Część 1

108 2 0
                                    

-Czy jest to konieczne?-pytam chyba po raz setny gasząc chyba setnego papierosa.

-Kurwa Val, co nam szkodzi? Kasa dobra to trzeba skorzystać.-tłumaczy już zirytowana Ana-moja przyjaciółka, z którą trzymam odkąd przeprowadziłam się do Nowego Yorku.

Wywracam oczami. Cholerne gówno. Od paru dni jesteśmy bezrobotne. W poprzedniej pracy niechcący zwyzywałyśmy szefa z lepszych kancelarii prawniczych, który przystawiał się do mnie. A że ja nie lubię prawników to musiałam ładnie odprawić go ze świstkiem. Ana to moja tarcza obronna więc wiadomo, że mi w tym pomogła. No i tym sposobem zostałyśmy wylane z pracy kelnerskiej. Śmieszne, co?

-Niby tak.. ale striptizerki?-dopytuje marszcząc brwi.

-Spokojnie, w tańcu to akurat jesteśmy zajebiste.-puszcza do mnie oczko. Wzdycham i już nie zdążyłam nic odpowiedzieć bo drzwi do jednego z najlepszych burdeli się otworzyły. Stoi w nich jeden z ochroniarzy. Wiadomo: wysoki, łysy dzik. Lekko zerkam zdenerwowana na Anę.

-Witam, my na rozmowę z panem Malikiem.- informuje go z uśmiechem. Mężczyzna obczaja nas od góry do dołu lekko zagryzając wargę. Ble.

-Zapraszam.-pokazuje gestem, że mamy wejść. Pierwsza wchodzi Ana, a ja za nią. Gość prowadzi nas prosto pod drzwi szefa.

-To tutaj. Powodzenia i lepiej bądźcie kulturalne. Szef nie lubi jak kobiety są pyskate.-puszcza do nas oczko. Ana lekko puka 3 razy w drzwi. Oczekiwając rozglądam się lekko po pomieszczeniu. Zdecydowanie dominuje tutaj krwista czerwień. Na ścianach wiszą jakieś erotyczne obrazy. Panoszą się od czasu do czasu jakieś laski skąpo ubrane, albo przebrane. Wzdłuż znajduje się korytarz prowadzący chyba do pokoi. Chyba nie muszę wam tłumaczyć co tam się dzieje.

Na samą myśl mi niedobrze.

-Już wam nie będę chyba potrzebny.- uśmiecha się szeroko ochroniarz i odchodząc klepie mnie w tyłek.

Zszokowana i wkurwiona odwracam się w jego stronę i mocno szarpię za ramię.

-No chyba coś ci się kurwa pomyliło.-warczę i uderzam go z całej siły w policzek. Ten automatycznie się za niego łapie. Wkurwił się, widzę to.

-Chyba jednak tobie mała zdziro. Będziesz jedną z nich więc się kurwa przyzwyczaj do tego.-krzyczy. Nagle drzwi się otwierają, a nasze spojrzenia lądują na wysokim, dobrze umięśnionym mężczyźnie. Ma lekki zarost, piękną twarz. Ubrany jest w przylegającą białą bluzkę, która idealnie opina jego mięśnie.

-Co tu się kurwa dzieje?-pyta zirytowany. Ana lekko otwiera z wrażenia usta. Przełykam głośno ślinę. Skanuje każdego z nas.

-A tobie co?-pyta zauważając czerwony policzek swojego chujowego pracownika.

-Jak to co?-prycha.-Ta mała suka mnie uderzyła.-tłumaczy wskazując palcem na mnie.

-Już ci mówiłam, że masz mnie nie wyzywać. A po drugie nie pokazuje się palcem na ludzi. Mama nie nauczyła?-syczę przez zaciśnięte zęby.

-Ty mała szm-

-DOSYĆ!-krzyczy Malik przerywając ochroniarzowi.-Erik idź pilnować naszych perełek.-rozkazuje mu, a ten od razu odchodzi coś sepleniąc pod nosem.

-a wy? kim jesteście?-pyta patrząc prosto w moje oczy. Wzdycham krzyżując ręcę na piersiach.

-Byłyśmy umówione na rozmowę o pracę panie Malik.-rzuca szybko Ana lekko się uśmiechając. Chyba chciała załagodzić sytuację. Malik marszczy brwi patrząc na nią.

-Ah tak? Takie pyskate?-pyta zerkając na mnie.

-Tak, kurwa takie pyskate. Nie będzie mnie żaden ohydny koleś obmacywał.-syczę mrużąc oczy. Malik zaczyna się głośno śmiać.

