdrą zaznaczały się tors i uda Stephena, cieńsze oraz bardziej nasycone kolorem w okolicach włosów, a najostrożniejsze, najdrobniejsze przy uchylonych oczach, najwięcej maleńkich, barwnych muśnięć mieszających się ze sobą w głębi tych niesamowitych tęczówek.
— Tony? — usłyszał zaspany głos z drugiej strony łóżka, właściwie tuż zza swoich pleców. — Co się dzieje w tym pięknym umyśle? — Właściciel tegoż głosu złożył lekki pocałunek na rozgrzanej skórze i chwilę tak został, z ustami przyciśniętymi do kręgosłupa bruneta.
— Stephy — odparł, z ulgą opadając na materac. — Nic nie zdążyło się dziać, dopiero się obudziłem.
— Zawsze coś się dzieje.
Stephen owinął ramię wokół pasa Tony'ego, po czym przerzucił jedną nogę przez nogi partnera i tak ułożony z powrotem zamknął oczy.
— Jeśli będziesz chciał wstać, obudź mnie, dobrze? — mruknął czule we włosy Starka. — Plus kontrola, dzisiaj jesz śniadanie ze mną, a nie sam płatki z kawą, bo będę się martwił.
— To znaczy, że jem płatki z kawą i ty też jesz płatki z kawą? — Tony uśmiechnął się krzywo, ale przewrotnie pokiwał głową.
— To znaczy, że dzisiaj śniadanie robię ja, a ty możesz trochę dłużej pospać. I nie chcę słuchać żadnych mamrotań, że wystarczy ci funkcjonowanie na bazie kawy albo wina i jednej dodatkowej rzeczy razem z całą naukową teorią. Na twoje nieszczęście jestem doktorem, lekarzem i znam się na ludziach. — Każdemu słowu towarzyszyło lekkie szturchnięcie, które co chwila skupiały się bardziej na nie upominaniu, ale na łaskotaniu, więc Tony szybko osunął się w ramiona Strange'a i ściągnął mięśnie ramion, chcąc się zmieścić w jego sylwetce, co z tak niedużym wzrostem nie było szczególnie trudne. Podbródek oparty na czubku głowy, długie palce z chirurgiczną precyzją przebiegające po klatce piersiowej, po układzie drobnych blizn szpecących skórę, dzielone między sobą ciepło przez trzy następne godziny należytego snu.
Następcą promieni słonecznych okazał się zapach mocnej herbaty Stephena, będącej produktem poleconym — później ochoczo wrzuconym do koszyka na zakupach - przez żartobliwie nazywane sabatem czarownic zgromadzenie mające miejsce w ich mieszkaniu w co drugą sobotę. Pozostałe spotkania odbywały się u Wandy i Lokiego, dla odmiany, w saloniku pełnym świec oraz książek (ryzykowne połączenie zdaniem Tony'ego, ale ponieważ był tylko gościem na zgrupowaniach trzyosobowego sabatu, siedział na kanapie i się przypatrywał).
Chwilę później do woni herbaty dołączyła ta świeżo zrobionych tostów, a że Stark był ich miłośnikiem, jego nos nie pozwolił mu długo ignorować faktu, że na stole stoją tosty, zapewne z herbatami — jego słabą, Stephena mocną — oraz czymś, co Strange wymyślił w międzyczasie. Lada chwila miał wejść do sypialni, ogłaszając pobudkę, a Tony chciał go wyprzedzić.
Ziewając niemiłosiernie wszedł do salonu, ogarniając wzrokiem zrobiony tam poprzedniego wieczoru bałagan; książki, koc, poduszki na podłodze i miski po przekąskach.
CZYTASZ
𝐒𝐓𝐑𝐀𝐍𝐆𝐄 𝐓𝐄𝐂𝐇𝐍𝐈𝐐𝐔𝐄. ironstrange
Fanfictiontony leczy rany, a stephen bardzo się stara być dobrym lekarzem.