-Mała, ty myślisz, że pracując tutaj będziesz nietykalna?-

-Ana mówiłam, że to chujowy pomysł. Ten burdel to jedne, wielkie gówno. Wychodzę stąd.-warczę i chcąc wyjść ktoś łapie mnie za ramię. A tym ktosiem jest moja najlepsza psiapsi.

-Nigdzie nie idziesz. Przepraszam panie Malik za przyjaciółkę. Jest uparta.-tłumaczy.

-Wejdźcie.- mówi rozbawiony i otwiera nam drzwi do gabinetu. Gdy siadamy na przeciwko niego zaczynam się coraz bardziej irytować.

-Więc Anastasia Leer i Valerie Mitch. Co was nakłoniło do przyjścia tutaj?- pyta zerkając raz na mnie raz na An.

-Moja popieprzona przyjaciółka.- odpowiadam sztucznie się uśmiechając. Dziewczyna lekko stuka mnie w ramię.

-Wyrzucono nas z pracy kilka dni temu i nie mamy pieniędzy. Łapiemy się wszystkiego czego możemy.-tłumaczy po chwili lekko wkurwiona. Malik przez chwile się nad czymś zastanawia.

-Dlaczego mam przeczucie, że zostałyście wyrzucone przez nią?-wskazuje na mnie uśmiechając się głupkowato. Wywracam oczami. An lekko sie śmieje. Gromię ją wzrokiem.

-Przyszłyśmy na rozmowę o pracę, a nie O NASZEJ BYLEJ PRACY panie Malik.-odpowiadam dalej sztucznie się uśmiechając.-Więc niech się pan nie wpierdala w nieswoje sprawy.-dodaję zanim zdąże ugryźć się w język. Jego spojrzenie ciemnieje. Chyba go wkurwiłam. UPS??

-Widzę pyskata dziewczynka. Dobrze. Jutro o 19:00 zaczynacie. Jako, że jedna z was jest bardzo odważna będzie miała inną robotę. Ty An będziesz na razie za barem. Chcę was poznać. Później się okaże co dalej.-mówi beznamiętnie.

-Dobrze, dziękujemy panie Malik.-odpowiada przyjaciółka. Gdy wstajemy, udajemy się do wyjścia.

-Valerie wróć i siadaj z powrotem na swoje miejsce.-warczy Malik. Zszokowana odwracam się w jego stronę.

-Po co?-

-Bo ci każę?-odpowiada pytaniem na pytanie. Bez zbędnego gadania wracam na miejsce.

-Dziękuję An za rozmowę, możesz wyjść i poczekać na swoją przyjaciółkę.-

-Do widzenia.- żegna się i wychodzi.

Wzrok Malika krzyżuje się z moim. Jest zły albo wkurwiony.

-Po co miałam wrócić?-pytam znudzona. Chcę stąd już wyjść. Nie podoba mi się te miejsce. Wolę już chyba być bezdomna i biedna. Chociaż te drugie określenie pasuje do mnie idealnie. Przynajmniej teraz.

Mężczyzna gwałtownie wstaje i opierając się o biurko lekko sie do mnie przybliża. Mam okazję spojrzeć z bliska w jego oczy. Są brązowe...są piękne.

ouu wait Val, tu ziemia!!!

-Posłuchaj mnie teraz. Jeżeli dalej będziesz taka pyskata i nieposłuszna dam cie na dział do ostrych zabaw, a uwierz mi, tam klienci nie są wyrozumiali gdy powiesz, że boli.-syczy przez zaciśnięte zęby. Prycham.

-Myślisz, że mnie przestraszysz?-

-Nie, Val. Ja obiecuję.-nagle jego wzrok lekko łagodnieje. Przełykam głośno ślinę.

-Z tego co wiem, jesteś teraz biedną myszką, więc wiem, że zrobisz co ci każę. Wiedz, że to wykorzystam jak najlepiej.-puszcza do mnie oczko i z powrotem siada na fotel.

-Możesz już iść. Miło było cię poznać Val.- lekko się uśmiecha.

Gwałtownie wstaję i podchodzę do drzwi.

-Bez wzajemności.-warczę otwierając drzwi i wychodzę.

An czeka na mnie przy wyjściu. Omijając ją wychodzę. Czuję jak lekko łapie mnie za ramię;

-Co to miało być?!- pyta zdenerwowana.-Przez ciebie mogłyśmy nie dostać tej pracy!-unosi się. Wlepiam w nią gorzki wzrok.

-Wiesz co? Byłoby wtedy zajebiście!- krzyczę.

-Teraz dopiero zobaczysz co to znaczy piekło.-dodaję po chwili i udaję się do auta.

You'll regret ValerieWhere stories live. Discover now